"Zmierzch - skazany na sukces" - drugie miejsce w konkursie na najlepszy artykuł
Dodane: 14-10-2009 05:22 ()
O ile trudno spotkać dziś nastolatka regularnie czytającego książki, o tyle już problemem nie jest natrafienie na młodego człowieka, który na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy przeczytał Zmierzch, debiutancką powieść autorstwa Stephanie Meyer. Tej amerykańskiej pisarce udało się, jeśli nie w całości, to na pewno w dużym stopniu powtórzyć sukces Jane K. Rowling sprzed lat. Jej powieść dokonała tego, co wcześniej było udziałem publikacji o Harrym Potterze. Miliony kilkunastoletnich czytelników na całym świecie oderwały się od komputerowych gier i ruszyły do księgarń i bibliotek, by kupić, czy też wypożyczyć, a potem przeczytać książkę Meyer czyniąc z niej bestseller. Kiedy trzy lata po premierze amerykańskiego wydania Zmierzchu zamieszanie wokół publikacji zaczęło słabnąć, w 2008 roku na ekrany kin weszła filmowa adaptacja książki i dzieło Meyer przeżywało swoją drugą młodość, także nad Wisłą.
Obserwując wszystko to, co dzieje się wokół Zmierzchu, można zadać sobie naturalne w takim wypadku pytanie: czy ów fenomen nie jest tylko i wyłącznie sukcesem komercyjnym? Czy Zmierzch poza pieniędzmi, które przyniósł swojej autorce, wniósł coś nowego i wartościowego do współczesnej literatury? Czy wreszcie wydawnictwo to zasługuje na towarzyszący jemu rozgłos?
Przeciętna książka czy wyjątkowe dzieło?
Początek historii Zmierzchu jest równie nieprawdopodobny, co sama fabuła książki. Podobno myślącej o wydawniczym debiucie, pomysł na niesamowitą opowieść o zakazanym romansie zwykłej śmiertelniczki i nieśmiertelnego wampira po prostu się autorce przyśnił. Potem wystarczyło już tylko ów sen spisać, nieco rozbudować i ubarwić, by powstała kilkusetstronicowa powieść. Jeśli twierdzenia Meyer są prawdziwe, to można założyć, że właśnie pewnej letniej nocy rozpoczęła się na razie krótka, ale jakże intrygująca, bo bogata w wydarzenia, historia jednej z najgłośniejszych książek ostatnich lat.
Główną bohaterką dzieła, Meyer uczyniła Isabellę Swan, typową amerykańską siedemnastolatkę. Dziewczyna to tyleż urocza, co cicha i nieśmiała. Jej rodzice rozwiedli się kilka lat temu. Do tej pory mieszkała razem z matką w słonecznym Phoenix w Arizonie, ale kiedy poznajemy ją, przeprowadza się właśnie do mglistego, dosyć ponurego Forks w stanie Washington, gdzie ma zamieszkać z ojcem, komendantem lokalnej policji. Początkowo Bella czuje się zagubiona w nowym miejscu. Nieśmiałość utrudnia jej nawiązywanie kontaktów w miejscowej szkole, do której uczęszcza, a deszczowa mieścina tylko wzmaga jej przygnębienie. Odrobiwszy lekcje i przygotowawszy ojcu kolejne posiłki, dziewczyna spędza wolny czas raczej samotnie, słuchając muzyki klasycznej czy czytając ulubione książki. Wszystko zmienia się diametralnie, kiedy Bella poznaje niejakiego Edwarda Cullena, nieziemsko przystojnego, choć niezwykle tajemniczego nastolatka. Dziewczyna wydaje się być zafascynowana chłopakiem. Pociąga ją zagadkowość tejże postaci. Jest przekonana, że wreszcie znalazła wśród mieszkańców Forks człowieka, z którym chce przyjaźnić się, utrzymywać stałe kontakty. Początkowy niewinny flirt zamienia się w końcu w coś znacznie więcej. Cóż jednak uczyni Bella, kiedy z przestrachem uświadomi sobie, że jest zakochana w wampirze? Czy będzie potrafiła żyć na granicy świata rzeczywistego i fikcji?
Dawno na rynku księgarskim nie było książki, która wzbudzałaby tak skrajne emocje wśród czytelników i krytyków literackich. Sam jestem daleki od radykalnych ocen. Bez wątpienia chcąc dostrzec wady i zalety publikacji trzeba nań spojrzeć krytycznym okiem. W warstwie fabularnej powieści rzeczywiście nie udało się autorce uniknąć błędów. Zbyt wiele jest tu zupełnie niepotrzebnych dłużyzn. Para głównych bohaterów co rusz wyznaje sobie miłość i jednocześnie wyraża obawy dotyczące związku zwykłej dziewczyny z wampirem. Część dialogów i opisów po prostu pokrywa się z innymi. Czytelnik czuje się tak, jakby ktoś stał mu nad głową i co chwila powtarzał te same rzeczy.
