Soundtrackowy Hall of Fame: Children of Dune
Dodane: 07-05-2007 10:01 ()
Redakcja tekstu: Elanor
Saga Franka Herberta o Pustynnej Planecie Arrakis i jej mieszkańcach jest drugą książką po trylogii Tolkiena, której bogactwa idei i szczegółów nie da się wiernie przenieść na ekrany kin. Można to zrobić lepiej, jak Peter Jackson, czy gorzej, jak David Lynch, ale nigdy film nie dorówna w tych przypadkach oryginałowi.
Pierwszą próbę przeniesienia "Diuny" na ekran podjął uznany reżyser David Lynch w 1984 roku. Lynch słynie z filmów, które nie są lekkie, łatwe i przyjemne w odbiorze; sama książka do takich również nie należy. Niestety, nieprzyjemne były również spięcia na linii reżyser-producenci, przez co sam film trwa o wiele krócej niż życzył sobie reżyser - z pierwotnych 9 godzin zostały 2. Mimo wielkiej krytyki film jednak uzyskał status kultowego wśród fanów. Dziwnym posunięciem było powierzenie skomponowania muzyki do tej wersji nie kompozytorowi, a rockowemu zespołowi Toto (w latach 80 taki właśnie był rock).
Po tej lynchowskiej klapie długo nikt nie chciał wziąć się za ponowną próbę zmierzenia się z tematyką "Diuny"... aż do roku 2000, gdy światło dzienne ujrzał telewizyjny mini-serial pt. "Frank Herbert's Dune" (znany również jako "Dune 2000"). Zdobył szerokie uznanie, głównie za wierność fabuły, co zaowocowało powstaniem kolejnej części cyklu pt. "Dzieci Diuny" (która jest ekranizacją dwóch kolejnych książek - "Mesjasza Diuny" i "Dzieci Diuny").
Do napisania ścieżki dźwiękowej do "Dzieci Diuny" zaproszono młodego, ale zdolnego kompozytora Briana Tylera. Tyler na polu muzyki filmowej działa stosunkowo krótko, bo od 1997 roku. Do czasu "Diuny" z ciekawszych jego dokonań wymienić można "Rękę Boga", "Star Trek: Enterprise", "Linię czasu" czy "Gdy zapada zmrok".
Nim jednak przejdę do zachwytów nad jego dziełem muszę poświęcić nieco miejsca kompozytorowi, który stworzył muzykę do "Diuny 2000", kompozytorowi który po mistrzowsku... zmarnował swoją szansę.
Do napisania muzyki do "Diuny 2000" zaangażowano Graeme Revella, Nowozelandczyka, którego muzyka, mimo że ma jej na koncie sporo, podobnie jak filmy, które ilustrowała zwykle przechodziła bez echa. "Diuna" otworzyła dla Revella drzwi do elity kompozytorskiej. Prawie 6 godzin filmu i bogactwo fabularne – można by przypuszczać, że to raj dla kompozytora i szansa na wykorzystanie wielu pomysłów a tym samym na stworzenie znakomitej oprawy dźwiękowej. Niestety, Revell zupełnie zmarnował tę szansę. Jego muzyka jest niemrawa, płaska i tylko gdzieniegdzie można dostrzec, że kompozytor miał pewną koncepcję całości - głównie przy utworach bazujących na instrumentach etnicznych. Producentom również średnio się to podobało i do "Dzieci Diuny" Revella już nie zaproszono. Dano natomiast szansę młodemu Brianowi Tylerowi, który zdobywał coraz więcej uznania w światku kompozytorskim. I okazało się, że ta decyzja była strzałem w dziesiątkę...
Tyler dostał tę robotę ze względu na to, iż wcześniej współpracował już z reżyserem Gregiem Yaitanesem. Co ciekawe, miał bardzo niewiele czasu, ledwie 6 tygodni. Pozostanie słodką tajemnicą kompozytora, jakim cudem w tak krótkim czasie napisał partyturę na 174 (sic!) ścieżki (z czego na albumie znalazło się 36), która pasuje do wizji Herberta pod każdym względem. Wytyczne reżyserskie brzmiały: "orkiestra, starożytność i wokal", dodatkowo dostało mu się to co pozostawił po sobie Revell.
Kto czytał książkę, ten wie jak ogromnie skomplikowany świat wykreował Herbert. Kosmiczne technologie, polityczno-religijne konflikty, etniczne lokacje oraz genialne postacie. Wszystko to trzeba było zilustrować odpowiednią muzyką. I Tyler tego dokonał, choć zaczął nieszczególnie...
...bo od zimmerowskiej kalki z "Gladiatora". Trzeci utwór na albumie, "Main Theme", rozpoczyna się identycznie jak utwór "Slaves to Rome" z powyższego filmu. W dalszych utworach można również znaleźć zimmerowskie wpływy (przez jakiś czas Tyler działał w Media Ventures) ale na szczęście już nie rzucające się tak w uszy.
|
Na albumie dostajemy 36 utworów, w których kompozytor zawarł kilka najważniejszych dla historii motywów ilustracyjnych - motyw Fremenów, Prawdziwego Mesjasza, Domu Atrydów czy romansu. Ścieżki na albumie są prezentowane w mniej więcej składnej kolejności aczkolwiek nie odzwierciedlają dokładnie porządku, w jakim słyszymy je w filmie.
Wokół społeczności ludów Pustyni – Fremenów - kręci się cała akcja. Album otwiera ścieżka z motywem Fremenów, który powtórzony z pełną mocą jest później w "The Jihad". Oczywiście nie jednym motywem Fremeni żyją. Jako lud wybitnie dla nas egzotyczny potrzebowali mocnej, etnicznej oprawy przy użyciu odpowiednich instrumentów. Już w poprzednim mini-serialu Graeme Revell, ilustrując sceny dziejące się na Pustyni czy też w otoczeniu Fremenów, użył takiego instrumentarium (jedyny chyba pozytyw tamtejszego soundtracku), Tyler natomiast, bardzo mądrze zresztą, nie tworzył w tej materii zupełnie odmiennego stylu a jedynie dorobił do tego stylistyczną głębię. Pierwsze takie etniczne dźwięki słyszymy w "The Revolution", następnie powracają co jakiś czas ("I Have Only Now", "The Immpossible Wager", "Trap the Worm", "Exiles", "My Skin is Not my Own", "The Golden Path", "The Desert Journey", "The Fremen Qizarate"). Nie przy wszystkich z nich ilustracja tyczy się tylko Freemenów ale również są to momenty, które odwołują się do dziedzictwa tego ludu - przemiana Leto II ("My Skin is Not my Own") czy też cierpienie Chani ("I Have Only Now").
Drugi ważny motyw pojawiający się na ścieżce dźwiękowej to motyw Domu Atrydów, czyli rodziny z której wywodzi się Paul Muad'dib - centralna postać pierwszych trzech książek. Pojawia się on za każdym razem gdy mamy scenę z początkowymi napisami gdy kamera przelatuje nad stolicą rodu Atrydów - Arrakin. Motyw ów został obliczony na miarę wielkości rodu, jest pompatyczny, emanujący siłą, równocześnie czuć w nim szlachectwo. Jednakże w pełnej skali występuje tylko w wyżej wymienionym aspekcie, powodem tego jest fakt, że w "Dzieciach Diuny" dom Atrydów wraz z czasem podupada rządzony przez siostrę Paula - Alię, która coraz bardziej popada w szaleństwo. Fragmenty tego motywu słychać później cząstkowo w "The Arrival of Lady Jessica" i "Sins of the Mother".
Kolejnym motywem jest miłość między Paulem a Chani. Jest on jednym z najpiękniejszych motywów jakie kiedykolwiek stworzono pod tym kątem (porównywalny z "Braveheartem"). Jego główna linia melodyczna pojawia się dość często w krótkim fragmentach różnych ścieżek, natomiast w pełnej skali zostaje zaprezentowany dwukrotnie. Po raz pierwszy na ścieżce nr 7 pt. "Inama Nushif". Jest to właściwie pieśń zaśpiewana w unikalnym języku Fremenów (by ułożyć do niej słowa kompozytor przekopał się przez wiele książek dotyczących prac Herberta nad tym językiem) napisana nieco w podobnym stylu jak "Now we are Free" z "Gladiatora". O ile jednak w filmie Scotta pieśń brzmi na napisach końcowych o tyle "Inama Nushif" jest wykorzystana jako ilustracja montażu scen, które pokazują nam jak w tej samej chwili w różnych miejscach akcji dzieją się bardzo ważne wydarzenia. Jest to bezsprzecznie najbardziej dramatyczny i wzruszający moment całej serii podkreślony przez znakomity utwór w którym miesza się dramatyzm wydarzeń (egzekucja wrogów Alii) ze smutkiem (narodziny dzieci Paula - choć powinno to być radosnym wydarzeniem to jednak scena jest tak przekonująca, że widz doskonale wie iż Chani nie przeżyje porodu). "Inama Nushif" bezsprzecznie chwyta za serce i trzeba oddać Tylerowi szacunek za stworzenie tak emocjonalnego utworu.
I wreszcie motyw Prawdziwego Mesjasza czyli syna Paula - Leto II. Kompozytor połączył tutaj poprzednie motywy (Domu Atrydów, miłosny i fremeński) poczynając od tego pierwszego (Leto jako syn Paula, wnuk Leto I, dziecko domu Atrydów), przez drugi (Leto i Ganima jako owoce miłości Paula i Chani) aż po trzeci (Leto przeistaczający się w Mesjasza Diuny). Ta przemiana Leto widoczna jest właśnie w kompozycjach, które w kolejnych ścieżkach ulegają przemianie instrumentalnej, od epickiego ("Leto II") przez miłosny ("Leto and Ghanima") aż do etnicznego ("My Skin is not my Own").
Album kończy się kilkoma kawałkami, które są wyciszonymi, spokojniejszymi wersjami ścieżek zaprezentowanych wcześniej - "Farewell" jest instrumentalną wersją "Inama Nushif" a "Children of Dune" akustyczną wersją "The Jihad".
Album ten stał się wielkim sukcesem dla wytwórni Varese Sarabande, cały pierwszy nakład został wykupiony w tydzień od premiery pierwszej części mini-serialu. Bezapelacyjnie jest to jeden z najlepszych współczesnych soundtracków, jego rozmach, wyczucie i piękno spowodowało, że Brian Tyler przestał być drugorzędnym kompozytorem muzyki do horrorów i wszedł do elity kompozytorskiej. Sukces ten mógłby być udziałem Graeme Revella gdyby postarał się przy "Diunie 2000”, ale może i dobrze, że stało się tak a nie inaczej.
A jak z wykorzystaniem tego na sesjach?
Równie dobrze. Wykorzystać można każdą ścieżkę jako materiał ilustracyjny na sesje. Oczywiście część z nich, kawałki etniczne, nie wypadną dobrze w cyberpunkowym centrum miasta ale już do ilustracji nomadów nadają się znakomicie.
Muzyka w filmie: 5/5
Muzyka na albumie: 5/5
Muzyka na sesjach: 5/5
Dotychczas w cyklu ukazały się:
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...