"Elegia" - recenzja

Autor: Ania Stańczyk Redaktor: Motyl

Dodane: 14-10-2008 01:55 ()


 Kiedy człowiek zaczyna przemijać? Kiedy tak naprawdę możemy powiedzieć, że żyjemy? Jaką rolę pełni piękno w życiu człowieka? W którym momencie możemy określić nasze uczucia mianem miłości?

Te i inne pytania porusza ekranizacja książki „Konające zwierzę” Philipa Rotha. Osią fabuły jest kontrowersyjny romans studentki z wykładowcą uniwersyteckim, którego portret bardzo subtelnie i zarazem wyraziście kreśli Ben Kingsley. Ich związek opiera się na pięknie - on, wieloletni koneser sztuki (oraz kobiet), znajduje w niej uosobienie swoich pragnień. Stopniowo okazuje się, że Consuela jest dla niego czymś więcej niż kolejną przelotną erotyczną znajomością. Magnetyzm dziewczyny sprawia, że David Kepesh zatraca się w obsesji. Po pewnym czasie istnieje dla niego tylko ona - znakomicie wykreowana przez Penelopę Cruz - nemezis głównego bohatera. Uroda aktorki została tu wykorzystana do stworzenia obrazu femme fatale i rzeczywiście zabieg ten udał się w zupełności. Cruz udowodniła, że z powierzonej jej roli może skonstruować symbol namiętności, ucieleśnienie męskich pragnień o pięknie.

Piękno to zresztą jeden z głównych tematów poruszanych przez film Isabel Coixet. Jest jedną z najważniejszych wartości, jednak „Elegia” nie formułuje jego jednoznacznej definicji. Wręcz przeciwnie, w zawoalowany sposób pyta o jego istotę.

Scenariusz naszpikowany jest aluzjami i subtelnymi metaforami, przez co nie sposób odczytać tego obrazu w sposób jednoznaczny. Na ekranie oprócz pary głównych bohaterów pojawiają się postaci drugoplanowe, a każda z nich wnosi nie tylko nowy wątek, ale i ukryte w swej historii pytania, na które widz musi sam udzielić sobie odpowiedzi. Mnie najbardziej ujął Dennis Hooper, grający rolę najlepszego przyjaciela (oraz doradcy do spraw kobiet) Davida. Razem z nim tworzy on niezwykły tandem erudytów-babiarzy.

Całość produkcji zrealizowana jest w bardzo statyczny, spokojny sposób. Nie spotkamy tu eksperymentów montażowych, większość scen toczy się w zamkniętej przestrzeni. Brak tu ostrego światła, wszystko utrzymane jest w atmosferze intymności, zupełnie jakbyśmy podglądali najbardziej prywatne sceny z życia poszczególnych bohaterów. Efekt ten potęguje dodatkowo subtelna, spokojna muzyka, zwłaszcza przewijający się motyw fortepianowy.

Ta swoista rezygnacja z przeładowania formy uwydatnia sugestywną grę aktorską. Z ekranu wręcz sączą się emocje - głównie w przypadku pierwszoplanowej pary miałam uczucie niezwykłej autentyczności „chemii” pomiędzy aktorami.

„Elegia” zrobiła na mnie naprawdę duże wrażenie. To jedna z nielicznych, powstałych ostatnio produkcji, w której miłość nie jest uczuciem jednopłaszczyznowym i prostym, a wartości uniwersalne nie zostały strywializowane. Wręcz przeciwnie, obraz wymaga od widza dużego skupienia oraz samodzielnego przemyślenia poszczególnych wątków.

Nie idźcie na ten film, jeśli potrzebujecie odmóżdżającej, lekkiej rozrywki po całym tygodniu umysłowego wysiłku. Wbrew pozorom, seans może was przygnębić, a kto wie, może nawet i wzruszyć? Jeżeli jednak jesteście na to gotowi, „Elegia” na pewno was nie rozczaruje.

 6/10

Tytuł: „Elegia”

Reżyser: Isabel Coixet

Scenariusz: Nicholas Meyer

Na podstawie powieści „Konające zwierzę” Philipa Rotha

Obsada:

  • Ben Kingsley
  • Penelope Cruz
  • Dennis Hopper
  • Peter Sarsgaard
  • Patricia Clarkson
  • Deborah Harry

Zdjęcia: Jean-Claude Larrieu

Montaż: Amy E. Duddleston

Kostiumy: Katia Stano

Czas trwania: 108 minut

 

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...