Relacja z koncertu Blackmore's Night.

Autor: Maciej "Levir" Bandelak Redaktor: Levir

Dodane: 10-06-2008 10:50 ()


Redakcja tekstu: Elanor 

 

30 maja na rynku w Płocku odbył się koncert grupy Blackmore's Night. Zespół założony przez Ritchiego Blackmore'a – byłego gitarzystę Deep Purple – swoimi piosenkami przenosi nas w magiczny, historyczny, renesansowy świat gdzie gwiazdami estrady byli minstrele, bardowie, podróżni śpiewacy i trubadurzy.

 

 

Koncert, początkowo anonsowany na godzinę 19:30, rozpoczął się dużo później. Jak się okazało na miejscu, o tej porze rozpoczęto dopiero oficjalne otwarcie Dni Historii Płocka. Pod sceną zgromadził się barwny tłumek ludzi poprzebieranych w historyczne stroje, którzy zjechali z całej Polski by na żywo usłyszeć melodyjny głos wokalistki Candice Night i wirtuozerię gitarową Ritchiego – wszystko to przy akompaniamencie skrzypiec, klawiszy i perkusji. Wreszcie nadeszła godzina 21 i oczekiwanie na zespół osiągnęło zenit, publiczność poczęła wywoływać zespół oklaskami i wreszcie doczekała się. Najpierw na scenie pojawił się Earl Grey z Chamay (basista) a dalej Gypsy Rose (skrzypce) wraz z Malcolmem (perkusja) oraz Davidem z Larchmont (klawisze) a na końcu Candice i Ritchie.

 

Trzeba przyznać, że Blackmore's Night na żywo prezentuje się znakomicie. Miałem okazję oglądać parę ich wydawnictw koncertowych, jednak to nie to samo, co stać pod sceną i głośno śpiewać razem z zespołem. Zespół postawił na przeplatankę nastrojową – raz grał więc utwory żywe i skoczne („Under a Violet Moon”, „Home Again”, „Fires at Midnight”) a raz piękne ballady („Ghost of a Rose”, „Queen for a Day”, „World of Stone”). Publiczność usłyszała również dwa zupełnie nowe utwory, które pojawią się na nowej płycie, nad którą zespół obecnie pracuje (balladę oraz wesołą, karczemną piosenkę „Toast up Tomorrow”).

 

 

Zespół bardzo szybko załapał kontakt z publicznością, bawił się razem ze zgromadzonymi, reagując zabawnie na wszelkie okrzyki, czy dźwięki. Candice przemawiała, Ritchie wykonywał gesty, bard David stroił miny, Gypsy Rose słodko się uśmiechała a Malcolm i Grey dawali czadu na swoich instrumentach. Nie zabrakło również paru utworów z repertuaru Deep Purple (nieśmiertelne "Soldiers of Fortune") a także utworów instrumentalnych. Zespół również robił ukłony w stronę naszego kraju - Candice nie omieszkała wspomnieć, że jej rodzina pochodzi z Białegostoku, a bard David zagrał Chopina - czym oczywiście uzyskał aprobatę i burzę oklasków.

 

Spodziewałem się, że koncert będzie trwał godzinę, może niewiele więcej i miło się rozczarowałem - zespół zagrał niemal 2 godziny. Gdzieś w trakcie jakiś szczęśliwiec został zaproszony na scenę, generalnie nie było wiadomo było o co chodzi, niemniej wypadło wszystko bardzo zabawnie, a Ritchie pokazał, że nie jest niedostępną gwiazdą, ale człowiekiem lubiącym się bawić wraz z oklaskującą go publicznością. Złego słowa nie mogę powiedzieć o nagłośnieniu. Głośne, wyraźne i z wykopem.

 

 

Warto było się tłuc przez pół Polski by pobawić się przy muzyce Blackmore's Night, tym bardziej, że nie trzeba było płacić ani grosza za wstęp (no, może pośrednio przez podatki). Warto było przebrać się w historyczne stroje dla miejsca pod sceną. Szkoda tylko, że nie odbyło się "after party" z zespołem, które ponoć miało mieć miejsce, ale fanklub jakoś kiepsko dogadał się z menadżerami zespołu. Miało być, nie było, zespół nie przyszedł, potem ponoć przyszedł ale nikt nie został, ot chaos. Ale myślę, że jeszcze nadarzy się okazja. Blackmore's Night co jakiś czas przyjeżdża do Polski i jeśli tylko czas pozwoli wybiorę się na ich koncert ponownie.


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...