„Thunderbolts" tom 5: „Punisher kontra Thunderbolts" - recenzja
Dodane: 23-07-2017 23:27 ()
Bez wątpienia Frank Castle jest postacią bezkompromisową, która nie przepuści żadnemu szwarccharakterowi, wymierzy sprawiedliwość według surowych zasad. Innymi słowy, za występek należy zapłacić głową. Generał Ross zdawał sobie doskonale sprawę, że posiadanie takiego najemnika w szeregach jego drużyny może okazać się niebezpieczne, ale dotychczas studził zapały Franka i zapobiegał jego krwawym żądzom.
Sytuacja uległa jednak radykalnej zmianie, gdy po akcji z Doktorem Faustusem, która zakończyła się prawie porażką Thunderbolts, Czerwony Hulk stanowczo stanął w obronie złoczyńcy, mając związane z nim plany. To rozsierdziło Pogromcę, co skutkowało jego natychmiastową rezygnacją z członkostwa w tym elitarnym gronie antyherosów. Nie tak łatwo jednak zerwać więzi z grupą ludzi o nadnaturalnych zdolnościach, zwłaszcza jak ktoś chce się pozbyć starego dobrego Franka w mocno wybuchowym stylu. Przeżywszy zamach na swoje życie, Człowiek Armata rusza zdeterminowany do boju, dokopać pozostałym członkom Thunderbolts i wymierzyć sprawiedliwość prowodyrowi bombowej akcji.
Od razu nasuwa się pytanie, czy Punisher – dysponujący jedynie arsenałem różnego rodzaju śmiercionośnej broni – może postawić się takim postaciom jak Deadpool, Ghost Rider, Czerwony Hulk czy nawet Elektrze. Każdy z nich ma słabe strony, ale Puni jest tylko człowiekiem. Konfrontacja Franka z jego dotychczasowymi kompanami utrzymana w poważnym tonie byłaby bardzo nieprzekonująca. Toteż twórcy historii zdecydowali się na utrzymanie jej w zdecydowanie parodystycznym tonie, a starcia z kolejnymi członkami grupy żywo przypominają pokonywanie kolejnych poziomów gry komputerowej. Każdy z zeszytów ilustrował inny rysownik, co też udanie podkreśla charakter starć z poszczególnymi bohaterami.
Zamysł wyjściowy wydaje się niezły, ale jest całkowicie przestrzelony, jeżeli chodzi o osobę Punishera. Gdyby podobna konwencja dotyczyła Deadpoola, to bralibyśmy ją w ciemno. A tak człowiek, który dzięki doświadczeniu nabytemu w armii i olbrzymiemu hartowi ducha, bawi się tutaj w poskramianie potworów. Oczywiście całość posiada spory ładunek komiczny i dzięki temu jest na tyle strawne, aby dobrnąć do końca, ale wygląda to, jak uwięzienie tej postaci w nieodpowiedniej konwencji. Dodatkowo mieszanie się drugiego garnituru Avengers w sprawy Thunderbolts jest doczepione na siłę.
Najkorzystniej w niniejszym zbiorze prezentuje się ostatnia historia, czyli pierwszy numer Annuala. Misja zabicia Doktora Strange’a to udane połączenie przygody, humoru i mistyki, pokazujące, że krótkie opowieści z Thunderbolts, utrzymane w lekkim tonie, posiadają nieodkryty do tej pory potencjał. Niestety, jest to finałowy akt przygód grupy antybohaterów, toteż niedane będzie nam śledzić dalsze losy tej ekipy wyrzutków.
Ostatni tom nie zamazuje jednak negatywnego obrazu całej serii, tym bardziej że w zamykającym cykl albumie polski przekład nie należy do najbardziej udanych. Możliwie, że miało to służyć nadaniu historiom młodzieżowego stylu, ale bełkotliwe dialogi niekiedy są trudne do przebrnięcia. Dla miłośników Punishera pozostaje jednak alternatywa w postaci udanej serii Max, która trzyma znacznie wyższy poziom niż przygody podopiecznych generała Rossa.
Tytuł: „Thunderbolts" tom 5: „Punisher kontra Thunderbolts"
- Scenariusz: Ben Acker, Ben Blacker
- Rysunek: Carlo Barberi, Gerardo Sandoval, Kim Jacinto, Jorge Fornes, Matteo Lolli
- Wydawnictwo: Egmont
- Data publikacji: 19.07.2017 r.
- Tłumaczenie: Paulina Braiter
- Liczba stron: 168
- Format: 165x255 mm
- Oprawa: miękka ze skrzydełkami
- Papier: kredowy
- Druk: kolor
- Wydanie: I
- Cena: 39,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus