"Felix, Net i Nika oraz Orbitalny Spisek" - fragment
Dodane: 13-11-2008 22:35 ()
Dyrektor magister inżynier Juliusz Stokrotka już od godziny siedział w swoim gabinecie i studiował instrukcję obsługi komputera. Powinien się przygotowywać do rady pedagogicznej, która miała się zacząć za godzinę, ale uznał, że ważniejszy jest komputer. Lekcje się skończyły, choć szkoła pracowała. Wieczorami sale były wynajmowane na różne kursy, dzięki którym łatwiej było opłacić rachunki za prąd, wodę, gaz… i parę innych. Obowiązek pilnowania grafiku wynajmowanych sal spadł na nocnego stróża, pana Sylwestra. Początkowo był niezadowolony, ale mała podwyżka premii załatwiła sprawę. Dyrektor nie zajmował się tym, w ogóle nie interesowało go kto, ani po co wynajmuje sale. Byle płacili do szkolnej kasy. Dziś został po godzinach, ponieważ zdobycie certyfikatu jakości wymagało pełnej komputeryzacji administracji. A na szczycie tej administracji stał właśnie dyrektor Stokrotka, który o komputerach wiedział tyle, co o fizyce podróży kosmicznych.
Elegancki czarny komputer, który od poniedziałkowego popołudnia stał się nowym elementem wyposażenia gabinetu, przerażał swojego przyszłego użytkownika. Przyszłego, bowiem Stokrotka nie odważył się go jeszcze włączyć. Czytał instrukcję obsługi, czyli czterostronicowy świstek zapisany maczkiem w języku bardzo przypominającym polski. Do tego dołączono instrukcję obsługi pakietu programów biurowych, liczącą czterdzieści stron. Tej nawet jeszcze nie tknął.
Westchnął ciężko i ponownie przeczytał punkt „Uruchomienie” z ulotki: „Ty gmeraj wtyczka elektryczna w gniazdo. Wtedy napieraj na pączek władzy na zakryciu. Ty czatuj na pikanie. Ty używaj nasz ustrój w radości i zaspokojeniu.” Hm…
Przeczytał to jeszcze kilka razy, jakby liczył na to, że wyczyta coś innego. Wreszcie odważył się wcisnąć pączek władzy (power button). Cofnął czym prędzej palec, gdyż komputer piknął jakby ostrzegawczo. Nic się jednak nie stało i na ekranie pojawiły się literki i cyferki, a potem kolorowe obrazki, wreszcie pulpit ze zdjęciem kwiatów i rozsypanymi po nim małymi obrazkami z podpisami. Instalatorzy z firmy komputerowej okazali się być dobrymi ludźmi. Gdy zobaczyli, jak dyrektor obchodzi komputer w odległości metra, jakby ten miał go porazić piorunem, pokiwali ze zrozumieniem głowami i zainstalowali mu wszystko, co tylko mogło być potrzebne. Litościwie wyłączyli też opcję wpisywania hasła. Tak więc na pulpicie znajdowało się kilkadziesiąt ikon z najważniejszymi programami.
Dyrektor Stokrotka swoją wiedzę na temat komputerów czerpał głównie z seriali telewizyjnych i filmów.
– Dzień dobry – powiedział do ekranu. Bez odzewu.
Szybko odsunął się i spłoszonym wzrokiem spojrzał w okno, jakby się bał, że znad parapetu ktoś się wychyla, by się z niego pośmiać. Okno jednak było czarne. Gdzieś z wyższego piętra dochodziły rytmiczne odgłosy tupania oraz muzyka. Widocznie szkoła tańca.
Spojrzał na komputer z niesmakiem.
– Jednak w Star Treku kłamią – ocenił. Chwycił myszkę i poruszył nią w górę. Biała strzałka na ekranie przesunęła się w dół. Przesunął myszkę w lewo, na co strzałka zareagowała ruchem w prawo. Po chwili namysłu odwrócił myszkę tak, by kabel wychodził od góry. Teraz było lepiej. Z trudem najechał kursorem na ikonę „Monitoring”. Nic się nie wydarzyło. Wcisnął więc lewy przycisk myszy, ale jedynym efektem było podświetlenie na granatowo podpisu. Spróbował przypomnieć sobie filmy, które oglądał, a w których pojawiały się komputery i kliknął dwa razy pod rząd. Działa! Ekran wyświetlił obrazy z dwunastu kamer, które jednak nie transmitowały niczego interesującego. Cztery małe okna pokazywały transmisję z czterech szkolnych toalet, a dokładniej mówiąc, z tych ich części, gdzie zamontowano umywalki. Teraz było tam pusto i ciemno.
Stokrotka nachylił się nad ekranem i przypomniał sobie, że kamery zainstalowano w niedzielę, a ostatnią pustą butelkę po winie pani Pumpernikiel znalazła w toalecie na pierwszym piętrze dziś po ostatniej lekcji. Kliknął przycisk „archiwum” i z listy wybrał odpowiedni plik.
– Motywacja służy nauce… – mruknął, wpatrując się już w pełnoekranowy zapis z wybranej kamery, z kilku minut po dzwonku.
Uczennice wchodziły i wychodziły. Malowały się (choć regulamin tego zabraniał), myły ręce, rozmawiały. Tak przez niemal pół godziny. Nagle dyrektor wstrzymał oddech. W rogu toalety stała dziewczyna i piła wino wprost z butelki. Patrzył, jak kończy i wyrzuca butelkę do śmietniczki.
– A niech mnie! – wykrzyknął. – Technika!
Znów z trudem manewrując myszką, zdołał nacisnąć przycisk przewijania wstecz, a potem „Stop”. Jak urzeczony patrzył na obraz pijącej. Wystarczyło zainstalować kilka kamer, by rozwiązać aktualnie najbardziej trapiący go problem! Zauważył w dolnym rogu jeszcze jeden przycisk z napisem „Print”. Nie zastanawiając się dłużej, wcisnął go. Wolał mieć w ręku wydruk, niż patrzeć na obraz, którego być może nie będzie potrafił ponownie wyświetlić.
Stojąca obok biurka drukarka ani drgnęła. Dyrektor przestudiował punkt „Drukowanie” z ulotki. Nie mógł zrozumieć ostatniej linijki: „Włóż papier w papier w papier w papier w. Błąd translatora.”
Na obudowie drukarki nie znalazł niczego oznaczonego „Błąd translatora”, ale kartka dała się wsunąć w szczelinę z przodu maszyny. Znów żadnej reakcji… Dyrektor podrapał się w głowę i nacisnął pączek władzy na obudowie drukarki. Urządzenie ożyło kolorowymi diodami i szumem silnika. Po kilkunastu sekundach wydruk był gotowy.
– Nieźle jak na pierwszy dzień. – Dyrektor wziął go w dłonie niemal z nabożeństwem i podsunął pod lampkę.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...