„Marzi: Hałasy dużych miast” – recenzja
Dodane: 29-01-2009 15:18 ()
„Marzi” Marzeny Sowy i Sylvaina Savoi był jednym z tych komiksów, którym udało się przebić do prasy głównego nurtu. Niestety nie zdecydowała o tym jakość dzieła, trudno bowiem znaleźć jakąś uczciwą recenzję tego tytułu w wysokonakładowych gazetach, ale otoczka, która mu towarzyszyła. Bo przecież, jeżeli kobieta zrobi komiks o komunizmie, to w kraju takim jak Polska zagwarantowane ma miejsce w feministycznym tygodniku i prawicowym dzienniku. Szkoda tylko, że niewielu dostrzegło pod tą etykietą samo dzieło.
Tymczasem komiks nie zachwycał. Recenzenci narzekali na płycizny i uproszczenia, porównywali dzieło Sowy do wydanego właśnie pierwszego tomu „Na Szybko Spisane” Michała Śledzińskiego i nie było to porównanie, które wychodziło Sowie na dobre. Niestety drugi tom komiksu Sowy i Savoi nie jest lepszy niż pierwszy – powtarza wszystkie jego wpadki i błędy, nie oferując nic nowego. Ale zacznijmy od początku.
W komiksie Sowa opowiada o swoim dzieciństwie spędzonym na peerelowskim blokowisku. Dla wszystkich, którzy wychowywali się w tamtych czasach, komiks jest swego rodzaju podróżą w czasie – pełno tu wspomnieniowych klisz i wycieczek na skróty, które niestety zaśmiecają większość takich historii. Przez to osobista historia małej Marzeny traci swój autentyzm i dryfuje w kierunku nudnawej, podręcznikowej, przewidywalnej opowieści, którą słyszeliśmy już wielokrotnie.
Sowę można wytłumaczyć tym, że komiks przeznaczony był dla zagranicznego czytelnika. W takim przypadku usprawiedliwione są nagminne i zupełnie nierzeczywiste odwołania historyczne, tłumaczące, co się właściwie w Polsce działo. Czytelnik z Francji czy Belgii niekoniecznie musi wiedzieć, kim jest Lech Wałęsa, jak wprowadzono w Polsce stan wojenny i dlaczego wszyscy przeraziliśmy się katastrofą w Czarnobylu. Jednak dla nas, czytelników z Polski, pewne rzeczy są oczywistością, tłumaczenie ich językiem, jakim robi to Sowa, drażni i zniechęca do lektury. Tym bardziej że ten podręcznikowy charakter opowieści kłóci się z autobiograficznym tonem. Czytelnikowi trudno uwierzyć, że kilkuletnią dziewczynkę naprawdę najbardziej zajmowały problemy polityczne i społeczne pogrążonego w konającym komunizmie kraju. Bo przecież, kto z nas tak naprawdę pamięta wprowadzające stan wojenny wystąpienia Jaruzelskiego czy opozycyjne malunki na ścianach?
Sukcesem Michała Śledzińskiego było właśnie wyparcie się tej historycznej perspektywy. Śledziński postawił na autentyczność, na drobne wspomnienia dziecka, którego perspektywa ogranicza się do piaskownicy, gry w noża i oranżadzie w proszku. Dla kilkulatka wielka polityka to abstrakcja. Inaczej jest u Sowy – chcąc zachować autentyzm opowieści o dziecku, nie zdobyła się na zrezygnowanie z wykładu o historii Polski. Przez to ani warstwa autobiograficzna, ani (swoją drogą bardzo powierzchowna i naiwna) warstwa historyczna nie są wystarczająco wciągające, by przykuć czytelnika do opowieści. A szkoda, widać bowiem, że opowieść o małej Marzi ma gigantyczny potencjał – opowiastki o ślimakach, koleżeństwie, sklepowym grzejniku, zabawach na klatce schodowej i dziecięcym wstydzie przed załatwianiem się sprawiają, że chce się autorce uwierzyć i zanurzyć w świat przedstawiony. Zaraz jednak powstrzymuje przed tym jakiś zupełnie bezsensowny hagiograficzny rozdział o Wałęsie, strajkach w fabrykach, pochodzie pierwszomajowym, bojkocie Dziennika Telewizyjnego czy rosyjskiej polityce wobec Polski.
O ile jednak wplatanie historii w osobistą opowieść autobiograficzną to celowy, moim zdaniem nieudany zabieg autorski, który może się komuś podobać lub nie, o tyle rozgadanie narratorki to już ewidentna wpadka warsztatowa. „Marzi” jest komiksem przegadanym, tak jakby autorka nie do końca wierząc w siłę komiksowego medium, wszystko musiała wyłożyć w słowie. Dlatego narracja słowna i obrazkowa często się powtarzają, przez co rysunki Savoi przestają być komiksowo niezbędne, a stają się jedynie ilustracjami, bez których historia napisana przez Sowę całkiem nieźle by sobie poradziła.
Ten brak zaufania do obrazu razi, tym bardziej że rysunki Savoi są absolutnie rewelacyjne. Wychowany poza Polską rysownik, nieskażony naszymi wspomnieniami narysował komunistyczny kraj kolorowo i zabawnie, wyłamując się z przytłaczającej, pesymistycznej sztampy, do jakiej jesteśmy przyzwyczajeni. Dzięki temu, że jego rysunki dalekie są od stereotypów, bliższe są prawdzie. Bo przecież, mimo że nasza pamięć podsuwa nam widoki szare i nieciekawe, wtedy też świeciło słońce, dzieci śmiały się na ulicach, a lato zakwitało kolorami.
Drugi tom „Marzi” najprawdopodobniej znów zostanie dostrzeżony przez wielkonakładowe tytuły. To dobrze, nie jest to bowiem komiks zły. Niemniej jednak nie jest tak dobry, jak się o nim mówi. Po kontakcie z nim czytelnik oczekiwać winien raczej rozczarowania niż euforii. A szkoda, bo wydaje się, że ciekawe dzieciństwo Sowy zasługuje na znacznie więcej.
Tytuł: „Marzi: Hałasy dużych miast”
Scenariusz: Marzena Sowa
Rysunki: Sylvain Savoia
Wydawca: Egmont
Rok wydania polskiego: 12/2008
Liczba stron: 96
Format: 165x225 mm
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
Cena: 39 zł
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...