Miszyn Posibel - opowiadanie

Autor: Andrzej 'Ejdżej' Jakubiec Redaktor: jestem_wredna

Dodane: 09-10-2006 21:15 ()


Dodałem gazu. Jakiś gość próbował wyprzedzić mnie z prawej, a ja wiedziałem, że jeszcze tylko jeden zakręt i na horyzoncie moim oczom ukaże się meta. Nie, nie - nie zamierzałem dać się tak łatwo. Wskazówka na prędkościomierzu gwałtownie zaczęła zbliżać się do 100 km/h. Minąwszy oponenta szybko zajechałem mu drogę, po czym zbliżywszy się do zakrętu wziąłem go szerokim łukiem. Okazało się to nie być najmądrzejszym pomysłem, bo z naprzeciwka zbliżał się do mnie jakiś inny pojazd. Kto do cholery wpuszcza inne samochody na tor?! I to pod prąd! Z refleksem godnym Jedi wykonałem ostry skręt w stronę krótko przystrzyżonego trawnika, na którym stało kilka zraszaczy. Na śliskiej nawierzchni koła jednak straciły przyczepność i samochów wykręcił kilka pięknych piruetów. Gdy wysiadałem z wozu jeszcze kręciło mi się w głowie. Nie miałem czasu, musiałem szybko ewakuować się z miejsca wypadku. W dwóch susach dopadłem oddaloną o kilka metrów ścianę i przylgnąłem do niej, starając się uniknąć zwracania na siebie uwagi dopiero co nadbiegającej ochrony. Wolno, wzdłuż muru zbliżyłem się do wejścia, po czym udając zwykłego przechodnia wśliznąłem się do budynku.

Duża, metalowa hala przywitała moje oczy zimnym, niemal klinicznym światłem. Rozejrzałem się badawczo wokół. Duch korporacyjnego molocha był widoczny na pierwszy rzut oka. Starałem się zapamiętać miejsca, w których stali smutni panowie w czarnych garniturach, po czym ruszyłem do miejsca, w którym przez małą bramkę wchodziło się na główną halę pełną ustawionych równolegle do siebie regałów. Kiedy już chciałem przekroczyć wrota do innego świata, jakiś mężczyzna położył mi dłoń na ramieniu.

- Proszę pana - rzekł bez cienia emocji - musi pan wziąć wózek.

Wskazał mi rządek stojących, jeden przy drugim, pojazdów, które najwyraźniej nie posiadały żadnego systemu napędowego. Dziwne, pomyślałem. Obowiązek jednak był, więc chwyciwszy pierwszy z brzegu pchnąłem go w kierunku bramki. Obserwowałem przez chwilę ludzi chodzących wzdłuż alejek. Wyglądało na to, że zadanie w tym labiryncie polegało na jak najszybszym zbieraniu bonusów poustawianych na półkach. Ruszyłem wiec wzdłuż wyznaczonych tras starając się zbierać te przedmioty, które były wybierane najczęściej. Niechybnie były warte najwięcej...

Kilka półek zajętych było przez dziwne szklane bańki, które w jakiś niezwykły sposób świeciły. Bez plazmy! Obok nich zobaczyłem coś, co zmroziło mi krew w żyłach. Na półkach, jeden obok drugiego, leżały ułożone świetlne miecze. Ze zgrozą przyglądałem się temu widokowi. Iluż dobrych rycerzy musiało zginąć, by powstała tutaj taka kolekcja? Jakiś mężczyzna oglądał właśnie jeden z nich. Przez chwilę patrzyłem jak w skupieniu bada ostrze. Zorientował się chyba, że się mu przyglądam, bo zwrócił swój wzrok w moją stronę, po czym z groźnym grymasem na twarzy opuścił miecz ku ziemi. Ten błysk w oku rozpoznałbym wszędzie. Adept Ciemnej Strony. Nie byłem gotowy na starcie, pospiesznie więc wycofałem się spomiędzy regałów.

Mocno podenerwowany skierowałem swoje kroki ku wyjściu. Miałem już wszystko, czego było mi trzeba. Kobieta siedząca przy urządzeniu obsługującym petentów nie wyglądała zbyt przyjaźnie. Zresztą nikt w tym przybytku na takiego nie wyglądał.

- 32,50 - rzuciła przymilnym głosikiem, choć wiedziałem, że robi to tylko po to, aby omamić moje zmysły i uśpić czujność. Wyciągnąłem chip płatniczy. Kurczę... I jak tu się utrzymywać z rządowej płacy agenta Sikret Serwis kiedy wszystko ciągle drożeje?! Westchnąłem tylko cicho, kiedy pieniądze zostały odliczone z mojego konta. Z Ruskimi robiło się lepsze interesy...

Zapakowawszy wszystkie artykuły do plastikowych toreb, poszedłem ku wyjściu. Starałem się nie patrzeć na mijanych goryli, ale musiałem wyglądać na bardzo zdenerwowanego, bo jeden z nich zaczął przywoływać mnie do siebie. Przyspieszyłem kroku, a gdy "garnitur" zaczął do mnie podbiegać, rzuciłem się pędem w kierunku drzwi. W razie czego ich załatwię, powtarzałem sobie w duchu. Kiedy jeden z ochroniarzy zbliżył się na niebezpieczną odległość, odrzuciłem siateczkę i zadałem cios. Tamten jednak zręcznie się uchylił i już po chwili leżałem na ziemi. Nowsze wersje programów, pomyślałem na chwilkę przed tym jak zemdlałem.

Obudziłem się siedząc na krześle przy biurku, twarzą w twarz z nieznanym mi mężczyzną.

- O, widzę, że się pan obudził panieee...

- Tripłud - rzuciłem szybko.

- Tripłud? W dowodzie ma pan wpisane Nowak.

- I pan wierzy rządowi? Rząd kontrolowany jest przez kor... - starałem się grać jak najbardziej na zwłokę.

- Tak, tak panie Nowak. Ale nieważne... To ja tu jestem od zadawania pytań. Dlaczego pan uciekał przed naszymi ochroniarzami?

- Panieeee...

- Kowal. Pan Kowal.

- Panie Kowal, moje pytanie brzmi dlaczego mnie goniliście? Przecież nie zrobiłem nic złego.

- Wie pan jak to jest. Wzmożone środki bezpieczeństwa. Nie chcemy mieć tutaj drugiego 11 września.

Sekundę po tym jak dokończył zdanie, do pokoju wszedł postawny ochroniarz, po czym skinął na mężczyznę przestawiającego się jako Pan Kowal. Przez chwilkę szeptem wymieniali uwagi. Facet za biurkiem odwrócił się do mnie i rzekł:

- Panie Nowak, może pan iść. Przepraszamy najmocniej za ewentualne szkody. Pańskie zakupy czekają na pana w biurze obsługi klienta.

Nie podziękowałem. Wyszedłem tylko pośpiesznie starając nie oglądać się za siebie. Chwyciłem podaną mi siateczkę i udałem się ku wyjściu. Na trawniku, tak jak przewidywałem, nie było już samochodu. Były za to wyraźne ślady holownika, który z pewnością musiał go zabrać. W półmroku dostrzegłem jakiegoś mężczyznę właśnie wsiadającego do swojego sportowego coupe. Podbiegłem do zamykających się drzwi i chwyciłem faceta za kołnierz garnituru. Jednym porządnym szarpnięciem wyciągnąłem go z wozu i rzuciłem na bruk. Wśród rzucanych w moją stronę obelg, wskoczyłem do samochodu i z piskiem opon ruszyłem do tyłu.

Nie było czasu. Życie to przecież nie gra. Przynajmniej wiem, że już nigdy nie przyjadę tu na zakupy...


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...