"Łowca czarownic" - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 25-10-2015 17:23 ()


Bohater grany przez Vina Diesela – Kaulder, czyli ostatni żyjący łowca czarownic bez ogródek twierdzi, że w jego życiu wieje nudą. Jak ma się poczciwy chłopina rozerwać, gdy nie dość, że jest nieśmiertelny, to w dodatku oponenci wydają się nic nieznaczącymi graczami w odwiecznej walce dobra ze złem. Nic zatem dziwnego, że obraz Brecka Eisnera („Opętani”) dostosowuje się do przeżyć głównego bohatera. Jest nudny jak flaki z olejem.

Pomysł osadzenia akcji we współczesnym Nowym Jorku, gdzie między ludźmi żyją czarownice i magowie nie należy do oryginalnych. Ot idealna kopia  „Facetów w czerni”, tyle że zamiast wtapiających się w tłum obcych, mamy osobników parających się magią. Według niepisanej umowy mogą oni do woli czarować, poza jednym wyjątkiem, ludziom nie może dziać się krzywda. I tak oto egzystują sobie w harmonii przez ostatnie 800 lat. Tyle bowiem trwa już misja Kauldera, który w imieniu tajnej organizacji Topora i Krzyża anihiluje wszelkiego rodzaju wiedźmy nieprzestrzegające reguł nowoczesnego modelu współistnienia. Niestety ktoś planuje dokonać zamachu na obecne status quo i wskrzesić królową czarownic. Tą samą, której Kaulder zawdzięcza swój dar/przekleństwo, a ludzkość niegdyś śmiertelną zarazę. Pytanie, czy osiłkowi stojącemu na straży pokoju uda się powstrzymać nadejście groźnej wiedźmy?

Produkcje fantasy raczej nie zmuszają do głębokiego myślenia, rozrywkowy ton jednak zbyt często obraża inteligencję widza. „Łowca czarownic” niestety zalicza się do najgorszych przedstawicieli tego gatunku. Akcja nie przykuwa uwagi, jest tylko pretekstem do prezentacji magicznych fajerwerków i kreacji komputerowego, mało zachwycającego świata. To kolejna inkarnacja podobnych do siebie rzeczywistości, które serwują nam co jakiś czas filmowi rzemieślnicy. Jakby dokładnie popatrzeć na ręce reżysera, to widać, że swoje kinowe „hity” produkuje ze szwajcarską precyzją w odstępach pięcioletnich. Przez ostatnie 15 lat udało mu się z powodzeniem dokończyć aż trzy filmy. Marna to jednak rekomendacja.

 

Aktorstwo w obrazie również pozostawia wiele do życzenia, rzec można nawet, że całkiem obiecujący duet Vin Diesel – Michael Caine twórcy z premedytacją zabijają w zarodku, aby w miejsce nestora kina dać bezbarwnego, pozbawionego charyzmy i umiejętności Elijaha „Frodo” Wooda. Na szczęście, gdy tylko niegdysiejszy hobbit znika z ekranu, Vin za partnerkę dostaje Rose Leslie - znaną głównie z roli Ygritte w „Grze o tron”. I między tą parą dostrzegalna jest już znacznie większa chemia, tym bardziej, że młoda aktorka nieustępliwym charakterkiem stara się dorównać Vinowi. Szkoda, że ich wspólny występ ogranicza się raptem do paru scen.

 

Podsumowując – „Łowca czarownic” to nudne, pozbawione oryginalności, schematyczne kino, które nie stanowi nawet przyzwoitej, niezobowiązującej rozrywki. Rozczarowanie głównie dla fanów Vina Diesela, który - miejmy nadzieję - pokaże się ze znacznie lepszej strony w kolejnych produkcjach Marvela, w ósmej odsłonie „Szybkich i wściekłych” tudzież pod okiem D.J. Caruso zrehabilituje dawno niewidzianego Xandera Cage’a. Czarownice już pokonał i niech zostawi je w wiecznym pokoju.  

 3/10

Tytuł: „Łowca czarownic"

Reżyseria: Breck Eisner

Scenariusz: Cory Goodman, Matt Sazama, Burk Sharpless

Obsada:

  • Vin Diesel
  • Rose Leslie
  • Elijah Wood
  • Ólafur Darri Ólafsson
  • Rena Owen
  • Julie Engelbrecht
  • Michael Caine

Muzyka: Steve Jablonsky

Zdjęcia: Dean Semler

Montaż: Chris Lebenzon, Dean Zimmerman

Scenograf: Julie Berghoff

Kostiumy: Luca Mosca

Czas trwania 106 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus