Indyjsko - celtycka rewolucja na deskach teatru

Autor: Izabella " slavian_ignis " Pacek Redaktor: slavian_ignis

Dodane: 29-06-2008 21:20 ()


Indyjsko - celtycka rewolucja na deskach teatru "

 

6  czerwca  2008  do katowickiego Teatru im. S. Wyspiańskiego zawitało  kolejne  show  z cyklu  tańca i muzyki irlandzkiej. Brali w nim  udział  muzycy  zespołu Beltaine, tancerze zespołu  Comhlan, a gościem specjalnym był  indyjski  muzyk, Girithar Udupa. Oto relacja jednej z uczestniczek.

 

Beltaine & Comhlan Project Motion + gość specjalny: Girithar Udupa, 6.06.2008, Teatr Śląski, Katowice.

 

 

 

Piątkowy, ciepły wieczór, tuż przed początkiem sesji letniej. Na dworze gwarno, trudno długo usiedzieć w miejscu. Nogi same rwą się do drogi, tańca, do tego, aby być w ruchu, a jeszcze lepiej - wyjść z domu. Tym bardziej, że spoziera się na stronę miejskiej gazety Metro i jak byk ma się przed oczami zaproszenie na koncert folkowego Beltaine, któremu współtowarzyszyć ma znakomita grupa taneczna Comhlan, oraz indyjski muzyk Girithar Udupa. "Indyjsko - celtycka mieszanka wybuchowa? Czemu nie!" - myślę sobie podniecona na duchu uczestnictwem w wydarzeniu, jakie szykuje się w katowickim Teatrze im. S. Wyspiańskiego. Beltaine widziałam już na żywo siedem razy, głównie na Juwenaliach i Festivalu Muzyki Celtyckiej w Będzinie, więc z racji sympatii do skocznych kawałków grupy nie zaszkodziłoby zobaczyć i ósmy raz, zwłaszcza, że po raz pierwszy na deskach teatru. Występy Comhlan kojarzą mi się z show na będzińskim zamku, a Girithar Udupa? Choć nigdy wcześniej nie było mi dane słyszeć nic o tym instrumentaliście, pomyślałam, że wspólne show z muzykami Beltaine może dać ciekawy efekt tego, jak przenikają się pogranicza różnorakich kultur. Tak też nie było bata - poszłam do kasy „Wyspiana", kupiłam bilet za 30 zł, i usiadłam na widowni zaintrygowana tym, kto wkrótce zagra.

 

