Przedpremierowa recenzja książki "Samozwaniec" Jacka Komudy
Dodane: 15-06-2009 22:33 ()
Bardzo się ucieszyłem, gdy trafiła mi się okazja do zapoznania się z najnowszym dziełem Jacka Komudy. Tym bardziej, że mogłem to uczynić jeszcze przed oficjalną premierą książki zatytułowanej Samozwaniec. Autor porzucił na jakiś czas tematykę marynistyczną, którą z powodzeniem oddawał się w Galeonach wojny oraz Czarnej banderze, i powrócił na łono Rzeczypospolitej. Wszystko wskazuje na to, że pozostanie tam długo, bowiem pierwszy tom Samozwańca rozpoczyna cykl Orły na Kremlu. Dla wszystkich miłośników prozy Jacka Komudy szykuje się niezwykła gratka, ale nie uprzedzajmy faktów.
Autor jest historykiem, który do dyscypliny będącej „nauczycielką życia” ma podejście zgoła odmienne od znanego z podręczników, czym z pewnością niejednokrotnie naraził się wielu „specjalistom”. Komuda to człowiek o ciekawej osobowości – chciałoby się rzec charakternik. Mówi to co myśli, daleki jest od politycznej poprawności i konsekwentnie robi swoje. Pisze książki, głównie poświęcone I Rzeczypospolitej, którą umiłował sobie niezwykle oddanie i wydawałoby się, że to niemożliwe, ale obdarzyła ona autora odwzajemnionym uczuciem, bowiem niczym najwierniejsza kochanka daje mu to, co ma najlepszego – tematy do powieści. A Komuda nie przejawia żadnych skrupułów i obficie korzysta z jej łaskawości, czego namacalnym dowodem są coraz lepsze książki.
Samozwaniec to powieść oparta na prawdziwych wydarzeniach historycznych, które na początku XVII stulecia rozegrały się w Polsce i Rosji i odbiły się szerokim echem po całej Europie. Co więcej, historia, która się wówczas wydarzyła, rozpalała umysły wśród potomnych i dzieje się tak do dzisiaj. Co takiego się wówczas działo? Otóż w Roku Pańskim 1604, „Zjawił się w Polszcze, który się mienił być synem Iwana Wasilijewicza, imieniem Dymitr Iwanowicz” – zanotował naoczny świadek tamtych dni, hetman Stanisław Żółkiewski. Do dzisiaj nie udało się jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, kim był człowiek mieniący się Dymitrem Iwanowiczem. W świetle ostatnich badań historyk Andrzej Andrusiewicz dowodzi, że był to rzeczywiście syn cara Iwana IV Groźnego, a przydomek „Samozwaniec” przylgnął do niego za sprawą jego wrogów. A co sądzi o tym Jacek Komuda? Tego zdradzić nie mogę, zainteresowanych zapraszam do lektury Samozwańca.
Trudno jednoznacznie stwierdzić, z jakim gatunkiem literackim mamy do czynienia. Komuda perfekcyjnie połączył w całość książkę historyczną z powieścią przygodową. Rozczarują się zapewne fani fantastyki, gdyż pierwszy tom Samozwańca jest jej pozbawiony.
Walorów książki jest mnóstwo. Po pierwsze język, którym operuje Komuda, jest niezwykle bogaty i wyrafinowany. Nie ma niepotrzebnych dialogów i opisów, które spełniałyby rolę „zapychacza”. Przeciwnie, wszystko zostało przemyślane i dopracowane perfekcyjnie. Autor osiągnął mistrzostwo w opisywaniu przyrody. Czytelnik odnosi wrażenie, że przemierza wraz z bohaterami książki dukty, którymi pokryte były lasy Rzeczypospolitej, a przedmioty codziennego użytku stają się niemal namacalne. A bohaterowie? Oprócz tytułowego Samozwańca, w książce pojawia się znany doskonale z wcześniejszych książek Komudy, Jacek Dydyński. Dydyński to postać prawdziwa, nieco zapomniana. Komuda ponownie tchnął w niego ducha, obdarzając wszelkimi przymiotami i przywarami charakterystycznymi dla polskiego szlachcica. Poczet „panów braci” jest niezwykle okazały, a każdy z nich jest indywidualnością samą w sobie. Powoduje to liczne kłótnie i spory, co niezwykle ożywia całą powieść.
Autor zaprasza czytelnika do wnętrza staropolskiego dworku szlacheckiego. Z dokładnością przedstawia jego wystrój, rozkład pomieszczeń, umeblowanie. Prezentuje przedmioty, których używali mieszkańcy dworu. Szkoda, że eksponatów nie można dotknąć. Bardzo wiele uwagi Komuda poświęcił opisowi husarii. Wymienia, na jakich koniach jeździli husarze, opisuje husarską rotę oraz uzbrojenie i oprzyrządowanie husarza. Dodatkowo w książce znalazły się opisy staropolskiego pogrzebu oraz przypisy wyjaśniające słownictwo i nazwy, których użył autor. Niezwykle pouczająca lektura, która z pewnością niejednego zachęci do sięgnięcia po szczegółową literaturę i do poszerzenia informacji.
Ale uprzedzam - książka strasznie wciąga, staje się wehikułem czasu, który przenosi nas do przeszłości, by dzielić trudy z polskim rycerstwem maszerującym w stronę Moskwy. Tylko dźwięk telefonu przypomina nam, że to XXI wiek. Z pewnością na kolejny tom Samozwańca przyjdzie nam troszkę poczekać.
Zapewne larum podniosą ci, którzy powiedzą, że Komuda się powtarza, że ciągle pisze o tym samym i świadczy to dobitnie o braku pomysłów. Mimo to wszystkich zapraszam do lektury pierwszego tomu Samozwańca, jest to bowiem wspaniała powieść o wspaniałych czasach, napisana w świetnym stylu i znakomitym językiem. Mus!
Korekta: Aspazja
Dziękujemy Wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie książki do recenzji.
data wydania: 1 lipiec 2009
ISBN-13: 978-83-7574-039-4
wymiary: 125 x 195
liczba stron: 488
oprawa: miękka
seria: Bestsellery polskiej fantastyki
cena: 34.90
Zobacz także:
Recenzja książki "Galeony wojny" Jacka Komudy
Recenzja zbioru opowiadań pt. "Czarna bandera" Jacka Komudy
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...