Prototype - recenzja
Dodane: 17-07-2009 11:46 ()
Korekta: Motyl
Gdybym miał wystawiać oceny kierując się tylko obietnicami twórców, a ich faktycznym spełnieniem, to „Prototype" wypadłby dość nisko. Chociaż jest to gra, przy której naprawdę dobrze się bawiłem, i którą z czystym sumieniem mogę polecić, to konfrontując wszystkie szumne zapowiedzi ze stanem faktycznym, czuję pewnego rodzaju niedosyt.
Historia mojego życia
Fabuła może nie jest specjalnie odkrywcza ani oryginalna, jednak jako spoiwo poszczególnych elementów rozgrywki sprawdza się doskonale. Główną postacią jest Alex Mercer, którego poznajemy w momencie, gdy ucieka z kostnicy. Jak się tam dostał, czemu jeszcze żyje i dlaczego kule się go nie imają pozostaje zagadką do czasu, aż na Manhattanie wybucha epidemia. Po mieście rozprzestrzenia się wirus, który zaczyna zamieniać ludzi w bezmózgie zombie i dziwne kreatury. Jak można było przypuszczać, zaraz potem pojawia się wojsko, które ma dwa cele - zapobiec infekcji oraz złapać naszego bohatera. Manhattan staje się w jednej chwili wielkim kotłem, w którym przetaczają się masy mutantów, zwykłych obywateli a także żołnierzy, natomiast gracz jako Alex musi odzyskać swoją pamięć i zemścić się na ludziach, którzy go skrzywdzili.
Arsenał
No właśnie, ale co takiego dolega naszemu bohaterowi? Został w pewien sposób zainfekowany wirusem (przynajmniej tak jest na początku - fabuła może nie jest odkrywcza, ale ma kilka ciekawych zwrotów), który dał mu niewyobrażalne moce. Alex potrafi biegać z zaskakującą szybkością, skakać na niesamowitą wysokość, bez problemu może przyjąć na klatę serię z karabinu (lub nawet czołgu), a bieganie po ścianach budynków to dla niego pikuś. To tylko garstka z wielu umiejętności, jakie posiada. Te, rzecz jasna, nie są dostępne na samym początku - odblokowujemy je wraz z postępami w grze. Żeby nie było za łatwo, podczas naszej zabawy w mieście zdobywamy specjalne punkty (czy to poprzez eliminację wojskowych czy też mutantów), za które odblokowane zdolności możemy wykupić. Są one podzielone na kilka kategorii, takich jak ruch, walka, czy chociażby prowadzenie pojazdów. Każda umiejętność ma kilka poziomów ulepszeń, które np. umożliwiają wyższe skakanie, dłuższe szybowanie w powietrzu, czy nowe sposoby ataku wybraną bronią. Tych Alex do dyspozycji ma w sumie pięć (nie licząc wszelkiej maści karabinów i wyrzutni zabranych żołnierzom): szpony, młoto-ręce, ostrze, stalowe mięśnie i bicz. Każda broń ma własny zestaw unikalnych ataków, a także, tzw. dewastatorów - czyli ciosów, które można uaktywnić napełniając pasek życia do pełna. Taki ruch ma zwykle dużą siłę jak i pole rażenia, a w dodatku jest bardzo widowiskowy (ach, te szpikulce wyrastające nagle z ziemi).
Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że podczas walki panuje taki chaos, że nieraz po prostu nie ma czasu na przełączanie się pomiędzy zdolnościami albo na wykonywanie co bardziej złożonych kombinacji ciosów. Praktycznie całą grę przeszedłem korzystając tylko z podstawowych ruchów (jakoś nie mogłem zapamiętać wszystkich kombinacji, mimo że są w menu opisane i niezbyt trudne do wykonania), a dewastatorów użyłem zaledwie kilka razy i to też bardziej na pokaz, niż z konieczności.
GTA Sci-Fi
Jeśli chodzi o samą konstrukcję gry, to przypomina ona bardzo GTA. Praktycznie cały Manhattan jest do naszej dyspozycji. Kiedy nie wykonujemy żadnej misji, możemy spokojnie pozwiedzać okolicę. Chociaż „spokojnie" to pojęcie względne, ponieważ gdy przykujemy czyjąś uwagę (np. wyrzynając pół dzielnicy), zaczyna się panika i w ruch idzie wojsko. O ile na początku tego typu sytuacje nie są problemowe, o tyle na późniejszych etapach zaczyna się robić naprawdę gorąco. Po każdej misji stan podziału sił na Manhattanie ulega zmianie - niebieski obszar jest kontrolowany przez wojsko, natomiast czerwony to strefa infekcji. Żołnierze mają swoje bazy (do których możemy się wkradać i „pochłaniać" odpowiednie osoby, aby zdobyć umiejętność prowadzenia śmigłowca czy czołgu), a mutanci swoje roje. Aby zachwiać chwilowo równowagę możemy zaatakować którykolwiek z obozów, pomagając drugiej stronie. Jednak wbrew szumnym zapowiedziom twórców, takie akcje nie mają większego znaczenia, gdyż po pewnym czasie centrum zostaje odbudowane, a podział stref wraca do stanu normalnego (do czasu wykonania kolejnej misji fabularnej).
Pod koniec gry sytuacja jest tak napięta, że zwykłe przejście przez ulicę najczęściej kończy się kilkunastominutową ucieczką - niby oddaje to panikę, jaka panuje, ale zdecydowanie za bardzo utrudnia i uprzykrza rozgrywkę.
O ile na początku wirtualne miasto jest w stanie nas zachwycić (nie ma to jak wbiec na Empire State Building), o tyle później zaczynamy dostrzegać pewne uproszczenia. Prawie 3/4 samochodów to taksówki, większość budynków pokryta jest tymi samymi teksturami (w dodatku niektóre w marnej jakości), a cały świat sprawia wrażenie, jakby czegoś mu brakowało. Może to kwestia tego, że na przedpremierowych filmikach wszystko wyglądało tak żywo, a może dlatego, że GTA IV postawiło wysoko poprzeczkę i instynktownie spodziewałem się czegoś wielkiego - ciężko stwierdzić, jednak uczucie pewnego braku pozostaje.
Największe wrażenie jednak zrobiła na mnie optymalizacja gry. Ustawiając wszystko na najwyższych detalach nie miałem żadnego problemu z płynnością, natomiast wczytanie zapisanego stanu gry trwało dosłownie kilkanaście sekund - jest to naprawdę osiągnięcie, zważywszy na to, że podczas gry nie ma żadnego doczytywania (chyba, że w misjach).
Podsumowując
Mimo, że zapowiedzi odnośnie „Prototype'a" były dość szumne, a efekt końcowy nie sprostał im, to i tak uważam, że jest to kawał naprawdę dobrej gry. Przyjemnie jest się móc wcielić w bohatera o super mocach, który nie do końca jest zły, ale też nie do końca dobry. Ponadto samemu trzeba zobaczyć, jaką przyjemność daje zeskoczenie z trzydziestopiętrowego budynku i wbicie się w ziemię - czas spędzony na graniu na pewno nie będzie czasem straconym.
Moja ocena: 8/10
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...