"Konparuya Gomez – powrót do Edo" - fragment
Dodane: 02-04-2008 22:19 ()
Naka Saijō
Konparuya Gomez - powrót do Edo
Seria: Fantastyczna Japonia
Wydawnictwo Hanami®
www.wydawnictwo.hanami.pl
Fragment
Po włączeniu monitora na całej szerokości ekranu ukazała się twarz mężczyzny z przedziałkiem na bok i okularach w czarnej oprawce, w modnym stylu retro. Nie był to jednak widok, jaki chciałoby się oglądać zaraz po przebudzeniu.
- Czy pan Satō Shinjirō? - zapytał służbowym, gładkim i nienaturalnie wysokim tonem głosu.
- Owszem...
Shinjirō przyglądał się podejrzliwie mężczyźnie. Był przekonany, że włączył system ochrony przed niepożądanymi gośćmi.
„Co to znowu za akwizytor?" - pomyślał, gotowy do konfrontacji, gdy mężczyzna odezwał się ponownie, podnosząc ton głosu o kolejne pół oktawy.
- Moje gratulacje! Otrzymał pan zezwolenie na wjazd do Edo.
- Co? Niemożliwe! - wypsnęło się Shinjirō.
- To normalne, że nie może pan w to uwierzyć. Wszak jest trzystu chętnych na jedno miejsce. Ale zapewniam, że to najprawdziwsza wiza do Edo dla pana, panie Satō.
Mężczyzna z przedziałkiem rozłożył kawałek papieru i podniósł go na wysokość swojej twarzy.
- ...Co tu jest napisane?
Pozioma kartka formatu mniej więcej A4 zapisana była z góry do dołu znakami wyglądającymi jak tańczące, drobno pocięte wodorosty, które można znaleźć w sałatce w sklepie wielobranżowym. Daleko jej było do tego, co zwykle nazywa się wizą.
- Bardzo przepraszam, ale ja też nie potrafię tego odczytać.
- Nawet mieszkaniec Edo nie potrafi przeczytać?
Shinjirō zadał to pytanie z wyraźną ironią, mszcząc się za zbudzenie go wczesnym rankiem w dzień wolny.
Mężczyzna odpowiedział jednak ze spokojem:
- Nie jestem mieszkańcem Edo. Pracuję tylko w firmie, która załatwia wszelkie formalności związane z wjazdem do Edo. Jestem najprawdziwszym Japończykiem.
Najwyraźniej lubił słowo „najprawdziwszy".
- Są pewne warunki przy wjeździe do Edo...
- Pro... proszę chwilę poczekać -Shinjirō przerwał mu pośpiesznie. Nie lubił za bardzo rozmawiać z ludźmi, którzy wciąż gadają jednostajnie i bez zająknięcia. Nie ma kiedy wtrącić swojego zdania i w nieskończoność słucha się tego, co mają do powiedzenia.
Przedziałek, wytrącony z rytmu, wyglądał na trochę obruszonego. Po wewnętrznej stronie jego prawej brwi pojawiła się zmarszczka.
- Czy coś się stało?
- Pobyt stały oznacza, że cały czas się tam mieszka, prawda?
- Owszem - mężczyzna odpowiedział chłodno, tonem, który zdawał się mówić: „Sprawdź sobie w słowniku i wróć".
- Czy to znaczy, że po wyjeździe nie będę mógł wrócić?
- Najkrótszy możliwy okres pobytu wynosi sześć miesięcy. Po jego upływie w zasadzie można swobodnie wrócić do Japonii. Proszę jednak uważać, bo kto raz wyjechał z Edo, nie będzie mógł wjechać tam z powrotem.
- Dlaczego?
- Zgoda na wjazd do Edo udzielana jest tylko jeden raz. Takie są ich zasady.
Wyglądało na to, że urodzony w Edo Shinjirō będzie mógł wjechać, ale jego ojciec Japończyk, który niegdyś Edo opuścił, nie będzie mógł nigdy powrócić.
- Ale dlaczego tylko raz?
- Zapewne dlatego, że Edo prowadzi politykę izolacji. Gdyby zwykli ludzie mogli bez przeszkód wjeżdżać i wyjeżdżać, izolacja nie miałaby sensu. Nie są wydawane również wizy krótkoterminowe dla turystów czy biznesmenów.
