Recenzja książki "Gamedec: zabaweczki, błyski" Marcina Przybyłka

Autor: Maciej "Kwiatosz" Kwiatek Redaktor: druzila

Dodane: 18-02-2009 11:14 ()


  Trzeci tom przygód Torkila Aymore'a rozpoczyna jego przybycie wraz z przyjaciółmi na Gaję - czyli, wedle informacji wstępnych dostępnych czytelnikom, nową Ziemię Obiecaną. Szybko jednak okazuje się, że (oczywiście) tak nie jest.

Już od początku czytelnik bombardowany jest informacjami na temat nowej planety - inne miary czasu, inne gwiazdozbiory, inna organizacja życia na początku oszałamiają, ale po przyzwyczajeniu okazują się jak najbardziej logiczną i składną konstrukcją. Także opisy technicznych nowinek, zajmujące wcale porządną ilość miejsca, sprawiają wrażenie faktycznie możliwych przyrządów przyszłości (no, przynajmniej w większości), a nie jedynie mrzonek kpiących z jakiejkolwiek, nawet najbardziej naciąganej rzeczywistości.

Objętość książki (500 stron, a to dopiero połowa finalnej wersji tomu trzeciego!) na początku rodzi obawy o ślamazarność akcji, niemniej już pierwsze kilkadziesiąt stron rozwiewa te wątpliwości - akcja jest gęsta jak atmosfera wokół PZPN, nie ma zbyt wielu chwil na oddech. Dzięki sprytnemu zabiegowi, o którym nie będę się rozpisywał, Marcinowi Przybyłkowi udało się potroić ilość wydarzeń mieszczących się w przeciętnych ramach czasowych równych tym z "Gamedec: zabaweczki, błyski."Sama fabuła, a w zasadzie jej kolejne odsłony, są poprzedzielane krótkimi notkami w formie relacji z wydarzeń na Ziemi i Gai - są reporterzy śledczy, są spiski, a wszystko rozgrywa się w ramach świata, w który autor skutecznie wciąga czytelnika poprzez takie właśnie dodatkowe smaczki.

Po przybyciu na Gaję okazuje się, że „zaginął" statek o nazwie Medusa, który wyruszył wraz z nimi z Ziemi. Razem ze statkiem zniknęło 50 tysięcy podróżnych. Z całą wiedzą o Bestii i koncernach Mobillenium oraz !LivE!, Torkil rozpoczyna śledztwo w sprawie zniknięcia Medusy i oczywiście odkrywa, że ręce maczał w tym arcywróg (po coś w końcu został stworzony).

Dodatkową bardzo cieszącą kwestią jest nie tylko świetny i przekonywujący opis nowinek technicznych, ale też rzucające się w oczy żywe zainteresowanie autora nie samą technologią, ale jej interakcją z ludźmi - jak ludzie się przystosowują do nowinek, jak z nich korzystają, jakie zmiany w ich życiu to wprowadza. Opis samych gadżetów zyskuje dzięki temu realistyczny wymiar, ponieważ automatycznie umieszcza je on w naszym systemie pojęciowym i sposobie funkcjonowania, jesteśmy w stanie sobie wyobrazić jak my byśmy funkcjonowali w danym świecie. W zasadzie dla samego tego psychologiczno-socjologicznego studium warto przeczytać tę książkę, tym aspektem zrobiła na mnie duże wrażenie.

Podsumowując - "Gamedec: zabaweczki, błyski" to przyjemna w lekturze i stosunkowo wciągająca opowieść o przygodach detektywa Torkila Aymore'a, której fabuła na pewien czas znajduje miejsce w naszej pamięci, ale nie jest to jakaś oszałamiająca i wstrząsająca naszymi założeniami o przygodach lektura. Czynnikiem sprawiającym, że po tę książkę sięgnąć naprawdę warto, są wspomniane już opisy technologiczne ujmujące gadżety w kontekście ludzkiego funkcjonowania - opisy są naprawdę soczyste i pozwalają odnaleźć się w tym świecie, oraz podążyć z zachciankami technologicznymi o wiele, wiele dalej.

korekta: Elanor

 

Tytuł: Gamedec: zabaweczki, błyski

Autor: Marcin Przybyłek

Wydawnictwo: Supernowa

Rok wydania: 2008

Liczba stron: 525

 

Zobacz też:

"Gamedec. Zabaweczki. Błyski" - fragment

 

Dziękujemy Wydawnictwu SuperNOWA za udostępnienie książki do recenzji.

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...