W obronie "Żmii" Andrzeja S.
Dodane: 16-12-2009 17:06 ()
Fani twórczości Andrzeja Sapkowskiego długo musieli czekać na jego najnowsze dzieło. W końcu minęły już trzy lata od wydania „Lux perpetua”, ostatniej części „Trylogii husyckiej”. Ale wreszcie i „Żmija” ujrzała światło dzienne. A może lepiej powiedzieć, że dane jej było podziwiać przepiękny świt nad Hindukuszem, gdyż akcja powieści rozgrywa się w Afganistanie.
Autor „Wiedźmina” wykazał się już jako doskonały twórca historii na wskroś fantastycznych. Zyskał w tej dziedzinie sławę porównywalną do jego wielkiego poprzednika - Stanisława Lema. Co więcej, jest najczęściej po Lemie tłumaczonym polskim autorem fantastyki. Oczekiwania czytelników były więc ogromne. Odwlekanie premiery książki zwiększało napięcie, wzmianki o zmianie konwencji tym bardziej. Czy opłacało się czekać?
„Żmija”, dostępna w księgarniach od połowy października 2009 roku, od samego początku zbiera niepochlebne recenzje i komentarze. Okazuje się, że większość fanów ASa w ogóle nie wzięła na poważnie jego słów, gdy zapowiadał coś zupełnie nowego. Ciekawe, że coś nowego w ich mniemaniu, to kolejna książka w stylu „Wiedźmina”, najlepiej serwująca takie same dowcipy, o podobnym tempie, temacie i języku. Ubolewajmy więc, że mało fantastyki, mało akcji albo jeszcze inaczej - że wątek magiczny niepotrzebny, a postaci jakieś nijakie. Jeżeli jednak łaskawie uznamy, iż pan Sapkowski ma prawo napisać powieść w innym nurcie, niż dotychczas tworzył, to oceniajmy go zgodnie z wyznacznikami tego konkretnego nurtu.
Andrzej Sapkowski stworzył dzieło całkowicie różne od wcześniejszych jego dokonań. Przeprowadził bardzo ciekawy i ryzykowny eksperyment dostarczając swoim czytelnikom powieść, po pierwsze w nurcie REALIZMU MAGICZNEGO (nie fantasy!), a po drugie wymagającą od czytelnika sporego zaangażowania.
„Żmija” nie przeraża objętością, gdyż liczy zaledwie 230 stron. Nie uświadczymy w niej też podziału na rozdziały, co zbliża ją raczej do rozbudowanego opowiadania, którym zresztą miała pierwotnie się stać. Znajdziemy natomiast ułatwiający odbiór - słowniczek pojęć „afgańskich”, czyli objaśnienie stosowanych w książce zwrotów z żargonu żołnierskiego i skrótów używanych w radzieckim nazewnictwie wojskowym.
Okładka prezentuje m.in. przełęcz Salang, miejsce jednej z najbardziej krwawych bitew okresu interwencji radzieckiej w Afganistanie. Wielu mówi – o ileż estetyczniej wyglądałaby bez tylu elementów. Czyżby autor grafiki odczuwał horror vacui? Stałaby się elegancką okładką, gdyby odjąć helikopter, żołnierzy, głowę jakiegoś mudżahedina i jeszcze żmiję pośrodku. A ja mówię, o ileż piękniej wyglądałby Afganistan bez tych helikopterów, żołnierzy i żmij, które muszą pilnować rozkradanych skarbów! Na okładce widzimy to, co najsmutniejsze – przepiękny krajobraz oszpecony wojenną pożogą.
Fabuła powieści jest bardzo rozbudowana. Główny wątek to historia Afganistanu, najbiedniejszej, a zarazem najbogatszej krainy świata. Najbogatszej, gdyż kraj gór Hindukuszu posiada nieprzebrane zasoby naturalne, takie jak kamienie szlachetne, złoża ropy, gazu ziemnego, węgla kamiennego, złota, miedzi, uranu, dobrej jakości marmury, granity czy wysokiej jakości sól. A wszystkie te skarby kryją się w głębi ogromnych masywów górskich, zajmujących prawie 4/5 powierzchni państwa. Afganistan nazywany jest też przez podróżników krajem magicznym – gdy raz ujrzy się jego piękno, zawsze chce się tam powracać.
Te cudowne ziemie możemy także nazwać najbiedniejszymi. Ich bogactwo od wieków kusi inne narody i przyczynia się do częstych najazdów. Do Afganistanu wkraczały już armie: macedońsko-greckie, angielskie, radzieckie, a ostatnio w ramach interwencji wojskowej NATO stacjonują tam m.in. oddziały amerykańskie i polskie. Przykry jest również fakt, iż ten bogaty w cenne surowce kraj nie stał się światowym liderem w ich dystrybucji, a w uprawie maku oraz jego eksportu na światową skalę.
Wieloletnie wojny zniszczyły spory dorobek narodu afgańskiego oraz pozostawiły głęboki ślad w samych Afgańczykach. Musi minąć wiele pokoleń, żeby to, co zostało stracone, zostało chociaż częściowo odbudowane. Na szczęście w tej smutnej krainie z łatwością znajdziemy coś stałego i niezniszczalnego - to piękno naturalnych krajobrazów. Dla nich czas się zatrzymał i nieważne ile jeszcze krwi wsiąknie w afgańską ziemię, świt nad Hindukuszem zawsze będzie tak samo magiczny.
Tak w zarysie można opisać motyw przewodni utworu. Wnikając w szczegóły, fabuła została skonstruowana z zastosowaniem techniki zwanej załamaniem czasu - teraźniejszość powtarza się lub przypomina przeszłość. W krainie Hindukuszu wojna jest zjawiskiem cyklicznym. Powieść Sapkowskiego łączy więc opowieść o końcowym etapie radzieckiej interwencji w Afganistanie (1989 r.), paralelne do niej epizody z wkroczenia na te tereny wojsk Aleksandra Wielkiego oraz z okresu 2. wojny angielsko-afgańskiej. Równoległe rzeczywistości spaja złota żmija - wiecznie obecna, oceniająca i chroniąca tajemnicę, analogiczność sytuacji oraz postać chorążego Pawła Lewarta, który dzięki swoim wizjom ma możliwość doświadczenia tych odległych historycznie wydarzeń. Fabuła tworzy więc jednolitą, nierozerwalną całość. Ma też określony przekaz, w dodatku dużo głębszy niż by się wydawało osobom szukającym w tym mistycznym, refleksyjnym dziele jedynie fantastyki i dobrej akcji.
Bohaterem głównym nieosobowym jest, jak wspomniałam, sam Afganistan, osobowym zaś - chorąży Paweł Lewart ze 108. dywizji zmotoryzowanej. Poznajemy bliżej także prodromosa Herpandra, jednego z dowódców armii Aleksandra Macedońskiego, a także podporucznika Edwarda Drummonda z 66. pułku piechoty Jej Królewskiej Mości. Jako wadę powieści wymienia się często dużą liczbę bohaterów drugoplanowych, których wątki są słabo rozbudowane. Jednak nie wiem, jaki miałoby to wpływ na przekaz dzieła. Znamy młodych sołdatów na tyle, by wzruszała nas ich śmierć, a radowało przeżycie, to wystarczy. Gdyby Sapkowski szczegółowo opisywał losy Łomonosowa, Wałuna, Walery czy Samojłowa to wtedy i ja, tak jak redaktorzy dziennika „Polska”, zarzuciłabym mu pisanie wojennego czytadła. A tak delektowałam się treściwą, przemyślaną i wysublimowaną lekturą.
„Żmiję” możemy bez wątpienia zaliczyć do nurtu zwanego realizmem magicznym. Tak drodzy czytelnicy ASa, wasz ulubiony pisarz zapowiedział coś całkiem nowego i wywiązał się z tego zadania. Sapkowski napisał powieść całkowicie realistyczną, w której magiczne elementy funkcjonują na zasadzie symbolu i metafory. Czerpał z najlepszych wzorców i na równi z nimi możemy rozpatrywać jego dzieło. Zawarł w swojej powieści praktycznie wszystkie elementy charakterystyczne dla tego nurtu.
Niektórych oburza realne ludzkie doświadczenie świata skontrastowane z elementami takimi, jak profetyczna wizja czy nadprzyrodzone doznanie. Ponoć jest to połączenie zupełnie nie do przyjęcia, gdyż wywołuje wrażenie nieprzystawalności i nieprawdopodobieństwa. Jednak ten zabieg ma swoje źródło w klasyce gatunku – wystarczy sięgnąć do „Blaszanego bębenka” Güntera Grassa, czy nawet „Mistrza i Małgorzaty” Michaiła Bułhakowa .
Uważam te artystyczne manewry za bardzo udane. Przemieszanie wątków i zmiany przestrzeni z realistycznej na mityczną i odwrotnie uwalniają dodatkowe sensy. Zmuszają do odnajdywania paralelizmów i związków przyczynowo-skutkowych. Ponadto, kolejne sceny są wyraźnie wyodrębnione w powieści, przez co całość przypomina montaż filmowy. Innym, charakterystycznym dla filmu, zabiegiem jest końcowy opis losów tych, którzy ocaleli. Ten fragment powieści został odebrany przez wielu czytelników jako nadrabianie braków fabularnych. W moim odczuciu zakończenie ma raczej za cel ukazanie marnego losu cywila, który brał udział w tak bezsensownej wojnie. To smutna konkluzja - społeczeństwo wini żołnierzy, a nie polityków, za błędne decyzje. Struktura powieści, segmentacja tekstu i zabiegi fabularne sprawiają, iż „Żmija” wydaje się być gotowym scenariuszem do jakże nastrojowej produkcji, dodatkowo uatrakcyjnionej pięknymi rosyjskimi balladami.
W „Żmii” spotkamy dokładny opis bogactwa doznań zmysłowych, głównie podczas spotkań chorążego Lewarta z tajemniczym wężem. Można je śmiało porównać do tych z „Pachnidła” Patricka Süskinda oraz „Stu lat samotności” Gabriela Garcii Marqueza. Odbiór powieści może natomiast utrudniać wolny, post-strukturalistyczny styl autora, podobny jak u Grassa. To kolejna cecha realizmu magicznego. Niekonwencjonalna pisownia i interpunkcja to nie błędy wydawnicze, ale celowy zabieg autora! Częste powtórzenia, sardoniczna ironia i antropomorfizm również.
Utwór wzbogaca obszerne użycie symboli i metaforyki. Wąż, żmija, świt, labirynt, harfy, pszczoły to bardzo mocne symbole, utrwalone w wielu kulturach. Mieszczą się w kręgu tematycznym zawierającym takie hasła, jak oświecenie, mądrość, energia duchowa, jasnowidzenie, proroctwa i znacznie wpływają na odbiór powieści. Tym bardziej, że opisane są językiem kunsztownym, bogatym w poetyckie epitety. Pojawia się też metaforyka falliczna, jednakże w sposób nie narzucający się. Po prostu momentami ludzkie emocje i seksualność są dość szczegółowo rozpatrywane.
Czytając „Żmiję” miałam wrażenie, iż każdy element fabuły jest istotny, posiada drugie dno. Powieść jest na wskroś symboliczna, a zarazem mistyczna. Już od pierwszych stron czułam, że autor wymaga ode mnie zaangażowania, doinformowania. Zapoznałam się więc z rosyjską baśnią o Żar Ptaku, który w zamian za uratowanie życia wskazuje pewnemu pasterzowi drogę do Trzech Czarnych Gór, gdzie został ukryty skarb. Nasuwa się skojarzenie Afganistanu jako Feniksa odradzającego się z popiołów po każdej wyniszczającej wojnie, a zarazem miejsca kryjącego rozliczne skarby, które jeszcze długo będą dostępne jedynie wybranym. Jak mówi legenda, nie powinny one należeć do bogatych, gdyż przyniesie to jedynie nieszczęście. Dlatego też cennych surowców ukrytych w masywnych górach musi ktoś strzec. Od wieków wie o nich Żar Ptak, opiekuje się nimi Żmija, ale niezbędny jest także człowiek. Człowiek o dobrym sercu, pozbawiony chciwości. W rosyjskiej baśni jest to oszukany i wygnany przez pracodawcę pasterz, w powieści natomiast do tej trudnej misji zostaje powołany chorąży Lewart. Zwiedziony przez politykę radzieckiego rządu, stanie on przed wyborem swojego życia...
W „Żmii” każdy symbol ściśle koresponduje z kolejnym. Baśń o Żar Ptaku wspomina węża strzegącego skarbu, żmija zaś to pierwotny symbol ziemi i jej bogini, może też oznaczać los, ludzkie przeznaczenie. Kolory przemawiają tak samo dosadnie - złocisty ogon Żar Ptaka, złota żmija, złocisty świt nad Hindukuszem i … 638 kopalni złota w Afganistanie. Wszytko łączy się ze sobą zarówno na przestrzeni dosłownej, jak i metaforycznej. Ten drogocenny kruszec jest przecież symbolem niezniszczalności, wieczności, ale też duchowego oświecenia, wiedzy tajemnej. W tym eseju nie ma miejsca na dokładniejsze analizy, ale zapewniam, iż odkrywanie podobnych smaczków na własną rękę jest równie fascynujące.
Zresztą analogicznie jest z narracją. Większość wydarzeń prezentuje narrator trzecioosobowy, wszechwiedzący, a jednak możemy powiedzieć, że jest zaangażowany w przedstawiane wydarzenia. Czasem miałam wrażenie, jakby chciał przekazać czytelnikowi, co na dany temat uważa on sam. To zdanie narratora jest jednak sprytnie zamaskowane. Na przykład jeden z dialogów, a konkretnie rozmowa Lewarta z Wiką do złudzenia przypomina pieśń Bułata Okudżawy - „A przecież mi żal” i ewidentnie ukazuje różnice pomiędzy myśleniem bohaterki, a zdaniem narratora. Wiktoria twierdzi, iż to co było, przeminęło na zawsze, jak A. S. Puszkin i z pewnością nie wróci. Jednakże dialog został tak skonstruowany, by naprowadzić nas na konkretny utwór. Narrator mówi do czytelnika za pomocą tekstu poety - „Oto Aleksander Siergiejewicz przechadza się, a ja głowę bym dał, że już jutro wydarzy się coś!” Niby szczegół, a cieszy.
Książka została odebrana bardzo różnie, ale przeważają opinie negatywne. Sądzę, że powodem wszelkich rozczarowań jest stosunkowo mała znajomość tego typu literatury. Nurt realistyczno-magiczny w swoich założeniach stawia pewne obowiązki czytelnikowi. Ma on swój udział w rozszyfrowywaniu tekstu. Przydaje się do tego analiza i docenienie roli otoczenia, które ma historyczny, geograficzny i kulturowy kontekst. Sapkowski świadomie rezygnuje z wyjaśniania pewnych nieracjonalnych zjawisk - w tej konwencji jest to wręcz wskazane. Elementy fantastyczne wcale nie muszą być wytłumaczone, to bohaterowie decydują czy poddać się ich magicznemu działaniu, czy nie. Czytelnik z kolei ma za zadanie wyciągnąć z ich historii konkretne wnioski.
„Żmija” zawiera coś więcej niż tylko wizję Afganistanu jako kraju wiecznego konfliktu. To intertekstualna gra z czytelnikiem, egzotyczna podróż pełna mistycznych przeżyć.
korekta: Sienio
Tytuł: Żmija
Autor: Andrzej Sapkowski
Wydawca: superNOWA
Data wydania: 15 października 2009
Liczba stron: 250
Oprawa: miękka
Wymiary: 125 × 195 mm
Cena: 33,50 zł
Dziękujemy Wydawnictwu SuperNOWA za udostępnienie książki.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...