Zbyt mocno wyeksponowano tu wątek miłosny, przez co momentami Zmierzch przypomina ckliwe romansidło. Historia gorącego uczucia rozkwitającego pomiędzy wampirem a młodą dziewczyną dawała pisarce ogromne pole do popisu i uruchomienia własnej wyobraźni bez konieczności popadania w łzawy sentymentalizm. Potencjał tkwiący w tej opowieści nie został do końca wykorzystany.
Nie brakuje w książce ogranych już schematów znanych czytelnikom z romansów i powieści grozy, choć akurat tego nie postrzegałbym jako ułomności publikacji. A to dlatego, że Meyer z ogromną łatwością bawi się tymi schematami łącząc i zestawiając je w niesamowity wręcz sposób. Dzięki temu odbiorca otrzymuje wydawnictwo zgrabnie balansujące na granicy horroru i romansu.
Miliony młodych ludzi na całym świecie pokochały Zmierzch przede wszystkim za wykreowanych w powieści bohaterów, w szczególności za Isabellę Swan. Duża część nastoletnich czytelników odnalazła w niej pokrewną duszę. Jest nieśmiała, nie znosi tańców, uwielbia za to słuchać muzyki klasycznej i prowadzić długie, poważne rozmowy. Wydaje się nie być dziewczyną przebojową, duszą towarzystwa, która potrafi oczarować znajomych. Ale to właśnie jej przydarza się przygoda życia. Meyer jakby ku pokrzepieniu serc pokazuje, że nie trzeba dopasowywać się do otoczenia, iż można doświadczyć czegoś ciekawego będąc osobą cichą i spokojną.
Odpowiedź na pytanie o status Zmierzchu jest więc jasna. To nie jest książka jakoś szczególnie istotna dla współczesnej literatury. To po prostu dobra rozrywka, która pozwala, choć na chwilę, oderwać się od nierzadko szarej codzienności.
Hollywood upomina się o bestseller
Powieść Zmierzch odnosząc niesamowity sukces sprawiła, że w jej stronę zwróciło się amerykańskie kino. W ubiegłym roku ekranizacji dzieła podjęła się szerzej nieznana widzom, ale szanowana w filmowym świecie, Catherine Hardwicke.
Adaptacja pozostała stosunkowo wierna literackiemu pierwowzorowi. Właściwie jedynym zasadniczym odstępstwem od fabuły, jakiego dopuścili się twórcy, jest rozbudowany wątek sensacyjny. W przeciwieństwie do dzieła Meyer, w produkcji pojawiają się ofiary wampirów w ludziach. W obrazie, inaczej niż w wydawnictwie, została też pokazana widowiskowa konfrontacja dwóch wrogich sobie grup wampirów: rodziny Cullenów broniących Bellę i Jamesa z kompanami, którzy chcą pożreć dziewczynę. Inne zmiany w stosunku do książki nie mają większego wpływu na akcję i są dostrzegalne wyłącznie dla bardziej uważnych widzów, którzy wcześniej wnikliwie przeczytali powieść.
Film sam w sobie nie powala na kolana. Przypomina raczej kolorowy magazyn dla nastolatek. Jest ładnie opakowany, więc z zewnątrz prezentuje się dosyć dobrze, ale w środku brakuje interesujących treści. Filmowcom nie udało się przenieść na ekran niepowtarzalnego, jakże charakterystycznego klimatu opowieści. Także od strony psychologicznej obraz wydaje się być pusty. Aktorzy nie potrafili oddać całej gamy emocji, których potężny ładunek znajdziemy w książce.
Oglądanie Zmierzchu w oderwaniu od powieści nie sprawia więc większej przyjemności. Dopiero, kiedy mamy okazję skonfrontować swoje wyobrażenia o świecie wykreowanym przez Meyer z wyobrażeniami reżyserki i scenarzystki, filmowy seans nabiera rumieńców.
Recepta na sukces
Niewiarygodny wręcz sukces Zmierzchu, kolejnego w ostatnich latach po Harrym Potterze i Eragonie dzieła z gatunku szeroko pojętej fantastyki, pokazuje, że wciąż chętnie uciekamy od znanej nam rzeczywistości w świat ułudy. I właśnie umieszczenie akcji w tym świecie, gdzie realność styka się z fikcją jest receptą na bestseller. Nie trzeba dodawać, że Stephanie Meyer tę receptę zrealizowała.
Ja sam początkowo odnosiłem się do książki ze sporą rezerwą. Jednak w miarę lektury niczym główna bohaterka, którą uwiódł tajemniczy wampir, dałem się oczarować magii tej książki.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...