Recenzja książki "Miasto szaleńców i świętych" Jeffa VanderMeera

Autor: Michał "Sienio" Sieńko Redaktor: Elanor

Dodane: 31-08-2008 21:36 ()


„Miasto szaleńców i świętych” nie jest wiekopomnym dziełem, które może przez kolejne stulecia bić rekordy popularności i zajmować pierwsze miejsca na światowych listach bestsellerów, a jedynie spełnieniem ambicji autora, który za swój cel uznał stworzenie dzieła oryginalnego i niepowtarzalnego. Czy mu się to udało?

Kwestia gustu. Mi lektura książki Jeffa VanderMeera nie sprawiło tyle przyjemności, ile oczekiwałem, lecz nagrody jakie zdobył autor (dwukrotnie World Fantasy Awards) z pewnością świadczą o szerokim gronie wielbicieli i uznaniu wśród krytyków literackich.

Książka składa się z kilkunastu rozdziałów zazwyczaj luźno ze sobą połączonych. Spoiwem jest tu przede wszystkim tytułowe miasto szaleńców i świętych, czyli Ambergris. Jak się wydaje, tych pierwszych jest zdecydowanie więcej, natmiast do grona „wybrańców bożych” można zaliczyć jedynie Dradina, Irene i Martina Lake’a – choć nie ma to żadnego znaczenia. Zdecydowaną większość bohaterów można wrzucić do wora z napisem „chorzy umysłowo”. Ogromna część postaci, czasem bardzo oryginalnych, ma odciśnięte w sobie piętno szaleństwa.

Świat wykreowany przez pisarza to alternatywna rzeczywistość, w której zamiast lwa, jak w przypadku większości krajów Zachodniej Europy, a także orła, jak w przypadku Środkowej i Wschodniej Europy, głownym motywem heraldycznym jest kałamarnica. Do tego zwierze to stanowi główny temat zainteresowań wielu uczonych, którzy okazywali się nadzwyczaj płodni, a ich dzieła liczyły po kilka lub nawet kilkanaście tomów – niestety wiele z nich było cytowane, a niektóre zostały zaprezentowane czytelnikom w całości w niniejszej książce.

Drugą nauką (tuż po zoologii), która u autora cieszy dużym prestiżem, jest historia. Boli mnie to niemiłosiernie, gdyż zrobienie z książki fantasy podręcznika stanowiło dla mnie duże zaskoczenie. Niestety, niezbyt przyjemne. Rozdział, który miał być syntetyczną monografią historii miasta okazał się być jednym z najtrudniejszych do przebrnięcia. Ogromna ilość przypisów, w których zawarte były informacje nadające się do umieszczenia we właściwym tekście maksymalnie utrudniały czytanie i wybijały z rytmu.

Kolejnym elementem łączącym poszczególne rozdziały jest fakt, że cała książka stanowi zbiór opowieści o ludziach na tle miasta. W ten sposób poznajemy historię Ambergris – od legendarnych i tajemniczych podań na temat pierwszych władców po „dzień dzisiejszy”, a także samych bohaterów. Tych jest wielu, więc opisać każdego z nich nie sposób, dlatego skupię się jedynie na kilku elementach.

„Zakochany Dradin” – tak brzmi pierwszy rozdział lektury. Sam tytuł zdradza czytelnikowi, że będzie to opowieść o miłości – tak jest też w istocie. Uczucie to stanowi coś niezwykłego zarówno dla samego bohtera, jak i dla miasta, w którym toczy się akcja opowiadania. Podczas kreacji Dradina autor za cel objął stworzenia postaci romantycznej, przesiąkniętej ideami, oddaniem, poświęceniem i uporem w dążeniu do realizacji swoich celów. Tak też jest w istocie. Te cechy dominują u tego bohatera. Jego naiwność może w wielu wywołać współczucie, u innych zaś troskę o losy zakochanego młodzieńca, który nie potrafił odnaleźć się w wielkim świecie.

Dużym minusem tego opowiadania, jak i samej książki, jest brak akcji. Częste opisy wcale nie sprzyjają przyjemnemu czytaniu „Miasta szaleńców i świętych”. Fabuła rozkręca się powoli, tempo zaś jest nadzwyczaj flegmatyczne, a gdy następuje kulminacyjna scena pierwszego opowiadania, młody Dradin odnajduje w sobie upór i siłę do walki. Niezłomność umysłu, hart ducha i ciała sprawiają, że zakochany po uszy główny bohater pokonuję swoich wrogów, zostawiając jedynie ślady krwi na ścieżce, którą kroczył – co u mnie przyniosło pewien niesmak, gdyż Dradin wcale nie przejawiał do tego predyspozycji.

W innym opowiadaniu o tytule „Przemiana Martina Lake’a” poznajemy młodego kalekiego malarza i jego perypetie. Nowopoznany artysta nie zdążył zdobyć jeszcze sławy, ale pewny siebie i nadzwyczaj arogancki, przepowiada sobie świetlaną przyszłość. Jak będzie w rzeczywistości? Tego zdradzić nie mogę, ale powiem, że rozdział ten jest kompilacją opisów biograficznych z omówieniem i interpretacją dzieł Lake’a. Obok wcześniej wymienionych nauk, czyli zoologii i historii, na arenę wkracza trzecia – historia sztuki. To niestety kolejny minus lektury.

Autor w opisach daje upust swojej wyobraźni. Mimo moich dobrych chęci nie potrafiłem jednak poczuć ich klimatu. Nie trafiały do mnie w ogóle. VanderMeer nie opuścił żadnej okazji do wstawienia kilku porównań, bardzo charakterystycznych dla siebie – ja nazwałbym je chaotycznymi i kompletnie bez gustu. Tekst czyta sie wyjątkowo trudno ze względu na niebotyczną ilość występujących epitetów. Teoretycznie wspaniale, że takie, a nie inne środki artystyczne zostały użyte, bo te powinny działać na wyobraźnię i budować wyraziste obrazy w głowie czytelnika, ale jednak... Styl, tak charakterystyczny dla tej lektury zdecydowania nie spełnia swojej roli – co stanowczo nie sprzyja przyjemnemu zagłębianiu się w dziele VanderMeera.

Kolejnym rozdziałem, który chciałbym przybliżyć jest fragment poświęcony Iksowi – pisarzowi, który zwariował. Jest to zapis sesji, jaką prowadzi z nim psycholog. Niestety w tym rozdziale również nie uświadczy się zawiłej akcji, ciekawych i zaskakujących intryg, czy wyrazistych bohaterów. Wszystko opiera się na zadawaniu pytań i odpowiadaniu na nie. Iks prezentuje swoje przeżycia, związane z Ambergris, swoje wzloty i upadki. VanderMeer chyba bardzo lubi swoje dzieło, gdyż przez Iksa opowiada, jaki to sławny się dzięki niemu nie stał, i ilu pieniędzy nie zarobił...

Nie jest to koniec opowiadań umieszczonych w lekturze, ale nie ma sensu przybliżać kolejnych tytułów, gdyż jeśli tylko sięgniecie do „Miasta szaleńców i świętych” sami będziecie mogli się przekonać i ocenić, czy moje zarzuty odnośnie książki mają faktyczne pokrycie w jej treści. Niestety, nie mogę polecić Wam tej pozycji jako ciekawej i atrakcyjnej.

 

 

Tytuł: „Miasto szaleńców i świętych”

Autor: Jeff VanderMeer

Tłumaczenie: Konrad Kozłowski i Jolanta Pers

Wydawnictwo: Solaris

Rok wydania: 2008

Liczba stron: 720


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...