„Pets” - recenzja
Dodane: 06-05-2018 21:43 ()
Wydawnictwo Mandioca od początku swojej działalności skupia się na komiksie z Ameryki Południowej, wypełniając pewną lukę w tym przecież już tak nasyconym komiksowym rynku. Z jednej strony posunięcie dość odważne, bo grono odbiorców nie musi okazać się zbyt liczne, natomiast z drugiej czytelnik dostaje szansę poznać rzeczy do tej pory w Polsce niespotykane. Na rynku są już takie perełki jak „Favela w kadrze” czy dość nietypowa pozycja opisująca świat brazylijskich kibiców „Barras”.
Podążając obranym przez siebie kursem, Mandioca wydała pod koniec kwietnia pewien dość mocny i jednocześnie nieco undergroundowy komiks zatytułowany „Pets”. Autorem tej historii jest Argentyńczyk Martin Gimenez, którego warsztat rysowniczy już na pierwszy rzut oka przyciąga wzrok i uwagę. Operujący bardzo realistyczną kreską Brazylijczyk tworzy swoje rysunki z niemalże fotograficznym zacięciem i sposobem kadrowania. Posługując się czernią i bielą, potrafi on stworzyć niezwykle sugestywne obrazy będące wiernym i klimatycznym odzwierciedleniem wydarzeń, które chce opisać jako scenarzysta. Dzięki temu świetnie się na jego prace patrzy. Co ciekawe, mimo tego fotorealizmu nie brakuje tu też nieco takiego surowego, bezkompromisowego czy wręcz zinowego klimatu. Gimenez bardzo zręcznie przeplata dynamiczne plansze - gdzie momentami możemy mieć pewien problem z ogarnięciem całości zdarzeń - z takimi, gdzie całość jest nieco „leniwa” i statyczna, ale przy tym równie wciągająca. Oko czytelnika cieszyć może też duża sugestywność, którą autor prezentuje w poszczególnych ujęciach, że choćby wspomnę jedną z plansz, na której pozornie nic się nie dzieje, gdyż dwie osoby podają sobie po prostu butelkę piwa. Ta błaha sytuacja zaprezentowana przez Gimeneza posługującego się „komiksowym 3D” to jednak dużo więcej. Sprawia on, że czujemy się jakbyśmy tam byli, jakbyśmy to my w tym barze siedzieli. Nie inaczej jest przy bardziej dynamicznych planszach, których z uwagi na scenariusz nie brakuje. Sceny walk są przebojowe i nie brakuje tu odwagi, ale i dawki brutalnej przemocy. Już po przykładowych planszach było można założyć, że graficznie będzie to bardzo mocny komiks i rzeczywiście tak jest.
A scenariuszowo? Cóż tutaj mam spory dylemat. Przeczytałem ten komiks dwukrotnie, zanim przysiadłem do napisania recenzji i nadal nie opuszcza mnie uczucie i wrażenie, że nie do końca go zrozumiałem, że umknęło mi to, co autor chciał przekazać, że po prostu nie trafił on do mnie tak, jak powinien. Nie wiem, czy to kwestia niezbyt spójnego i rwanego scenariusza, który ma być punktem wyjścia do kolejnych historii (czy wręcz całego uniwersum), czy to raczej kwestia powadzenia w nieco chaotyczny sposób narracji, ale nie do końca odnalazłem się w wykreowanym przez Argentyńczyka świecie. A ten jest, tak jak zapewnia wydawca, bardzo mroczny, chory i brutalny. Niejaki Luc zostaje porwany przez obcych i poddany eksperymentom. Po pewnym czasie udaje mu się zbiec z rąk oprawców, natomiast wówczas okazuje się, że świat, który znał, przestał istnieć. Jego Ojczyznę opanowali terroryści, a po ulicach zaczyna chodzić jakaś bliżej nieokreślona rasa stworzeń. Odnaleźć się w tym jest bohaterowi dość ciężko, tym bardziej że dźwiga on na swych barkach duchy przeszłości. W zrozumieniu tej dość zagmatwanej koncepcji nie pomaga z pewnością fakt, że autor z niezwykłą ostrożnością zdradza nam poszczególne fakty. Niewiele dowiadujemy się o głównym bohaterze, jeszcze mniej o wykreowanym świecie. Ot taki jest on (tzn. bohater), a wraz z nim i my, rzucony w nieznany sobie świat. Cała historia rozgrywa się na kilku płaszczyznach i na tych kilku płaszczyznach może być interpretowana. Dodatkowo komiks składa się niejako z kilku nie do końca powiązanych ze sobą epizodów. Autor przeskakuje z wątku na wątek, nie oddzielając poszczególnych z nich „grubą kreską”, co wprowadza momentami pewne zamieszanie. Postaci, scen i wątków jest tu wiele, natomiast są one dla czytelnika nieco anonimowe (bohaterowie) i nie zawsze czytelne (poszczególne epizody).
I trochę szkoda, że odbiór tego komiksu może sprawiać trudność, bo widać, że Gimenez miał na niego bardzo dobry i mroczny pomysł. Nie brakuje w nim scen bójek czy innych mocnych elementów. Zresztą sugestywność, z jaką Argentyńczyk pisze scenariusz, a następnie go ilustruje, sprawia, że jest to komiks robiący na czytelniku spore wrażenie. Całość nieco psuje jednak wspomniana wcześniej trudność z połączeniem wszystkiego w spójną całość.
W mojej opinii „Pets” to bardzo dobrze narysowana historia, w której można się pod względem graficznym zatracić. Nieco gorzej jest ze scenariuszem, gdyż tutaj nie wszystko zagrało idealnie. Owszem nie brakuje w nim bezkompromisowości, wątków religijnych, postapo i swoistych zombie, nie brakuje też wielu dynamicznych scen, ale może się też wydawać, że to trochę historia, która jest przegadana i przesadnie skomplikowana. Zapewne znajdzie się spore grono czytelników, którzy po pierwszej lekturze nie tylko się w niej odnajdą, ale wręcz zatracą, ale też pewnie będzie taka część, która podobnie jak ja będzie miała pewien problem z odczytaniem intencji i odpowiedzeniem sobie na to przysłowiowe pytanie - „co autor miał na myśli”. Grupa odbiorców tego komiksu może być więc nieco zawężona, co nie oznacza oczywiście, że nie warto dać mu szansy. Choćby dla rysunków Gimeneza z pewną dozą ostrożności mogę wam go polecić. Ja czekam na kolejne albumy tego autora, aby znaleźć w nich odpowiedź na nurtujące mnie pytania i w pełni zrozumieć to, co zaprezentował on do tej pory.
Tytuł: „Pets”
- Scenariusz i rysunki: Martin Gimenez
- Wydanie: I
- Data: kwiecień 2018
- Seria: PETS
- Oryginał: 2014
- Tłumaczenie: Marek Cichy
- Liternictwo: Robert Sienicki
- Redaktor: Bartłomiej Rabij
- Druk: czarno-biały
- Oprawa: miękka
- Format: 165x235 mm
- Wydawnictwo: Mandioca
- ISBN: 978-83-947199-5-1
- Stron: 80
- Cena: 39 zł
Dziękujemy wydawnictwu Mandioca za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus