„Blade Runner 2029” - recenzja

Autor: Miłosz Koziński Redaktor: Motyl

Dodane: 30-12-2022 16:24 ()


Blade Runner to jedna z absolutnych ikon kina science fiction, która wywarła niepodważalny wpływ na całe pokolenia kolejnych twórców we wszystkich obszarach mediów. Także i komiksów. Kilka miesięcy temu miałem przyjemność zapoznać się z pozycją Blade Runner 2019, która stanowi niejako pomost między klasykiem Ridleya Scotta a długo oczekiwaną kontynuacją Denisa Villeneuve’a. Dzisiaj sięgam po kontynuację tej opowieści.

A w zasadzie nie tyle kontynuację, ile nową opowieść osadzoną w tym szczególnym uniwersum. Aahna „Ash” Ashina powraca do pracy jako łowca replikantów. Jej przełożeni nie wiedzą jednak, że po traumatycznych wydarzeniach przedstawionych w poprzednim tomie Ash gra na dwa fronty, oferując pokojowo nastawionym replikantom szukającym azylu możliwość ucieczki. Agentka wpada jednak na trop replikanta-rewolucjonisty, który wymknął jej się lata temu. Jeśli miałem coś do zarzucenia poprzedniemu albumowi serii, to była to momentami aż nazbyt zagmatwana fabuła. Tutaj mamy do czynienia z historią o wiele prostszą, co nie znaczy, że mniej satysfakcjonującą w trakcie lektury. Tym razem Ash zmierzy się nie tylko z demonami przeszłości, ale również postara się zapobiec spiskowi, który wstrząsnąć może posadami społeczeństwa. Akcji tu co niemiara, napięcie rośnie niemal nieustannie, a lektura nie męczy dzięki dobrze rozplanowanemu scenariuszowi. Nawet mimo natłoku wydarzeń i wątków, jakie przedstawia komiks oraz faktu, że poszczególnym z nich komiks rzadko poświęca więcej niż kilka stron, nie czuć tu „poszatkowania” fabuły, a wydarzenia układają się w spójną i łatwą w śledzeniu całość, która intryguje i przykuwa uwagę. Fabuła oferuje satysfakcjonujący i nakreślający wszelkie niezbędne czytelnikowi informacje: wstęp, trzymające w napięciu rozwinięcie pełne akcji oraz okazały finał sprawnie zamykający całość. Czego chcieć więcej? Jedyne, do czego mógłbym się przyczepić, to nieszczególnie rozbudowane postaci, ale akurat w tej historii to nie one grają pierwsze skrzypce.

Bardzo dobrze napisanej i poprowadzonej historii towarzyszy przyzwoita oprawa graficzna. Styl komiksu jest czysty i przejrzysty. Mimo że w kadrach momentami dzieje się bardzo dużo, to dzięki dobrej kompozycji poszczególnych ujęć ani razu nie miałem problemów ze śledzeniem akcji. Rysownik udanie radzi sobie również z mimiką postaci, dzięki czemu jest ona bardzo ekspresywna i z powodzeniem ilustruje emocje bohaterów. Całość spaja w jeden atrakcyjny wizualnie twór odpowiednio dobrana szata kolorystyczna, która oddaje atmosferę przedstawionych wydarzeń. I choć w ogólnym rozrachunku Blade Runner 2029 nie wyróżnia się niczym szczególnym, to też nie można oprawie tej pozycji niczego zarzucić (no może poza przeciętnością właśnie) – jest to po prostu przykład rzetelnego rzemiosła na wysokim poziomie.

Blade Runner 2029 mogę z czystym sercem polecić fanom uniwersum, a także tym, którzy po prostu lubią dobre historie science fiction z domieszką kryminału noir. Ciekawa i dobrze poprowadzona historia jest przystępna również dla tych, którzy z poprzednim albumem nie mieli styczności, dzięki czemu mogę polecić album Blade Runner 2029 również tym, dla których jest to pierwsze zetknięcie z serią. Zarówno dzięki dobrej fabule, jak i przyzwoitej szacie graficznej nie powinniście być rozczarowani lekturą.

 

Tytuł: Blade Runner 2029 

  • Scenariusz: Michael Green, Mike Johnson
  • Rysunki: Andres Guinaldo
  • Przekład: Maria Jaszczurowska
  • Wydawca: Egmont
  • Data publikacji: 23.11.22 r.
  • Oprawa: twarda
  • Objętość: 328 stron
  • Format: 170x260
  • Druk: kolor
  • Papier: kreda
  • ISBN: 978-83-281-5472-8
  • Cena: 119,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji


comments powered by Disqus