A już na wstępie zagrali skocznie. Muzycy Beltaine pojawili się na scenie bez zbędnych opóźnień, o 19, inicjując show szkocką melodią, którą zgrabnie zagrał Adam Romański, skrzypek grupy. Kilka powerowych zagrywek skrzypcowych i oczywiście, czas na powitanie. Grzegorz Chudy, który pełni w zespole rolę wokalisty, zaczął je opowiedzeniem kilku anegdot na temat Irlandczyków. Publiczność rozbawiła najbardziej anegdota dotycząca Św. Patryka, który miał zastąpić w niebie Św. Piotra i w ten sposób zarządzać, kto trafia do królestwa niebieskiego. Oczywiście, nie chciał on wpuścić Brytyjczyków ;p Takie i inne ciekawostki opowiadał między piosenkami lider zespołu, słynący z niebywałego poczucia humoru. Co do warstwy muzycznej, pojawiły się po krótkim przywitaniu utwory znane z płyty "Rockhill": "An Astrailhad", "Foggy dew", "Sunrise" o magicznej, radosnej nucie. Jednak dopiero pojawienie się na scenie tancerzy zespołu irlandzkiego Comhlan na dobre rozkręciło show - perfekcyjnie wytrenowane tańce utrzymane w klimacie Szmaragdowej Wyspy stanowiły atrakcyjną oprawę dla muzycznych popisów Beltaine. Muzycy zespołu w końcu mogą pochwalić się grą zarówno na gitarach, na akordeonie, skrzypcach, ale też na rzadko spotykanych instrumentach takich jak dudy, bodhran, djembe, darabuka, buzuki irlandzkie, mandolina. Interesującym elementem koncertu, świetnie pasującym do tańca Comhlan, był ustawiony w tle duży ekran, na którym w rytm muzyki pokazywały się utrzymane w tonacji różnych odcieni zieleni esy-floresy i inne fantazyjne motywy, również głowa smoka. W teatrze taki detal bardzo ożywił show, poza muzyką i tańcem mógł w niezwykły sposób wpłynąć na wyobraźnię publiczności. Tego wieczoru jednak muzyka grała główną rolę i mogliśmy posłuchać nowej interpretacji "Rockhill", tanecznego "4 reele", "Mary B" i kilku innych kawałków z repertuaru grupy. Szczególne wrażenie zrobił na mnie nieznany mi z nazwy utwór, który zgodnie z zapowiedzią Grzesia był opowieścią o miłości. Nastrojowa, spokojna ballada śpiewana przez wokalistę w tradycyjnym bretońskim języku, obok występu z Udupą, stanowiła jeden z mocniejszych atutów imprezy. Ale skoro już mowa o tym indyjskim muzyku, pojawienie się na scenie Udupy sprawiło, że show zyskało swój niepowtarzalny charakter. Obok dotychczasowych melodii na modłę irlandzko-bretońską pojawiły się nowe utwory, bardziej egzotyczne i o niepokojących dźwiękach. Sam Girithar już nie pierwszy raz ma do czynienia z polskimi wykonawcami i publicznością. Co niektórym dał się poznać już dzięki współpracy z projektem Indialucia, poza tym jest znanym na świecie multiinstrumentalistą słynącym z gry na południowoindyjskich instrumentach perkusyjnych. Jednak najważniejszym instrumentem muzyka jest ghatam - gliniany dzban o nietypowym brzmieniu, na którym Udupa zagrał również tego wieczoru. Muzyk zagrał z Beltaine kilka utworów, nieco odmiennych od stylu, w jakim zazwyczaj gra zespół, ale bardziej południowych, kojarzących się nawet z rytmami latynoskimi. Nie zaszkodziło to wcale naszemu polskiego bandowi, wręcz przeciwnie, sprawdził się dobrze i poszerzył nieco muzyczny horyzont. Co ciekawe, również Girithar okazał się muzykiem otwartym na celtyckie brzmienia, wkomponowując się w grę skrzypiec i gwizdanie harmonijki ustnej przy jednej ze szkockich melodii. Dołączenie Comhlan w jednym z końcowych utworów było punktem kulminacyjnym występu i wypadło w udany sposób, bo co innego jak taniec oddaje żywioł niespokojnej muzyki? Całość show dopełnił instrumentalny duet Romańskiego i Udupy, którym dzielnie wtórował w tańcu niezastąpiony Comhlan.

 

Show skończyło się dwadzieścia minut po dwudziestej, a muzycy i tancerze objęci w braterskim uścisku pożegnali widzów niskim ukłonem, odwzajemnionym gromkimi brawami przed publiczność.

 

Irladzki orient o muzyczno-tanecznej twarzy", tak najlepiej określić wrażenia po koncercie, w którym miałam okazję brać udział. Złożyła się na to nie tylko bajeczna scenografia, będąca z pewnością dopracowana w szczegółach przez pracowników Teatru Śląskiego. Przede wszystkim jednak o sukcesie imprezy zadecydował wielki wkład biorących udział w niej muzyków i tancerzy, za sprawą których show został oddany na deskach teatru zgodnie ze swoim wielokulturowym charakterem. Niekiedy dało się tylko odczuć kiepską jakość nagłośnienia, zwłaszcza na balkonie, gdzie siedziałam, ale na szczęście, było to na samym początku, potem muzyka brzmiała o wiele wyraźniej także i w tej części teatru. Nie znam wszystkich utworów Beltaine, raczej bliższy mi jest ten zespół z koncertów niżeli słuchania ich płyt w domu, ale nie zmienia to faktu, że po tym show wzrosła moja sympatia do tego grania. Grania prosto z serca, zgodnie z duchem starych legend celtyckich, które nawet zabarwione orientalnym brzmieniem ghatana nie tracą nic ze swojej wyjątkowości, a co więcej, zabierają nas w muzyczną podróż. Podróż w różne strony świata, gdzie powstają różnorakie pieśni i melodie, przy  bliższym  spotkaniu wzajemnie  się przenikając.

 

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...