„Oszukać przeznaczenie”: „Więzy krwi” - recenzja
Dodane: 28-05-2025 20:47 ()
Istnieją takie marki, do których trudno wrócić bez obaw o potencjalnych sukces. Czasem huczny powrót okazuje się wyłącznie marketingowym bublem, tudzież żerowaniem na znanej franczyzie. „Oszukać przeznaczenie” debiutowało w kinach ćwierć wieku temu. Jednak po udanej trylogii doczekało się dwóch fatalnych kontynuacji, których głównym celem było wyciągnięcie kasy od widzów spragnionych trójwymiarowych doznań, jakie wówczas były na czasie po sukcesie Avatara. Do kolejnej odsłony podchodziłem z rezerwą, aczkolwiek z nadzieją, że może odświeżenie marki po latach zapewni choćby solidną produkcję.
Z mocno wyżyłowanego już pomysłu twórcom udało się jeszcze coś wycisnąć. Więzy krwi nie starają się odkrywać kina grozy na nowo, nie ma tu też miejsca na eksperymentowanie. Niemniej wszystko jest poukładane na swoim miejscu, co powoduje, że z przyjemnością ogląda się przygody bohaterów skazanych na konfrontację ze swoim przeznaczeniem. A wymyślne sceny zgonów, które dochodzą do skutku lub też nie, gwarantują nieustające emocje.
Obraz otwiera kapitalna (i najlepsza w produkcji) scena zbiorowej katastrofy. Młoda dziewczyna imieniem Iris wybiera się na randkę do ekskluzywnej restauracji Sky View, położonej na szczycie nowoczesnej wieży. W środku trwa nieustająca impreza, która dla zgromadzonych tam gości ma zakończyć się bliskim spotkaniem z kostuchą. Iris jednak ma inne plany, mimo że nie odnajduje podsłuchu wśród spragnionych tańców i szampana rozemocjonowanych gości.
Po tym dramatycznym wstępie akcja przenosi się wiele lat do przodu. Wnuczkę Iris nawiedzają koszmary z tego pamiętnego dnia w Sky View. Dziewczyna zaczyna odkrywać, że odziedziczyła po babci niezwykły dar – zdolność przewidywania kolejnych uderzeń kostuchy. Tak rozpoczyna się emocjonująca gra o przetrwanie. Znowu trzeba będzie rozgryźć, kto znajduje się na liście Śmierci, i w jakiej kolejności przeznaczenie się o nich upomni.
Choć motyw przewidywania zgonów jest dobrze znany miłośnikom serii, tym razem dostajemy nieco odświeżony schemat. Bohaterowie są powiązani tytułowymi więzami krwi – mamy możliwość poznania ich bliżej i nie są to bynajmniej papierowe postaci stworzone wyłącznie po to, by zginąć w efektowny sposób. Widz nie tylko kibicuje niektórym z nich, ale czuje też realne napięcie – a to w tak wyeksploatowanej serii wydaje się już sukcesem.
Oczywiście w obrazie nie zabrakło tego, co w horrorach najważniejsze - widowiskowych, pomysłowych, a czasem naprawdę brutalnych scen śmierci. Gore zrobione jest z finezją i smakiem (choć niekiedy balansuje na granicy dobrego gustu). Tempo kolejnych potyczek ze śmiercią gwarantuje dobre emocje, a i zaskoczeń nie zabrakło. Aktorsko również nie jest najgorzej. Prym wiodą gwiazda serialu Stargirl Brec Bassinger jako młoda Iris, a także znany z serialu The 100 Richard Harmon. Jest to też jedna z ostatnich ról nieodżałowanego Tony’ego Todda (pamiętny Candyman), który mimo choroby wystąpił w znaczącym epizodzie. Film został zresztą jemu poświęcony.
Najnowsza interpretacja Oszukać przeznaczenie to przyzwoite kino grozy, które ogląda się z atencją. Kilka razy można uśmiechnąć się pod nosem. Twórcom udała się zatem rzecz w ostatnich czasach karkołomna, ubrać w nowe szaty wyświechtany schemat i sprzedać go ponownie widzom, którzy docenią ten comeback po latach. Obok rewitalizacji Krzyku kolejna marka kina grozy odżyła na wielkim ekranie, a wpływy z box office’u mogą zwiastować, że przeznaczenie nie powiedziało jeszcze ostatniego słowa. Śmierć powróci niczym James Bond.
Tytuł: Oszukać przeznaczenie: Więzy krwi
Reżyseria: Zach Lipovsky, Adam B. Stein
Scenariusz: Guy Busick, Lori Evans Taylor
Obsada:
- Kaitlyn Santa Juana
- Teo Briones
- Rya Kihlstedt
- Richard Harmon
- Owen Patrick Joyner
- Anna Lore
- Alex Zahara
- April Telek
- Brec Bassinger
- Tony Todd
- Gabrielle Rose
Muzyka: Tim Wynn
Zdjęcia: Christian Sebaldt
Montaż: Sabrina Pitre
Scenografia: Benjamin Mullen
Kostiumy: Michelle Hunter
Czas trwania: 110 minut
comments powered by Disqus