"Róża" - recenzja
Dodane: 12-03-2012 06:06 ()
Do czasu premiery "Róży" Wojciech Smarzowski miał na swoim koncie tylko dwa filmy kinowe, co w żadnym stopniu nie przeszkodziło mu otrzymać tytułu jednego z najlepszych polskich reżyserów ostatnich lat. Wielka szkoda, że zarówno "Weselem" jak i "Domem złym" nie uda nam się skutecznie pochwalić za granicą, bo oba te filmy w treści i w wydźwięku są mocno zakorzenione w polskiej ziemi. Podobnie będzie z jego najnowszym obrazem, który silnie związany jest z konkretną historią i powinien być rozpatrywany w określonym kontekście. Nie zmienia to oczywiście faktu, że jest to pozycja z najwyższej półki.
"Róża" to historia trudnej miłości łączącej dwoje ludzi z pisaną wielką literą Historią w tle. Zaraz po II wojnie światowej na wcielone do terytorium Polski Mazury przybywa Tadeusz - żołnierz AK, który na własne oczy widział śmierć zabitej przez Niemców żony. Tadeusz, człowiek rozbity, który stracił wszystko, podróżuje poszukując kobiety, której umierającemu mężowi obiecał przekazanie informacji o jego śmierci. W ten sposób główny bohater poznaje tytułową Różę - kobietę zniszczoną przez wojenne wydarzenia jeszcze bardziej niż on sam. Róża jest Mazurką - posługuje się zarówno językiem polskim jak i niemieckim, ale nie uważa się ani za Niemkę, ani za Polkę. W trakcie okupacji wraz z innymi kobietami była gwałcona przez żołnierzy Wermachtu, a po "wyzwoleniu" przez Armię Czerwoną to samo spotkało ją ze strony Rosjan. Już po wojnie Róża nie znajduje oparcia nawet w lokalnej społeczności Mazurów, którzy poddali ją ostracyzmowi uznając za kolaborantkę. I w tej chorej sytuacji spotyka się dwójka samotnych ludzi, których życie nauczyło liczyć tylko na siebie, ale którzy po jakimś czasie zaczynają się do siebie zbliżać (początkowo z powodów tylko i wyłącznie pragmatycznych).
Wątek miłosny w nowym dziele Smarzowskiego jest dobrze napisany i bardzo mocny w wyrazie, ale to nie on jest główną siłą "Róży". Tak jak w poprzednich filmach reżyser kreuje wyraźne tło i kontekst dla przedstawionych wydarzeń. O ile jednak w "Weselu" i "Domu złym" tło miało w pewnym sensie charakter ogólny i symboliczny (akcja mogłaby mieć miejsce niemal wszędzie w Polsce, bez określonego "gdzie" i "kiedy"), to w "Róży" odnosi się do konkretnych, raczej mało znanych wydarzeń historycznych. Istotnym elementem filmów Smarzowskiego była nieufność, paranoja i, z braku lepiej oddającego to uczucie słowa, skurwysyństwo otaczającej bohaterów rzeczywistości. Nie chodzi tu nawet o egoizm i dążenie do własnej korzyści bez oglądania się na innych, tylko raczej o elementarny brak chęci zrozumienia sytuacji drugiego człowieka. Można powiedzieć, że w "Róży" reżyser wchodzi na kolejny poziom przedstawiania tego motywu, bo odnosi go już nie do pojedynczych bohaterów (zmanipulowana panna młoda, jedyny uczciwy milicjant), ale do całej społeczności.
Mazurzy nie z własnej winy zostali postawieni w sytuacji bez wyjścia. Przez wiele lat Niemcy starali się zniszczyć ich odrębność i przerobić "po swojemu" tylko po to, by po jakimś czasie to samo spotkało ich ze strony Polaków. Nikt nie słucha wyjaśnień - jeśli mówisz po niemiecku, trzeba cię wysiedlić. Jeśli chcesz pozostać w swoim domu, podpisz dokument, że jesteś Polakiem. Nie pozostawiono im trzeciego wyjścia. Jedynym rozsądnym bohaterem, który zdaje się rozumieć całą sytuację jest grany przez Edwarda Lubaszenko pastor - w rozmowie z Tadeuszem podkreśla bezsens wszystkiego, co ma wokół nich miejsce. Konkluzja jednak jest smutna: tak naprawdę nic nie można już zrobić, bo błąd został popełniony dawno temu, gdzieś daleko przez kogoś zupełnie innego, pastorowi pozostaje jedynie westchnąć i pogodzić się z losem targanej wiatrem chorągiewki, na którą nikt nie zwraca uwagi.
Wojciech Smarzowski nie nakręcił filmu przyjemnego i łatwego w odbiorze - jest on dosadny, brutalny i przejmujący. Tak jak w poprzednich przypadkach, podczas oglądania po prostu można poczuć się źle widząc, jak bardzo ta przygnębiająca wizja wydaje się być prawdziwa. Jednak w "Róży" trochę inny wydźwięk ma zakończenie. Bohater, który od początku jest przegrany z biegiem czasu zostaje przez otoczenie wyklęty, zdeptany i do cna zdruzgotany, ale w ostatniej chwili udaje mu się podnieść. I kiedy się już podniesie kolejne ciosy nie robią już na nim takiego wrażenia. Ktoś powie: "Podniósł się? I co z tego? Co innego miał zrobić?". Ktoś inny jednak stwierdzi "...ale mimo wszystko się podniósł. I w tym tkwi nadzieja." Nadzieja? Na koniec takiego filmu? Nawet zaprawiona gorzkim posmakiem jest na wagę złota.
9/10
Tytuł: "Róża"
Reżyseria:Wojciech Smarzowski
Scenariusz: Michał Szczerbic
Obsada:
- Marcin Dorociński
- Agata Kulesza
- Kinga Preis
- Jacek Braciak
- Malwina Buss
- Marian Dziędziel
- Edward Lubaszenko
- Eryk Lubos
- Lech Dyblik
- Szymon Bobrowski
Muzyka: Mikołaj Trzaska
Zdjęcia: Piotr Sobociński jr
Montaż: Paweł Laskowski
Scenografia: Marek Zawierucha
Kostiumy: Magdalena Rutkiewicz-Luterek, Ewa Helman-Szczerbic
Czas trwania: 98 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus