Recenzja Dragonu 2007

Autor: Andrzej Baribal Redaktor: Krzyś-Miś

Dodane: 04-05-2007 07:33 ()


Po rocznej przerwie spowodowanej przez Polcon, Ogólnopolski Konwent Gier Fantastycznych Dragon znów wylądował w Lublinie. Czwarta edycja poświęconej głównie grom imprezy odbyła się tym razem nie w IV L.O., lecz w sąsiadującym z nim budynku Gimnazjum nr 19. Za organizację imprezy jak zwykle odpowiedzialne było Lubelskie Stowarzyszenie Fantastyki „Cytadela Syriusza", choć tradycyjnie przygotowywali ją, jak co roku, nowi ludzie - młodsi członkowie klubu.

Konwent rozpoczął się o godzinie 10.00 w sobotę 21 kwietnia, na metę zaś dotarł po 15.00 dnia następnego, zgromadziwszy około 310 uczestników, co jest wynikiem całkiem niezłym. Zdecydowana większość konwentowiczów była mieszkańcami Lublinie, tak że określenie „konwent ogólnopolski" było nieco na wyrost. To niewątpliwie wada. Z drugiej jednak strony umiejętność przyciągnięcia na konwent aż tylu osób z miasta jest wynikiem dobrym, nieczęsto widzianym na konwentach w innych ośrodkach.

Każdy z uczestników przy wejściu otrzymywał całkiem ładny identyfikator oraz broszurę z programem imprezy. Nie był to jednak informator, jaki znamy z dużych konwentów, lecz kartka formatu A4, złożona na trzy części. Można się było z niej dowiedzieć stosunkowo niewiele - były tu informacje o organizatorach, sponsorach oraz program w tabelce. Niestety, nie obejmował on LARP-ów. Co prawda o wszystkim można było się dowiedzieć z wiszących licznie plakatów informacyjnych, niemniej jednak było to dość niewygodne. Brakowało także mapki z rozmieszczeniem poszczególnych atrakcji (osoba nie znająca budynku mogła się trochę pogubić) oraz opisów poszczególnych punktów programu. Było to nieco irytujące, ale jako doświadczony konwentowicz dałem sobie radę.

Każdy konwent to przede wszystkim program i ludzie w nim uczestniczący. Zacznę od tego pierwszego. W programie umieszczone zostały dwa bloki prelekcyjne, jeden nakierowany przede wszystkim na graczy RPG i drugi, który można by określić mianem popularnonaukowego. Prelekcje były dobrze przygotowane i nieźle prowadzone, aczkolwiek mam tu kilka zastrzeżeń. Po pierwsze, niezwykle brakowało mi znanych postaci fandomu spoza Lublina. Wśród prelegentów nie było niemal nikogo takiego, a jeden Wiedźmak (mimo swoich licznych zalet) wiosny nie czyni. Być może to była również przyczyna tego, że uczestnicy rekrutowali się niemal wyłącznie z miejscowych. Drugi zarzut to brak doświadczonych prelegentów z tytułami naukowymi od doktora wzwyż. Oczywiście nie jest konieczna obecność ludzi ze środowiska naukowego na imprezie, niemniej jednak zaproszenie ich do udziału w konwencie daje zazwyczaj pewność wysokiego poziomu danego punktu programu. A tu nikogo. Odniosłem także wrażenie, że pewne prelekcje zostały wciśnięte na siłę, być może z powodu braku bardziej ciekawych. Stąd program prelekcyjny oceniam jako przyzwoity, ale bez rewelacji.

Wyższy poziom prezentował z pewnością blok konkursowy. Poza słabym (mimo niezłego pomysłu) konkursem obrazkowym, reszta znajdowała się na dobrym poziomie, solidnie i rzetelnie przygotowana. A było w czym spróbować swych sił. Odbył się między innymi konkurs: filmowy, Earthdawn, Warhammer, Neuroshima, ogólnofantastyczny, pokazywani, aktorski, Świat Mroku. Jak przystało na kraj kapitalistyczny, wybór był szeroki.

Równie udany wydaje mi się blok koń-kursów, czyli zabawnych i nieraz głupich, choć pomysłowych konkurencji najróżniejszego rodzaju. Lubelskie konwenty są znane z tego bloku i Dragon 2007 też nie mógł się bez niego obejść. Niektóre konkurencje były naprawdę szalone, jak na przykład wyścig dżdżownic, symbolizowanych przez zawodników, czołgających się na wyścigi w śpiworach, bądź też zawody w piciu ohydnego, gazowanego napoju na czas. Najbardziej niezrozumiałym dla mnie koń-kursem był koń-kurs z makaronem, gdzie startowano parami. Polegał on na tym, że jedna osoba kładła swoją twarz na paczce z makaronem, leżącej na posadzce. Druga natomiast osoba łapała ją za nogi i ustawiała się na starcie. Następnie odbywał się wyścig, gdzie jeden z zawodników szorował makaronem po ziemi pomagając sobie w przesuwaniu się rękami, zaś drugie popychał go trzymając za nogi. Ta dość absurdalna konkurencja nie tylko zgromadziła tłumy widzów, ale również aż kilkunastu zawodników. Wnoszę z tego, że odpowiednia motywacją może zachęcić człowieka do każdego czynu, obojętnie jaki miałby ów czyn charakter.

Kolejnym, niezwykle udanym elementem programu był Games Room, umiejscowiony w jednej sali oraz w dużej części korytarza. Według mnie to był chyba najlepszy punkt całej imprezy. Widziałem już wiele konwentów i jeszcze więcej Games Roomów i mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że to była najjaśniej świecąca gwiazda Dragonu 2007, najbardziej „wypasiony Games Room ever seen".  Mam tu na myśli zarówno ilość gier w nim zgromadzonych, jak i ich jakość. Można w nim było znaleźć mnóstwo znakomitości, będących w czołówce na liście najlepszych gier według Board Geek. Zagrać można było także w miodne gry towarzyskie, familijne, klasyczne, czy zwariowane. Wreszcie, znalazło się również sporo nowości. Dlatego też mogę powiedzieć, że Games Room na konwencie był wzorcowym, chciałoby się zobaczyć na innych konwentach podobny poziom. Do tego odbyło się w nim kilka turniejów planszówkowych, które cieszyły się sporym zainteresowaniem.

Także blok gier bitewnych był okazały. Odbyły się turnieje: WFB, Mordheim, Warmaster, Konfrontacja, Infinity. Liczba graczy była różna, ale na pewno zadowalająca. Zaś niektóre pomalowane armie lub świetnie wykonane tereny budziły zachwyt wśród oglądających. Zabrakło mi jednak trochę pokazów, które zawsze przyciągają szczególnie młodszych uczestników. A wizyta takiego Artura Szyndlera, czy też innego popularyzatora gier bitewnych na pewno byłaby pożądana i przyciągnęłaby dodatkowych uczestników.

Zastrzeżeń miałbym sporo do bloku gier karcianych. Odbyły się tu bowiem jedynie dwa turnieje: Vampire: the Ethernal Struggle oraz Anachronism. Zabrakło przede wszystkim Magic: the Gathering, szkoda też, że nie zagościli na Dragonie miłośnicy Doom Troopera. który nieco odbudował swoją pozycję w naszym kraju. Co prawda widziałem kilkanaście osób „tnących" w Magica, ale żadnego turnieju nie uświadczyłem.

W programie znalazło się miejsce także dla bloku gier komputerowych. Przeznaczona została na to jedna sala, w której zorganizowano stanowiska do grania. Każdy mógł przyjść, zagrać w jedną z kilku gier, a także spróbować swych sił w paru turniejach, jakie odbyły się na miejscu. Ta fajna inicjatywa możliwa była dzięki zaangażowaniu kilku komputerowców, którzy postanowili przywieść swój sprzęt komputerowy, aby cały blok mógł się odbyć. I chwała im za to.

Blok LARP-ów zapowiadał się ciekawie. Przygotowano cztery gry, niestety, odbyły się tylko dwie. Przyczyną zaś był brak chętnych. To dziwne, tym bardziej, że LARPy przygotowane były dobrze, a ich opisy zachęcały do uczestnictwa. Wydaje mi się, że ostatnimi czasy pojawiła się tendencja mniejszego zainteresowania LARP-ami oraz sesjami RPG na konwentach. Odnoszę wrażenie, że zainteresowanych nimi jest coraz mniej osób, coraz więcej zaś przesiaduje w Games Roomie. To chyba signum temporis, wypieranie RPG przez gry planszowe - bardziej kolorowe, bardzie różnorodne, droższe, a jednocześnie mniej wymagające zaangażowania oraz mniej dostępne na co dzień, a w pełni dostępne na konwencie. Jeszcze kilka lat temu na konwentach dla graczy w gruncie rzeczy najważniejsze było zapewnienie przez organizatorów dużych przestrzeni do grania na sesje. Teraz miejsca tego albo nie trzeba już wcale, albo też wystarczy jedna, dwie małe salki. Więcej osób po prostu nie jest zainteresowanych RPG na konwencie.

Ostatnim blokiem były pokazy. Niestety, organizatorzy niewiele zaplanowali w tej materii. Odbył się udany fire-show, choć bez muzyki, co odbiło się negatywnie na odbiorze pokazu przez widzów. Ponadto zaplanowano również warsztaty tańca ognia, ale z braku zainteresowania w praktyce się nie odbyły. Kiepsko również zakończył się wieczorek poetycki, na który przyszło niewiele osób i przygotowani poeci nie mogli ukazać swego kunsztu większej widowni. Trudno powiedzieć, co przyczyniło się do tak marnego zainteresowania tym punktem, niemniej szkoda.

Tyle programu. Równie ważnym, a być może najważniejszym elementem byli ludzie. Tutaj nie zawiodłem się. Pojawiło się trochę dawno niewidzianych przyjaciół i znajomych. Z przyjemnością miałem okazję z nimi pogadać, powspominać i poknuć, aby żyło się lepiej i dostatniej. Udało się ustalić kilka rzeczy, pośmiać się z paru plotek i ogólnie dobrze się bawić. W nocy udaliśmy się z niektórymi na imprezę, gdzie udało nam się co nieco wypić, pohasać na parkiecie przy miejscami przyciężkiej, a miejscami psychodelicznej muzyce. Widzę, że to było dobre. Bowiem to właśnie przede wszystkim ludzie tworzą atmosferę na konwencie, a bez niej nawet najlepszy program nie zapewni dobrej zabawy. Dlatego też cieszę się, że mogłem znów zobaczyć kilku miłych memu sercu twarzy.

Trzeba jednak przyznać, że mimo dobrej atmosfery na konwencie, wydawał się on trochę pusty. Nie czuło się, że na imprezie przebywa ponad 300 uczestników. Przyczyną z pewnością była nowa, bardziej obszerna szkoła, w której z pewnością zmieściłoby się więcej ludzi. Może to świadczyć o tym, że nie zawsze zbyt obszerne miejsce konwentu jest zaletą, czasami bywa wadą. Bowiem jak wiadomo - ciasnota sprzyja integracji.

Sympatyczna była również ekipa tworząca Dragon - organizatorzy i obsługa. Na pytania generalnie odpowiadali chętnie i byli pomocni. Dlatego też wielkie dzięki dla nich, w końcu to przede wszystkim ich zasługa, że konwent się odbył i wyglądał tak jak wyglądał. Niemniej zdarzyło im się parę wpadek. W łazienkach niekiedy brakowało mydła i papieru, zaś nie wietrzone sale prelekcyjne, szczególnie w niedzielę wydzielały nieprzyjemny fetor. Brakowało też pewnych drobiazgów, jak np. stanowiska z drukarką, gdy potrzebowałem wydrukowania pytań na swój konkurs. Co prawda, organizatorzy szybko umożliwili mi wykonanie wydruku, ale troszkę musiałem czekać. Ogólnie więc, mimo drobnych potknięć twórcy konwentu sprawili się dobrze.

Dragon po roku przerwy wrócił do Lublina i z pewnością był udaną imprezą. Nie był rewelacyjny - do w sumie sporej ilości rzeczy można było się przyczepić, niemniej jednak konwent trzymał poziom. Był rzetelnie przygotowaną imprezą, z mnóstwem miłych, fajnych osób, tworzących znakomitą atmosferę oraz niezłym programem, który raczej nie pozwalał się nudzić. Bowiem w przypadku nudy zawsze pozostawać świetny Games Room. Dlatego też uważam, że warto było wybrać się na Dragon 2007, a ten kto tego nie zrobił, niech żałuje. Stracił bowiem możliwość bardzo fajnego spędzenia weekendu. A następny Dragon dopiero za rok...

 

 

Zobacz także:


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...