Skazani na Fast-Food - opowiadanie

Autor: Wojciech 'Wocemir' Popik Redaktor: Ejdżej

Dodane: 06-09-2006 11:02 ()


Jak dobrze pamiętał, tu zawsze tak śmierdziało. Wydawało się, jakby ten zapach był wpisany w charakterystykę tego miejsca, już od bardzo dawna stał się jego nieodzowną częścią, klockiem bez którego runęłaby cała układanka. Był tu od zawsze. Choć starano się go zneutralizować, co w dużym stopniu się udawało, dla wprawnego nosa nie było tajemnicą, co tak naprawdę dzieje się na zapleczu tego miejsca. Tak. To była jadłodajnia. Jak to się dzisiaj mówi - Fast Food.

Janko Sobieraj westchnął. Pamiętał jeszcze czasy, kiedy taka restauracja była rarytasem, nowością, awangardą. Gdy pierwszy raz przekroczył próg McDonald'sa, pomyślał sobie, że oto idzie nowe. Postanowił, że będzie przynajmniej raz dziennie zjadał pysznego, soczystego kotleta w bułce z sosem i keczupem z dodatkiem zieleninki. Nazywało się to BicMac, czy jakoś tak. Dokładnie nie pamiętał. Pamięć coraz częściej go zawodziła.

Na szczęście, wtedy po świecie chodzili jeszcze Mądrzy Rodzice, którzy zabronili mu obżerać się tym świństwem. Jego pokolenie wyrastało na domowym jedzeniu. Pamiętał jeszcze takie czasy. Wtedy tu tak nie śmierdziało. A może nos także go zawodził? Może nawet wtedy, gdy pierwszy raz przyszedł tu z cała rodziną już śmierdziało na całego? Był po prostu tak zauroczony ,,nowym’’, że nie czuł nic, oprócz pięknego zapachu smażonego, starego oleju? Westchnął ponownie. Jego stare oczy widziały zadowolone dzieciaki wpadające do środka, ich szczęśliwe miny. No tak, przecież są święta.

- Tylko po dwa Very Big Burgery dla każdego. Molly – zwróciła się mama do może sześcioletniej dziewczynki – proszę cię, tylko kilogram ciastek, więcej może ci zaszkodzić.

Święta. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz zjadł kolację wigilijną przy choince. Teraz każde spędza sam w swoich czterech kątach. Gdyby żyła moja Walentyna, zadumał się staruszek, wszystko byłoby inaczej. Jedlibyśmy teraz karpia albo barszcz z uszkami...

- Co podać? – uśmiechnięta kelnerka łagodnym, dziewczęcym głosem wyrwała go z zadumy. Nie chciał nic zamawiać. Właściwie był tu tylko po to, aby się ogrzać. Na zewnątrz szalała wichura.

- Nic, dziękuję – odparł i starał się powrócić do swoich myśli. Kelnerka jednak nadal tam stała.

- CO PODAĆ? – zapytała już mniej słodko, raczej rzeczowo i oschle, można by powiedzieć, że wręcz nietaktownie. Ale cóż, takie już są te dzisiejsze kelnerki.

Powoli uniósł głowę i spojrzał w oczy dziewczynie. W ich odbiciu zobaczył tylko matowy błysk i zimną obojętność. Odkąd prawdziwe dziewczyny stały się nieopłacalne dla firm takich jak ta, robot – kelner cieszył się coraz większą popularnością. A bo to i nie wykłóca się o nadgodziny, i wypłaty nie pobiera.

- Właściwie to już wychodziłem – odparł po chwili i wstał ociężale, chwytając się dębowej laski jak zbawienia. Pokuśtykał ku wyjściu, mijając stojącego jak słup soli robota, któremu najwyraźniej zabrakło opcji działania w takiej sytuacji. Nikt nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi – wszyscy zajęci byli pochłanianiem tego, co serwowała im ciesząca się renomą na całym świecie restauracja.

Wyszedł na siarczysty mróz. Powoli, lecz stanowczo ruszył w stronę domu.

***

- Panie premierze, jakie prognozy na nadchodzący rok? – zapytał prezydent na posiedzeniu rady Nowego Roku Fast  Food.

- Niezadawalające, panie prezydencie. Powiem więcej. Wręcz fatalne. Nowy Rok Fast Food może w ogóle nie nadejść. – po sali przeszedł szmer zdziwienia i przerażenia.

- Jak to? Mimo dołożonych starań? Przecież już chyba wszyscy zjedli coś z oferty restauracji szybkiej obsługi.

- W tym sęk panie prezydencie, że nie wszyscy. Wczoraj wieczorem o mały włos Ostatni-Nie-Fast-Foodowiec zjadłby coś pewnie, już siedział za stolikiem, ale w ostatniej chwili wyszedł.

