Uniwersum Metro 2033: „Dziedzictwo przodków” – recenzja

Autor: Marcin Waincetel Redaktor: Motyl

Dodane: 16-02-2014 23:01 ()


Świat po nuklearnym konflikcie – nadbałtyckie wybrzeże spowija gęsta, nieprzenikniona mgła. Pod tą naturalną zasłoną skryte jest miasto-twierdza Königsberg. Okoliczne bunkry, tunele i podziemne obozowiska stały się azylem dla ocalałych po kolejnej wojnie światowej. Właśnie w takiej postapokaliptycznej scenerii Suren Cormudian postanowił napisać swoją powieść „Dziedzictwo przodków”, osadzoną w ramach popularnego cyklu literackiego – Uniwersum Metro 2033.

Seria książkowa zainicjowana przez Dmitrija Głuchowskiego jest niesamowicie rozpoznawalna zwłaszcza w państwach byłego Związku Radzieckiego. Czy grozi jej przez to nadmierna eksploatacja, zubożenie ciekawych pomysłów, a w efekcie... powstawanie schematycznych i podobnych historii z określonych rejonów geograficzno-politycznych? Być może. Sądzę jednak, że Cormudian, rosyjski pisarz ormańskiego pochodzenia, stworzył powieść, która pomimo dobrze znanej postapokaliptycznej formuły broni się na płaszczyźnie literackiej i fabularnej.

Obwód kaliningradzki, bliżej nieokreślona przyszłość. Globalna wojna sprowadziła resztkę ludzkości pod ziemię. Wśród nielicznych ocalałych są dwie grupy Rosjan dowodzonych przez dawnych żołnierzy. Kolonię, której lideruje major Stieczkin scharakteryzować można jako demokratyczną i dobrze zorganizowaną. Gromada komendanta Samochina jawi się zaś w chaosie nieco totalitarnego systemu. Dążenie do poszerzenia własnych terytoriów, zdobycie i tak już ograniczonych naturalnych surowców, amunicji, supremacja w regionie... zbliżone cele jednych i drugich nie gwarantują stałego pokoju. Sytuacja komplikuje się dodatkowo, gdy na terenie byłych Prus Wschodnich niespodziewanie pojawiają się potomkowie nazistów. Ich cel jest prosty – odzyskać tajemnicze dziedzictwo przodków.

Zamysł na poprowadzenie fabuły jest zatem dosyć oczywisty. Konfrontacja pomiędzy zwaśnionymi stronami została właściwie osadzona na kilku kluczowych postaciach. Przykładowo: Stieczkin, odważny major rosyjskiej piechoty morskiej, kontra Elias Klausmüller, wyrachowany i dążący do odzyskania dawnych artefaktów niemiecki dowódca. Przyznaję, że jest to aż nazbyt prosty kontrast i przeciwstawienie, niemniej jednak stanowi ono ciekawy asumpt do bodajże największej zalety powieści – skupieniu się na emocjach bohaterów.

Za niewątpliwy walor uznaję właśnie skupienie się na opisach z przeżyciami, refleksjami ludzi pozostawionych w obliczu zagłady. Odsłonięcie ciemnych stron naszej natury – dążenie do przetrwania za wszelką cenę – pozostawić nas może w poczuciu pewnego dyskomfortu. W całości odnajdziemy zbrodnię, występek, lęki i zwątpienie, ale także dobroć i miłosierdzie. Prawdziwe spektrum uczuć jest uwidocznione dzięki postaciom takim jak samotny stalker Tigran, który snuje filozoficzne gawędy na temat bezsensu wojny, osamotnionej pielęgniarce Ricie, dla której wartością wciąż jest ludzkie życie, a także młodego poszukiwacz Sani, skażonego szaleństwem i chęcią powrotu do dawnego, przedwojennego świata.

Suren Cormudian rozrysował świat, w którym pierwszoplanową rolę odgrywa tło historyczne. Jest ono dodatkowo zabarwione spiskowymi teoriami i legendami dotyczącymi działalności wojsk III Rzeszy na terenie Königsberga. Tajne eksperymenty nazistowskich naukowców, ukryte laboratoria, stacje badawcze. Potencjał takich pomysłów został częściowo wykorzystany za pomocą projektu Walhalla – doświadczenia rodem z klasycznych powieści science-fiction, jak „Wyspa Doktora Moreau” H. G. Wellsa. Przerażające mutanty, sekretne podziemia oraz... broń atomowa. Umiejętne uwydatnienie tych wątków jest według mnie zaletą, dzięki której prosta żołnierska historia o wojnie i przetrwaniu zyskuje posmak fantastyki z pogranicza horroru i sugestywnej fikcji naukowej.

W całości mocno uwypuklone są także akcenty militarystyczne. Nie dziwi mnie to jednak biorąc pod uwagę żołnierską przeszłość pisarza. Służąc w piechocie morskiej w stopniu starszego sierżanta naturalnie zyskał on niezbędną wiedzę, którą udanie przekuł na płaszczyznę literacką. Opisy uzbrojenia, modele i charakterystyka wozów bojowych czy wreszcie bardzo plastyczne przedstawienie zmagań wojennych wzmacniają czytelniczą atencję.

To prawda, że Cormudian pozostawił sporo miejsca na domysły, stosunkowo mało czasu poświęcając dokładniejszemu życiu w podziemnym mieście Königsberg. Wydaje się jednak, że właśnie taki był zamysł na poprowadzenie historii. Skoncentrowanie się na ludzkich emocjach z lekko naszkicowaną scenerię postapokaliptyczną. Uniwersalne tło dla analizy ludzkich zachowań.

„Dziedzictwo przodków” na pewno może się podobać. Z jednej strony jest to historia, którą znamy już z innych książkowych przedstawicielek serii Uniwersum – Metro 2033,  z drugiej zaś jest to bardzo rzetelnie zobrazowana opowieść z pewnymi świeżymi pomysłami. Przyzwoicie napisana literatura, która w sugestywny sposób tworzy mgłę tajemnicy nad miastem-twierdzą Königsberg i osobliwym dziedzictwem nazistowskich przodków. Do lepszego poznania tego sekretu zachęcam Was osobiście!

 

Tytuł: Uniwersum Metro 2033: "Dziedzictwo przodków"

  • Autor: Suren Cormudian
  • Wydawnictwo: Insignis
  • Seria: Metro
  • Miejsce wydania: Kraków
  • Data publikacji: 19.02.2014 r.
  • Liczba stron: 480
  • Format: 140x210 mm
  • Oprawa: miękka
  • Wydanie: I
  • Cena: 34,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Insignis za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus