Recenzja książki "Galeony wojny" Jacka Komudy
Dodane: 01-02-2008 15:18 ()
Jacek Komuda, zmęczony już nieco gębą anty-Sienkiewicza, jaką stale przyprawiają mu recenzenci (w znacznej mierze podążający w tej kwestii za jego wydawcą) postanowił odpocząć na moment od duchoty Dzikich Pól i wypłynąć na nowe terytorium beletrystyki morskiej. Bohaterem jego najnowszej powieści nie są, jak dotychczas, szlacheckie warchoły i pijanice, lecz marynarska brać XVII-wiecznego Gdańska. Bez obaw, gdańska maszoperia za kołnierz nie wylewa, jak trzeba, szablą przez łeb zdzielić potrafi, a i fantazyją szlachcie nie ustępuje. Jeśli więc, drogi czytelniku, cenisz sobie u Komudy przede wszystkim awanturniczy charakter jego quasi-historycznych opowieści, z pewnością nie poczujesz się zawiedziony.
Tym razem śledzimy losy kapitana Arendta Dickmanna, późniejszego admirała floty królewskiej Zygmunta III Wazy i zwycięzcę w bitwie pod Oliwą, który wraz z komisarzem hetmańskim Markiem Jakimowskim wyrusza na morze w poszukiwaniu tajemniczego Lewiatana, potwora, który zgodnie z marynarskimi opowieściami napada na gdańskie statki (szwedzkich dziwnym trafem nie rusza) i morduje ich załogi, ładunek pozostawiając jednak nienaruszonym.
Akcja książki, choć wartka, nie jest jakoś specjalnie porywająca, zaś jej zwroty są stosunkowo łatwe do przewidzenia (nie wyobrażam sobie np. by jakikolwiek czytelnik nie odgadł zawczasu, kim jest tajemniczy gapowicz na pokładzie galeonu Dickmanna), niemniej jednak powieść czyta się bardzo dobrze i ze sporym zainteresowaniem.
Niewątpliwym atutem książki jest natomiast świetna narracja. Pierwszy tom „Galeonów wojny” dowodzi, iż Komuda stale rozwija się jako prozaik. Jego poprzednie powieści przypominały momentami zbeletryzowane scenariusze filmowe, w których opisy pełniły rolę zbliżoną do didaskaliów (tak było np. w skądinąd nienajgorszym „Bohunie”). Obecnie stanowią one pełnoprawny środek kreacji artystycznej. Ba, moim zdaniem są najlepszym elementem opowieści. Sposób, w jaki autor odmalowuje XVII-wieczny Gdańsk, jego mieszkańców, kulturę i życie codzienne zasługuje na najwyższe noty. Pewnym mankamentem jest jednakże nadużywanie przez autora porównań. Posługuje się nimi nie tylko narrator, ale praktycznie każda z postaci. Nie tylko nie służy to indywidualizacji wypowiedzi, ale powoduje (przynajmniej u mnie) pewne uczucie przesytu. Początkowo można także nieco pogubić się w specjalistycznej terminologii morskiej, jaką posługuje się autor, na szczęście w takich przypadkach pomocnym okazuje się posłowie, w którym Komuda nie tylko tłumaczy ich znaczenie, ale i wskazuje na historyczne inspiracje/pierwowzory swych postaci i wydarzeń w których biorą one udział.
Podsumowując, jest to kolejna dobra pozycja Komudy, która powinna przypaść do gustu zarówno jego dotychczasowym miłośnikom, jak i nowym czytelnikom, których klimat morskiej przygody pociąga bardziej niż sarmackie opowieści. W kategorii seasternów autor nie ma sobie równych.
Tytuł: „Galeony wojny” t.1
Autor: Jacek Komuda
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok wydania: 2007
Wymiary: 125 x 195
Liczba stron: 400
Oprawa: miękka
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...