Przedziałek zrobił krótką przerwę, po czym kontynuował:
- Liczba osób wjeżdżających do oraz wyjeżdżających z Edo i Japonii utrzymywana jest na jednakowym poziomie. Ponieważ ostatnio niewielu ludzi opuszcza Edo, wjazd jest również mocno ograniczony. Udaje się to tylko niewielkiemu odsetkowi chętnych. Oczywistym jest, że przy takiej konkurencji zdobycie wizy to jak wygrany los na loterii. Może pan jedynie uważać się za szczęściarza.
Przedziałek zdawał się być niezadowolony, że Shinjirō nie okazuje bezgranicznej radości z tak wspaniałego zrządzenia losu.
Z jego wyjaśnień wynikało, że ludzie urodzeni w Edo przez pięć lat po opuszczeniu kraju są zwolnieni z udziału w losowaniu wiz. Shinjirō wywnioskował, że został automatycznie wpisany na listę osób starających się o wjazd do Edo po raz pierwszy, ponieważ w jego przypadku od wyjazdu upłynęło już piętnaście lat,
- A jak się ma sprawa obywatelstwa? - zapytał z obawą.
- Obywatelstwo oczywiście pozostaje japońskie - facet z przedziałkiem spojrzał na Shinjirō z podejrzliwym wyrazem twarzy. - Czyżby pan nie wiedział? - udał przesadne zdziwienie
- Nic a nic.
Postawa faceta z przedziałkiem była mocno irytująca. Shinjirō musiał włożyć trochę wysiłku, aby nie dać nic po sobie poznać.
- Edo ogłosiło niepodległość przed trzydziestu laty, lecz nie jest uznawane na arenie międzynarodowej. Nie ma mowy, żeby w obecnym świecie ktoś uznał izolacjonistyczne państwo rządzone przez władcę absolutnego. Edo traktowane jest jako terytorium japońskie. Uznanie go za odrębne państwo to wyłącznie dobra wola Japonii. Dlatego też wszyscy mieszkańcy Edo dla całego świata są Japończykami z japońskim obywatelstwem.
- Tak, teraz wszystko jasne - Shinjirō przytaknął na odczepnego. Jak przez mgłę pamiętał, że w podręczniku do historii w gimnazjum czy też w liceum napisane było, że Edo należy do terytorium Japonii.
Facet z przedziałkiem, który tylko czekał, aż Shinjirō wreszcie umilknie, powrócił do głównego tematu.
- Wiza stałego pobytu ważna jest przez miesiąc. Proszę się przez ten czas dobrze zastanowić. Wyjazd przewidziany jest na marzec. Zapewne ma pan sprawy związane z pracą... Ach tak, przecież jest pan studentem drugiego roku. Proszę się nie martwić, zajmiemy się formalnościami związanymi z przerwaniem studiów.
Shinjirō niespecjalnie „martwił" się formalnościami. O wiele bardziej przejmował się dziadkami. W wyobraźni już widział sprzeciw dziadka. A i on sam źle by się czuł, gdyby swoim wyjazdem do Edo skrócił dziadkowi życie.
- Oczywiście ma pan prawo zrezygnować. Pewnie pan wie, że prawa do wjazdu nie można odsprzedać. Czy ma pan jakieś pytania?
Shinjirō wolałby się poradzić niż zadawać pytania, ale stwierdził, że lepiej już rozmawiać z automatem na napoje niż z tym facetem z przedziałkiem. Przynajmniej dostaje się picie.
- Przy okazji wjazdu do Edo trzeba zwrócić uwagę na wiele rzeczy - przedziałek poprawił swoje okulary w czarnej oprawce. Na jego twarzy widać było ulgę, że mógł powrócić do głównego tematu rozmowy.
- Przede wszystkim nie wolno wwozić ze sobą bagażu. Dotyczy to także ubrań.
- Mam chodzić nago?
- Przy wyjeździe z Japonii przebierze się pan w kimono. Niedopuszczalne są ubrania w stylu zachodnim.
- A, o to chodzi.
- Wwóz pieniędzy także jest niedopuszczalny. W Edo japońska waluta jest całkowicie bezużyteczna. Jeny lepiej wpłacić na konto.
- Że niby mam tam być bez grosza?
- W początkowym okresie będzie pan miał zapewnioną pracę, ubranie, mieszkanie i wyżywienie.
To o czym opowiadał należałoby chyba uznać za jakąś formę home-stay lub work and travel.
- A co z komórką?
Dla Shinjirō telefon był absolutnie niezbędny. Zapewniał mu większość rozrywki, gdy był sam.
- Niedozwolona. To chyba oczywiste. Przede wszystkim, żaden sprzęt elektroniczny nie będzie tam działał. Nie ma prądu.
Nie do wiary, że są jeszcze takie miejsca na Ziemi.
Gry, komiksy, filmy, muzyka. Shinjirō wymienił po kolei wszystkie elementy rozrywki, jakie przyszły mu na myśl, ale Przedziałek odrzucił je co do jednego. Na poły zdesperowany, Shinjirō spróbował wszelkiego możliwego oporu.
- A jedzenie? Czipsy, albo zupy w proszku? Mrożone hamburgery?
- Nie wolno. To niezgodne z prawem Edo.
- Lekarstwa? Coś na żołądek i takie tam.
- W Edo w pewnym sensie też są lekarze. Ale nie ma nowoczesnego sprzętu, więc są raczej tylko dla komfortu psychicznego. Popularne są za to medycyna Wschodu i zielarstwo, ale mówiąc brutalnie, wszystko sprowadza się do naturalnego wyzdrowienia.
Łatwo mówić, kiedy kogoś to nie dotyczy.
- Jednym z warunków starania się o pozwolenie na wjazd jest badanie na obecność wirusów. Można stąd wnioskować, że na tamtejszą medycynę nie ma raczej co liczyć.
Tak jak mówił Przedziałek, konieczne było jedynie zaświadczenie o tym, że nie był zarażony żadnym z kilkudziesięciu rodzajów wirusów. Dla Shinjirō niepojęte było, że nie wymagano standardowej karty badań lekarskich.
- A właśnie. Soczewki. Bez nich nic nie widzę.
- Też nie wolno. Proszę zrobić sobie laserową korektę wzroku przed wyjazdem. Lepiej też nie zapominać o wizycie u dentysty i wyleczeniu wszystkich zębów. Polecam także preparat przeciwko próchnicy.
Shinjirō pomyślał o swojej ulubionej poduszce, ale dał za wygraną i nie wspomniał o niej. Był już tym wszystkim zmęczony.
- A elektroniczny album fotograficzny ze zdjęciami przyjaciół?
- Przecież mówiłem, że sprzęt elektroniczny...
- No to chociaż zdjęcia.
- W Edo nie ma zdjęć.
Shinjirō robiło się coraz ciężej na sercu.
- A pamiątka po matce? Też nie wolno?
Twarz faceta z przedziałkiem, do tej pory niczym maska, po raz pierwszy drgnęła.
- Hmm, to zależy. Jeżeli byłoby to coś małego, z naturalnych materiałów, to może...
- Mam! Drewniany ptaszek-zabawka. Może być?
Tak naprawdę do tej pory nie pamiętał o jakimś tam ptaszku z drewna. Być może był to tylko upór wobec Przedziałka. To jedyne, co mu zostało po tym, jak wyczerpał wszystkie możliwości.
- ...Bardzo mi przykro. Obecnie niemal wszystkie japońskie wyroby drewniane składają się z kompozytów, więc mogą być problemy.
Spojrzenie jego oczu, zza okularów w czarnej oprawce, zdawało się autentycznie prosić o wybaczenie. Z powodu wyglądu sprawiał wrażenie dużo starszego, ale możliwe, że był nadspodziewanie młody. Jakieś 25-26 lat. Poczucie niewielkiej różnicy wieku wzbudziło w Shinjirō sympatię.
- Raczej nie jest z kompozytów. Moja matka przywiozła go ze sobą z Edo.
- Co ma pan na myśli...?
- Ja i moi rodzice byliśmy kiedyś najprawdziwszymi mieszkańcami Edo.
Shinjirō poczuł odrobinę satysfakcji na widok twarzy Przedziałka, który wyglądał, jakby opętał go lisi demon[1].
Shinjirō włączył komputer i otworzył przesłany mu przez Przedziałka „Przewodnik po Edo" i wydrukował sobie pierwszą stronę - „Charakterystyka Edo".
Edo zajmowało obszar 10 tysięcy kilometrów kwadratowych w północnym Kantō oraz Tōhoku. Odpowiadało to łącznej powierzchni Tokio oraz prefektur Chiba i Kanagawa. Jego centralna część, zwana Dystryktem Wewnętrznym, stanowiła wierną rekonstrukcję miasta Edo z początków dziewiętnastego wieku. Milion spośród siedmiu milionów mieszkańców kraju zamieszkiwało na terenie Dystryktu Wewnętrznego.
Władcami kraju, co oczywiste, byli szogunowie noszący nazwisko Tokugawa. Obecny szogun był trzecim z kolei.
W „Przewodniku..." nie było dużo więcej informacji. Większość stanowiły uwagi i przestrogi, nad którymi tak rozwodził się Przedziałek. Shinjirō poszukał dodatkowych informacji w internecie.
Na początku swojego istnienia państwo Edo było miastem przeznaczonym dla starców założonym przez pewnego przedsiębiorcę na początu dwudziestego pierwszego wieku.
Łącząc swoje zainteresowania z perspektywą realnych zysków, przedsiębiorca ów zainwestował ogromną sumę pieniędzy w budowę repliki dawnego Edo. Po jakimś czasie pomysł spodobał się kilku majętnym osobom i od tego czasu prace nabrały rozmachu. Niwelowano góry, zasypywano morze, odtworzono linię brzegową Edo. Utworzone zostały fosy, wykopano nowe koryta rzek, zbudowano także zamek Edo. Niemożliwe było jedynie odtworzenie półwyspu Bōsō, w związku z czym nie została utworzona Zatoka Edo.
W tym okresie gwałtownie wzrosła liczba mieszkańców. W Edo osiedlały się nie tylko osoby starsze, dla których pierwotnie było ono przeznaczone, wielu było także ludzi młodych, zwabionych atmosferą dawnego Edo, czy też miłośników przyrody, którzy chcieli wieść spokojne życie w zgodzie z naturą. Wraz ze wzrostem populacji teren zamieszkały rozszerzał się stopniowo coraz bardziej poza Dystrykt Wewnętrzny.
W końcu, jakieś 9 lat po rozpoczęciu budowy, założyciel Edo obwołał się szogunem i ogłosił niepodległość wobec Japonii. Jednakże, tak jak mówił Przedziałek, autorytarne rządy oraz polityka izolacji budziły sprzeciw innych krajów, ostatecznie więc Edo pozostało częścią terytorium Japonii.
Co dziwne, Japonia, która miała prawo być najbardziej niezadowolona, z jakiegoś powodu była w tej sprawie niezbyt stanowcza. Z niechęcią i ociąganiem zaakceptowała w końcu pełną autonomię Edo i nie naciskała na zaprzestanie polityki izolacji. Edo, które przez inne kraje traktowane było jako część Japonii, przez samą Japonię uznawane było za oddzielny kraj. Wokół tego faktu krążyły rozmaite plotki o rzekomych ogromnych łapówkach czy też naciskach ze strony prominentnych polityków, nie było jednak twardych dowodów.
Dla Japończyków z pokolenia Shinjirō Edo od początku było „zagranicą", taką samą jak Korea czy Chiny. Niemożność zwiedzenia, jak i brak informacji w telewizji czyniły Edo jeszcze bardziej obcym. Ponieważ od momentu powstania nie wdało się w poważniejszy konflikt z żadnym innym państwem, nie budziło większych emocji.
Pojawiały się także niepochlebne opinie o Edo jako o „kraju bliskim, a jednak dalekim" czy „kraju dziwaków", lecz, prawdę mówiąc, Shinjirō nie przejawiał wobec niego ani zainteresowania, ani entuzjazmu. Gdyby ktoś go zapytał: „Do jakiego kraju chciałbyś pojechać?", Edo byłoby w okolicach pięćdziesiątego miejsca na liście.
A teraz przyszło mu poważnie zastanawiać się, czy chce żyć i mieszkać w takim miejscu. Życie doprawdy jest pełne niespodzianek.
[1] Według wierzeń japońskich lisy mają zdolność do zmieniania swojej postaci, jak również do opętywania ludzi.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...