Robert J. Szmidt „Apokalipsa według Pana Jana” - recenzja

Autor: Damian Podoba Redaktor: Motyl

Dodane: 14-09-2013 10:39 ()


  „Apokalipsa według Pana Jana” to historia Polski pisana na bieżąco, tuż po wojnie nuklearnej. Książka posiada specyficzną konstrukcję, bowiem na początku czytamy o genezie apokalipsy, a fabuła skupia się na niewielkim obszarze. W opowiadaniu „Ognie w ruinach” poznajemy kapitana Piwowskiego i porucznika Zawadzkiego. Pojawia się również tytułowy Pan Jan – Burmistrz miasta Wrocław. Te kilkadziesiąt stron pozostawia więcej pytań niż odpowiedzi i męką byłoby przeczytanie go w innym zbiorze, nie mając pod ręką kontynuacji. A kontynuacja jest… i to genialna.

„Wolne miasto”, bo taki tytuł ma drugie opowiadania „Apokalipsy…”, rozszerza miejsce akcji i wyjaśnia w jaki sposób Pan Jan stał się przywódcą mieszkańców Wrocławia. Poznajemy też jego największy atut – umiejętność manipulacji połączoną z zabójczą (czasem dosłownie) szczerością. Między Burmistrzem a przedstawicielami tajnej bazy trwają rozmowy, których wynik ma wpłynąć na losy wszystkich. Opowiadania kończy się cliffhangerem, którego nie powstydziłby się żaden serial.

Kolejne opowiadanie – „Rzeczpospolita” zaczyna się nie gorzej, trzymając nas z pytaniem „Co się tak naprawdę dzieje?”. Pan Jan zaczął odbudowę kraju. Toczą się walki wokół Wrocławia, a wojna domowa wisi na włosku, gdyż Poznań nie jest przychylny szaleństwu jakim emanuje Burmistrz. Wszystko zależy od tego, kto pierwszy przejmie potężne zasoby ukryte na Śląsku. Zadanie to przypada kapitanowi Zawadzie. Tutaj autor też serwuje nam niemałą nerwówkę, ale o czym mowa to musicie przekonać się sami, bo naprawdę warto. Dowiadujemy się czym, prócz oczywistych zagrożeń, może zaowocować konflikt atomowy i że zanim będzie można dzielić tereny to trzeba je utrzymać. Jest to zdecydowanie najdłuższe opowiadanie w zbiorze, powiedziałbym nawet mikropowieść, ale to już kwestia nazewnictwa i nie ma to znaczenia. Liczy się jak to się czyta, a niestety idzie szybko.

Tom kończy opowiadanie „Granica”, więc można się domyślać po tytule, że odbudowa Polski nie przebiega tak łatwo jak przewidział Pan Jan. Nowe problemy i zaskakujące rozwiązania, tyle można powiedzieć nie zdradzając zbyt dużo. Piekielnie szybka akcja tego opowiadania powoduje, że książkę kończy się czytać błyskawicznie.

Wszystkie opowiadania mają w sobie niesamowity klimat, są przesiąknięte postapokaliptycznym zaduchem aż po brzegi. Wizja, jaką Szmidt przedstawia w tej książce, jest powalająca. Główny bohater, nie posiada żadnych nadnaturalnych mocy, ma tylko dar przekonywania i niesamowitą umiejętność blefowania. Jest tak poważny i nieustępliwy w swoim dążeniu, że aż straszny. Mimo to po pewnym czasie zaczyna się dostrzegać logikę jego postępowania. Można się zastanawiać, czy nie byłoby lepiej, gdyby w rzeczywistości trafił się tak charyzmatyczny przywódca? Nawet historia pokazuje, że to ma sens. Tylko nie odbiegajcie w tych rozważaniach za daleko, chodzi mi o Polaka, ale o kogo musicie domyśleć się sami.

Robert J. Szmidt to autor utytułowany i zasłużony polskiemu fandomowi. Jego książki mają niesamowity klimat, są pełne smakowitych kąsków oraz humoru, niekiedy bardzo satyrycznego. Wciągają czytelnika niesamowicie i trzymają tak do ostatniej strony. Podobnie jest w przypadku „Apokalipsy według Pana Jana”. Mam nadzieję, że wkrótce na półki księgarń wjedzie kolejna, równie porywająca opowieść.

 

Tytuł: Apokalipsa według Pana Jana

  • Autor: Robert J. Szmidt
  • Wydawnictwo: Rebis
  • Liczba stron: 344
  • Format: 13.2 x 20.2 cm
  • Oprawa: miękka ze skrzydełkami
  • Wydanie: I
  • Data publikacji: 03.2013
  • Cena: 29,90 zł

 

Dziękujemy Wydawnictwu Rebis za przesłanie egzemplarza do recenzji.

 


comments powered by Disqus