"Kriss de Valnor" tom 4: "Sojusze" - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 08-12-2013 21:35 ()


Gdyby wydarzenia rozgrywające się na stronach „Kriss de Valnor” odnosiły się do alternatywnego uniwersum Thorgala, to pewnie zaakceptowałbym wszystkie zmiany i odstępstwa od głównego cyklu – wszak nie miałyby one żadnego znaczenia. Jednak w tym  przypadku nikt nie podąża drogą przetartą niegdyś przez amerykańskie molochy komiksowe. Losy czarnowłosej dzikuski stanowią nieodłączny element przygody, która rozpoczęła się ponad trzy dekady temu. I chyba dlatego herezje wymyślane przez Yvesa Sente’a bolą tak dotkliwie.

Początkowo wydawało się, że spin-off o matce Aniela i rywalce Aaricii będzie rozgrywał się na dwóch płaszczyznach - w Walhalli, gdzie wojowniczka stanęła przed sądem Walkirii  oraz we wspomnieniach o mężnej Kriss, brutalnie doświadczonej przez los, co pozostawiło trwały ślad w psychice dorastającej dziewczyny. Pomysł zacny, lecz nim został w pełni wprowadzony w ruch okazało się, że należy jak najszybciej dostosować serię do potrzeb głównego cyklu. I tak Kriss dostała drugą szansę na mordowanie kogo tylko licho przyniesie, przy czym otrzymała dyspensę na jeden album. Wiadomo – czasami trzeba pościć, aby kolejne ofiary smakowały lepiej. Nie widząc nic dziwnego w swoich poczynaniach scenarzysta wpierw postawił bohaterce trudny warunek do spełnienia – czyli brak zabijania i osiągnięcie katharsis poprzez wypełnienie czynu godnego królowej (paradoksalnie w wyniku śmiertelnego pchnięcia mieczem), po czym jak już uczynił z niej władczynię pozostawił wolną rękę na krwawe rządy. Kriss jest bardziej brutalna niż kiedykolwiek, a ślepe posłuszeństwo jej poddanych usprawiedliwia sojusz z królem uzdrowicielem, bo przecież skoro tchórzliwy motłoch nie jest w stanie obalić tyranii uzurpatorki to oczywiste jest, że nie poradzi sobie również z nadciągającą armią nieprzyjaciela.

W ten oto sposób mnożąc kurioza i fabularne mielizny dotarliśmy do momentu, kiedy na jaw wychodzi prawdziwe oblicze Taljara skrywane dotychczas skrzętnie za maską. Kto bystry domyślił się już w poprzednim albumie kim jest ów tajemniczy gość posiadający niezwykłą moc uzdrawiania. Na kartach serii niewielu jest śmiertelników, którzy obdarzeni są ponadprzeciętnymi zdolnościami. Wprawdzie literówka tłumacza skutecznie utrudniała rozwiązanie szarady, ale dla chcącego nic trudnego. Zagłębiając się dalej w relacje między Kriss a Taljarem można dojść do wniosku, że w seriach okołothorgalowych brakuje już tylko związku kazirodczego, ale mistrz Sente dopiero się rozkręca, zatem zapewne doczekamy się jeszcze wielu pikantnych wątków.

To nie jedyne niemiłe zaskoczenie w „Sojuszach”. Sente do spółki z Giulio De Vitą raczej nie kontrolują czasu upływającego między kolejnymi albumami i dowolnie manipulują wiekiem postaci, co nie sprzyja integralności uniwersum. Łatwo policzyć, że między ucieczką bohaterów z Ravinum a akcją rozgrywającą się w „Kah-Anielu” minęło około 3 lat, toteż bohaterowie „Sojuszy” powinni być o tyle starsi względem dwudziestego ósmego tomu „Thorgala”. W przypadku Jolana zegar biologiczny najwyraźniej przyspieszył, bo owe trzy lata pomnożył co najmniej dwukrotnie.  

Jednego scenarzyście odmówić nie można. Bez wątpienia nie ma sobie równych w nadużywanie retrospekcji oraz narzucaniu bohaterom zbędnych reguł i wyzwań, których jedynym zadaniem jest doprowadzenie do jakiegoś zdarzenia (trzeba spełnić warunek A, by przejść warunek B i osiągnąć cel C). Brak w tym płynności i lekkości – wszystko na papierze wygląda aż nazbyt łopatologicznie. Ponadto w budowaniu średniowiecznych X-Men Sente gdzieś się pogubił. Nie sztuką jest nadanie postaciom fantastycznych mocy, sztuką jest umiejętne ich wykorzystanie w historii. Na tym etapie opowieści wydają się one całkowicie bezużyteczne. Skoro będąca koło czterdziestki Kriss (Giulio De Vita zrobiłby karierę w chirurgii plastycznej) rozkłada na łopatki dwójkę oponentów szybciej niż mężni Galowie na dopingu tłuką Rzymian, to oznacza, że cała kreacja świata rozchodzi się w szwach. Pozostaje czekać na śmierć Thorgala, najazd kosmitów, atak wściekłych trolli bądź cokolwiek innego, a atrakcyjnego zdaniem francuskiego scenarzysty. Brazylijski serial trwa.

Tytuł: "Kriss de Valnor" tom 4: "Sojusze"

  • Scenariusz: Yves Sente
  • Rysunek: Giulio De Vita
  • Tłumaczenie: Wojciech Birek
  • Wydawca: Egmont
  • Data publikacji: 12.11.2013 r.
  • Format: A4
  • Druk: kolor
  • Stron: 48
  • Papier: kredowy
  • Oprawa: miękka/twarda
  • Cena: 22,99 zł/29,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus