Recenzja książki "Runy" Joanne Harris
Dodane: 16-06-2008 23:26 ()
Joanne Harris, autorka słynnej „Czekolady” (sfilmowanej w 2000 roku z Juliette Binoche i boskim Johnnym Deppem w rolach głównych) tym razem postanowiła napisać coś dla młodego czytelnika. Tak oto powstały „Runy” będące idealnym połączeniem starożytnych mitów i współczesnej powieści fantasy.
Dawno, dawno temu, za siedmioma górami i siedmioma rzekami (a może jeszcze dalej) w pięknym mająteczku o nazwie Asgard mieszkał sobie papa Odyn z czeredką niesfornych bogów. Najbardziej rozbestwionym był wszakże Loki, wychodzący z założenia, że życie jest zbyt nudne i zdecydowanie należy je ubarwić. Dokazywał więc w najlepsze doprowadzając do szewskiej pasji tak kuzynów jak i braci.
Pośród stert magicznych rupieci, po kątach starego zamku walała się również znakomicie zakonserwowana główka jednego z byłych pracowników Odyna. Eksponat ten nie był li tylko przykurzonym bibelotem, lecz potężnym artefaktem zdolnym odkryć tajemnice przeszłości. Jako że wyrocznia nie była zbyt optymistycznie nastawiona do świata i bezustannie narzekała, dając wyraz swym wewnętrznym frustracjom, nikt jej z zasady nie słuchał. Lecz był to błąd! Razu pewnego nadszedł przepowiedziany koniec świata i cały boski majątek szlag trafił.
Ukatrupieni bogowie powędrowali do Hadesu, zaś senior rodu, sprowadzony do roli obdartego, wędrownego kloszarda, wylądował na Ziemi. Cóż za upadek!
Jako że natura nie znosi próżni, natychmiast pojawił się nowy bóg – jeden, jedyny – cierpiący na manię wielkości, przerost ego i syndrom narcyza. Nie lubiąc konkurencji, zakazał konszachtów z innymi siłami nadprzyrodzonymi, wprowadził nowy porządek i założył kościół, którego zadaniem było bezwzględne egzekwowanie ustanowionych praw. Stare gaje wycięto, świątynie zburzono, zaś heretycy skwierczeli na stosach aż miło. Nowy porządek zataczał coraz szersze kręgi, propagując surową moralność i bezwzględne posłuszeństwo nakazom „jedynego” oraz jego słowu. Sny, jako łącznik ze światem „po drugiej stronie” zostały zakazane, podobnie jak książki, których czytanie niepotrzebnie skłaniało ludzi do myślenia. Nie mieli myśleć, tylko wykonywać polecenia!
W tym pozbawionym kolorów i uśmiechu świecie, w zabitej dechami dziurze, przyszła na świat dziewczynka. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż narodziła się ze znakiem runy na ręce. Przesądni mieszkańcy, zdając sobie sprawę, że jest to znak dawnych bogów (zwanych obecnie demonami), traktowali dziecko z wielką nieufnością, obarczając ją winą za wszelkie kłopoty. Dziewczynka i tak miała szczęście. W wiosce czekał ją tylko ostracyzm mieszkańców. Gdyby urodziła się w którymś z większych miast kraju, inkwizycja z pewnością wysłałaby ją na stos.
Nieszczęsna sierota, nie lubiana przez rówieśników i poniżana przez dorosłych mieszkańców wioski, rosła niczym dziki chwast szwendając się po okolicznych pustkowiach, szukając zaginionych mocy. Pewnego dnia nasza bohaterka spotkała wśród wzgórz obdartego, jednookiego wędrowca ze znakiem runy na twarzy. W tym miejscu zaczyna się historia, która zmieni świat, zaś kluczem do tych zmian będą runy. Ich moc otworzy zamknięte od wieków wrota i uwolni uśpione siły. Rozpocznie się kolejny Ragnarok – tym razem wojna o wolność i prawo wyboru. Tylko czy świat to przetrwa?
Cała powieść to galeria postaci znanych chyba każdemu z mitologii skandynawskiej. Lecz nie są to tylko mityczne ikony wyposażone w aspekty boskości. To istoty z krwi i kości targane zwykłymi, ludzkimi uczuciami: pragnieniem zemsty, władzy, lecz przede wszystkim przejmującą chęcią życia. Zagrożeni ostatecznym unicestwieniem przez nowy porządek, staną do walki nie tylko o własne życie i władzę w niebie, lecz również o zachowanie równowagi we wszystkich dziewięciu światach. Cena za powstrzymanie chaosu może być zastraszająco wysoka.
Główna bohaterka powieści – Maddy – to zwykła wiejska dziewczynka, zagubiona w obcym świecie, sierota pozbawiona matki, wychowywana przez ojca. Nie akceptowana przez własne środowisko, tęskni za starym, zaginionym światem legend i mitów. Uważana za dziecko demonów, napiętnowana znakiem runy, odnajduje w końcu drogę do swych marzeń. Niczym brzydkie kaczątko zmienia się w pięknego łabędzia. Piętno okazuje się znakiem mocy i kluczem do nowego świata.
Na kartach powieści pojawia się również mężczyzna. Niepoprawny krętacz , złodziej, pozbawiony honoru nicpoń, lecz jakże uroczy. Nawet przecinające jego usta blizny niczego mu nie ujmują. Przedstawiam państwu Lokiego.
Nie mniej ważnym elementem powieści niż bohaterowie są runy – znaki starożytnego pisma mające nie tylko swe własne znaczenie, lecz również magiczną siłę. To one dają boską moc, pozwalają tworzyć i niszczyć. W końcu słowo to potęga, a nazwanie rzeczy lub osoby daje nad nią władzę. Co ciekawe, każda runa jest na kartach powieści nie tylko opisana, lecz również narysowana. Osobiście możecie sprawdzić jak wyglądają.
Nie jestem pewna czy, tak jak chciała autorka, jest to faktycznie powieść dla dzieci, czy może raczej dla bardziej dorosłej młodzieży. Historia ta, zawierająca wiele wątków ze staroskandynawskich legend, może skłonić czytelnika do zapoznania się z oryginalną mitologią ludów północy. Warto choćby zajrzeć do internetu, aby zapoznać się z kilkoma „boskimi” postaciami. Łatwiej będzie zorientować się w łączących bohaterów zależnościach i nie zgubić wśród starożytnych imion i nazw.
Tak oto zbliżamy się do końca mojej przydługiej epistoły. W gruncie rzeczy nie ma o czym gadać! Trzeba sięgnąć po książkę i przeczytać ją osobiście. Tym razem stare historie pojawią się w nowej odsłonie, zdecydowanie bardziej pasującej do współczesności.
Tytuł: „Runy”
Tytuł oryginału: „Runemarks”
Autor: Joanne Harris
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2008
Wymiary: 142mm x 202mm
Liczba stron: 472
Oprawa: miękka
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...