- Czy kelnerka była wystarczająco miła?! – ryknął prezydent, który widać miał już jakieś wspomnienia odnośnie obsługi.

- Absolutnie.

- Więc jakoś trzeba go przekonać – odezwał się Główny Przewodniczący Rady Fast Food. – Fama krążąca wśród szefów światowego Fast Food głosi, że ta firma, której produkt zje Ostatni-Nie-Fast–Foodowiec, będzie miała największą sprzedaż w nadchodzącym roku!

Po tych słowach nikt nie miał zamiaru już więcej debatować, jak feralnego klienta przekonać do zjedzenia produktu Fast Food, tylko każdy zaczął dumać, co zrobić, aby to ich firma była tym szczęśliwcem.

***

Janko Sobieraj znienawidził Fast Foody. Jego żona uwielbiała jeść frytki; widać olej na którym była smażona ostatnia porcja w jej życiu, miał co najmniej miesiąc. Sprawa przez chwilę mogła stać się głośna, ale całość zatuszowano i prawda nigdy nie ujrzała światła dziennego. Powiedziano, że zakrztusiła się frytką. No cóż, zdarza się.

Pan Sobieraj nie wniósł oskarżenia i tak nic by nie zyskał. A bo to mało ludzi sądziło się z nimi? Kiedyś tak. Owszem. Ale teraz, kiedy te restauracje stały się uwielbiane przez całą ludzkość, świętokradztwem wydawała się sama taka myśl. ,,Nowy Rok Fast Food – twoim najlepszym rokiem w życiu!’’ – wrzeszczały billboardy. ,,To miasto to jeden wielki hamburger’’ – pomyślał Janko. I nie pomylił się dużo. Wszędzie jak okiem sięgnąć, roztaczał się frytkowo – nuggetsowo – burgerowy krajobraz, zasnuwający plakatami wszelkie ściany, słupy, przystanki. Wszędzie, gdzie się dało, wciśnięta była reklama którejś z restauracji.

"Co to się porobiło" – pomyślał pan Sobieraj - ,,Święta. Zamiast karpia, fishburger, zamiast pierożków z kapustą, nuggetsy. Jeśli tak ma wyglądać Nowy Rok, to niech lepiej w ogóle nie nadchodzi.’’

Dopisał na plakacie KFC - ,,Tłuszcz zamiast mózgu’’. Wtedy jeszcze nie mógł nawet przypuszczać, że to hasło, wymyślone przez niego bez specjalnego zastanowienia, wstrząśnie światem Fast Food, wzburzy tłumy, wznieci rewolucję...

Jednocześnie wydał na siebie wyrok, był skazany na Fast Food, jakieś tamy runęły, hamulce znikły. Jak jeden mąż, wszystkie firmy rzuciły się z ofertami. Nowy Rok był nazajutrz.

- Zjadłbym barszcz z uszkami. – usłyszeli w odpowiedzi na pytanie o jaki rodzaj hamburgera mu chodzi. Tego było już za wiele. Święta bez HAMBURGERA!

- To jest chore! – krzyknęły tłumy. Nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Na miejsce zdarzenia przybyli zaraz uzbrojeni ludzie w żółtych mundurach. Policja Fast Food. Wycie syreny, błysk żółtego koguta, nuggetsowe kajdanki.

- Panie Janko Sobieraj, jest pan aresztowany pod zarzutem nie zjedzenia niczego z oferty Fast Food w tym roku, co grozi nie nadejściem Nowego Roku. Jest to pogwałcenie kodeksu karnego, paragrafu, ble, ble, ble. Jedyna możliwa i słuszna kara – kara śmierci, lub natychmiastowe zjedzenie czegokolwiek, co jest produktem naszych wspaniałych restauracji. Więc jak?

Może sprawiły to tłumy, a może to aresztowanie, dość jednak po stwierdzeniu, że pan Janko wreszcie zdecydował się współpracować. Może po to tylko, aby dali mu spokój.

- Niech pan zje naszego kosmicznego spaceburgera, totalny odlot! – już ryczał mu do ucha zimny jak stal głos kelnerki.

- Raczej naszego Ballburgera, tylko dla zagorzałych fanów sportu! – krzyczała druga.

- Którą ofertę pan wybierze? – zapytała ostatnia z idiotycznym uśmiechem na twarzy, serwując jeszcze inny, odlotowy zapewne, Fast Food.

Traf chciał, że stał tam między tłumem chłopak z budką, smażąc parówki do hot–dogów własnej roboty.

- O! - powiedział wreszcie w pełni usatysfakcjonowany pan Sobieraj – ten mi się podoba.


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...