„Star Wars Komiks" 6/2016: „Rebelianckie więzienie” - recenzja

Autor: Jedi Nadiru Radena Redaktor: Motyl

Dodane: 25-12-2016 15:43 ()


Konflikty wojenne to nie tylko bój, znój i efektowne bitwy, to także żołnierze, którzy w obliczu przewagi przeciwnika muszą się poddać. Różnie bywa i bywało z respektowaniem praw jeńców wojennych tak na Ziemi, jak i w fikcyjnych uniwersach, ale są oni nieodzownym skutkiem wojny. Czy zastanawialiście się kiedyś, co się dzieje z jeńcami pochwyconymi przez Sojusz Rebeliantów? Wiadomo, jak jest z Imperium, marny los każdego Rebelianta, który się podda, ale co z Sojuszem? Co organizacja, która z założenia ma być nieuchwytna i mobilna, ma zrobić z tymi wszystkimi szturmowcami, pilotami, oficerami i technikami Imperium, którzy wpadną w jej ręce? Wiadomo, że nie rozstrzelać, to nie styl Rebelii. Puścić wolno? Też nie. Co zostaje? Na to pytanie odpowiada najnowszy numer „Star Wars Komiks”, w którym, oprócz historii o więzieniu wprost z serii „Star Wars” (zeszyty 16-19), znalazło się też miejsce na dwie inne opowieści.

Zaczynamy od komiksu „Szpieg Rebelii”, który pierwotnie ukazał się jako specjalny zeszyt „Star Wars Annual”. Na trzydziestu stronach poznajemy nie tylko nietypowego agenta Sojuszu, ale też znakomicie zilustrowaną, zaskakującą intrygę, której nie powstydziłaby się większa seria komiksowa. Co więcej, „Szpieg...” jest doskonałym wstępem do właściwego komiksu z tego numeru „SWK”. Druga opowieść-zeszyt to kontynuacja trzyczęściowego „Z dzienników Bena Kenobiego”, w której nie do końca wyglądający jak Ewan McGregor czy Alec Guiness Obi-Wan skutecznie szuka guza i pilnuje Luke’a. Kolejny raz dostajemy solidną dawkę humoru, sensowych przemyśleń i akcji okraszonych wspaniałymi rysunkami (abstrahując od wspomnianego Kenobiego). Nasz słynny mistrz Jedi pokazuje, że wygnanie na Tatooine wcale nie musi być nudne i choć nie jest to materiał na film, to w komiksie wypada, a jakże, mistrzowsko.

Zjedliśmy przystawki, czas na główne danie. W momencie czytania tej recenzji większość z Was zapewne ma już za sobą co najmniej jeden seans „Łotra 1”. Wspominam o tym nie bez przypadku, ponieważ „Rebelianckie więzienie” ma z tą produkcją wiele wspólnego, przede wszystkim poprzez pokazanie nam innego, bardziej mrocznego odcienia Sojuszu Rebeliantów. Już samo tajne więzienie dla Imperialnych i innych wrogów wolności i demokracji pozostawia pewien niesmak w ustach, prawda? A dalej jest tylko lepiej, kiedy w więzieniu ścierają się – dosłownie i wcale nie bezboleśnie – dwie wizje tego, czym musi być lub stać się Rebelia, by nie tyle przetrwać, ile zwyciężyć. Wynika z tego fascynująca dyskusja o moralności i cenie, jaką niektórzy są gotowi zapłacić za wolność, rozumianą zarówno fizycznie, jak i politycznie.

Główną oś fabuły nakręcają trzy niesamowicie charyzmatyczne panie: księżniczka Leia, Sana „Solo” Starros oraz, nieoczekiwanie, doktor Aphra. Kompletnie od siebie różne, muszą się sprzymierzyć, by przeżyć. Och, ileż radości wiąże się z oglądaniem ich wspólnych niesnasek, przytyków, przygód i przekrętów! Mógłbym się przy tym pokusić o stwierdzenie, że „Rebelianckie więzienie” to najbardziej feministyczny z gwiezdnowojennych komiksów, gdyby nie to, że ten „team-up” wypada zupełnie normalnie, tak jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. Ale nie tylko kobiety grają w tym komiksie rolę; Han i Luke trafili na drugi plan po to, by nas rozśmieszyć. Ich przezabawne perypetie z hazardem, nerfami i Imperium zasługują na swoją własną opowieść.

„Rebelianckie więzienie” jest mroczne tematycznie i graficznie. Pewna w tym ironia losu, bo przecież stacja kosmiczna, na której rozgrywa się akcja, jest skąpana w blasku pobliskiego słońca. Jakkolwiek by jednak nie było, rysunki Leinila Francisa Yu są dość specyficzne i przywodzą mi trochę na myśl miniserię o Lando Calrissianie ze „Star Wars Komiks" 2/2016. Charakteryzują się one cienkimi, niekiedy niewyraźnymi konturami i choć jest to całkiem niezły styl, który do tej akurat historii pasuje, wypatrzyłem sporo kadrów, w których jakiś element zgrzyta. Raz jest to wykoślawiona sylwetka postaci, innym razem dziwaczny wyraz twarzy albo bohaterka nieprzypominająca samą siebie... co jakiś czas trafia się w tym komiksie coś, co wytrąca z rytmu czytania i powoduje swoisty dysonans poznawczy.

Trzy znakomite postaci kobiece na czele, napakowana akcją fabuła, która zarazem roztrząsa dylematy moralne Sojuszu i całkiem dobre rysunki? Tak, „Rebelianckie więzienie” zdecydowanie trzyma poziom. Co więcej, dobrze się wpasowuje w szereg historii nowego kanonu (jak „Łotr 1” czy „Kompania zmierzch”) ukazujących Rebeliantów jak nie od ich ciemnej strony, to przynajmniej tej bardziej szarej, a także od strony oglądanej przez zwykłych żołnierzy lub agentów. A jeśli wliczyć do tego dwie krótkie, znakomite historie poprzedzające „Rebelianckie więzienie”, dostajemy komiks, który po prostu trzeba przeczytać.

  • Szpieg Rebelii: 10/10
  • Z dzienników Bena Kenobiego: 10/10
  • Rebelianckie więzienie: 9/10

 

Tytuł: „Star Wars Komiks" 6/16: „Rebelianckie więzienie”

  • Scenariusz: Kieron Gillen, Jason Aaron
  • Rysunek: Mike Mayhew, Leinil Yu
  • Wydawnictwo: Egmont
  • Data premiery: 09.12.2016 r.
  • Tłumaczenie: Maciej Drewnowski
  • Seria: Star Wars Komiks
  • Liczba stron: 148
  • Format: 170x260 mm
  • Oprawa: miękka
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Wydanie: I
  • Cena: 19,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus