„Elizabeth: Złoty wiek” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Krzyś-Miś

Dodane: 13-01-2008 11:44 ()


 Postać Elżbiety I wielokrotnie gościła na kinowych ekranach. W pamięć najbardziej zapada rok 1998, kiedy to dwie aktorki zagrały angielską monarchinię. Wspaniała kreacja Judi Dench została nagrodzona Oskarem, natomiast druga rola jedynie wyróżniona nominacją do tej prestiżowej nagrody. Niemniej Cate Blanchett, bo o niej mowa, zauroczyła publiczność niezwykle charyzmatyczną interpretacją Królowej Dziewicy. Shekhar Kapur wiele ryzykował obsadzając wówczas w tytułowej roli mało znaną australijską aktorkę. Po dziewięciu latach reżyser postanowił pokazać dalsze losy królowej. Ponownie otrzymujemy popis gry aktorskiej Blanchett, niestety, zawodzi praktycznie cała reszta.

Akcja filmu rozpoczyna się w 1585 roku, gdy nad krajem wisi widmo wojny religijnej. Władca Hiszpanii Filip II dąży do obalenia protestanckiej królowej i przywrócenia katolicyzmu w Anglii. Nie jest osamotniony w tych dążeniach, znajduje poparcie w osobie Marii Stuart. Państwowa kasa świeci pustkami, więc doradcy Elżbiety usilnie starają nakłonić ją do zamążpójścia. Ale królowa nie myśli o dzieleniu się władzą. Na jedną z audiencji przybywa sir Walter Raleigh, przywożąc dary pochodzące z Nowego Świata. Podróżnik zabiega o sympatię królowej, aby móc sfinansować kolejną wyprawę do Ameryki. Elżbieta ulega fascynacji osobą pirata, jego niezależnością, wolnością. Nieodstępujący królowej na krok, zaufany doradca Walsington wpada na trop spisku zagrażającego jej życiu...

„Elizabeth: Złoty wiek" to obraz bardzo nierówny. Fabuła filmu została rozwleczona do granic możliwości. Wątki historyczne stanowią jedynie tło dla wydarzeń rozgrywających się na królewskim dworze. Elżbieta I musi dokonać wyboru, czy ulec miłości czy nadal samotnie rządzić krajem, być matką dla swojego narodu. Rozterki nie przeszkadzają jej uwikłać się w trójkąt miłosny. Niestety, dalej otrzymujemy historię rozdrobnioną pomiędzy kolejne postacie. Scenarzyści nagromadzili sporą ilość wątków, licząc zapewne na zwiększenie atrakcyjności produkcji. Momentami wydaje się, iż filmowi brakuje dynamiki. Motyw zamachu wygląda dość nieporadnie, natomiast eksponowany w zwiastunie atak hiszpańskiej Wielkiej Armady ograniczono do minimum. Osoba Filipa II pokazana została jako nieustępliwego fanatyka religijnego, otaczającego się gwardią biskupów, nieruszającego się nigdzie bez krzyża czy różańca. Zdecydowanie bardziej przypomina karykaturę władcy niż jednego z monarchów tamtego okresu. Porównując jego i Elżbietę zaznacza się widoczny kontrast między postaciami, który określono poetycko jako „ciemność-jasność".

Od strony historycznej obraz również nie prezentuje się najlepiej. Można wyłapać wiele nieścisłości. W ukazanym okresie Elżbieta I to kobieta po pięćdziesiątce, jednak twórcom nie przyszło nawet na myśl, aby odpowiednio ucharakteryzować aktorkę, postarzeć ją o kilkanaście lat. Zamiast tego możemy usłyszeć bzdurne rozmowy o pierwszych zmarszczkach na twarzy. Nie mniejsze kontrowersje wzbudza osoba Waltera Raleigha, którego rola w filmie jest ważniejsza niż była w rzeczywistości. Wykreowano z niego bohatera, spychając na margines prawdziwych angielskich obrońców. Zresztą wiele faktów zostało w obrazie przeinaczonych. Można odnieść wrażenie, że twórcy nie przejmowali się historycznymi detalami, wplatając je w scenariusz nad wyraz swobodnie. Oczywiście można odrzucić historię i potraktować obraz jedynie w ramach widowiska. Ale czy tym samym nie umniejsza się wymowy całego dzieła?

Film warto zobaczyć dla Cate Blanchett, która ponownie stworzyła niezapomnianą kreację. Geoffrey Rush, czyli Walsington błyszczał w „Elizabeth", tutaj wyraźnie męczy się ze swoją rolą. Jest tylko cieniem tamtej postaci. Przekonująco wypadła Samantha Morton jako Maria Stuart, mimo że jej wątek potraktowano zbyt ogólnie. Według idei reżysera złoty wiek to okres romansu, opery mydlanej, bajecznych kostiumów, a całą resztę widz musi sobie sam dopowiedzieć. Myślę, że zabrakło konsekwencji w budowaniu klimatu opowieści. Twórcy postanowili odejść od stylu, w jakim przedstawili „Elizabeth", ale złoty wiek w ich rozumieniu skoncentrował się na rewii dworskich strojów i peruk królowej. Dekoracje, kostiumy wywołują spore wrażenie, ale stanowią tylko jeden z elementów obrazu i nie powinny wybijać się przed fabułę. Najwidoczniej ten aspekt filmowego rzemiosła przysłonił twórcom całą resztę.

Shekhar Kapur nakręcił niepotrzebny sequel. Z jednej strony przepiękne zdjęcia oraz pełna przepychu scenografia, z drugiej jest to puste dzieło z papierowymi postaciami. W tym wszystkim szkoda najbardziej kreacji Blanchett, która po raz kolejny pokazała, że postać Elżbiety I to jedna z najlepszych ról w jej dorobku.

4/10

Tytuł: „Elizabeth: Złoty wiek"

Reżyseria: Shekhar Kapur

Scenariusz: Michael Hirst, William Nicholson

Obsada:

  • Cate Blanchett - Elizabeth

  • Clive Owen - Sir Walter Raleigh

  • Geoffrey Rush - Sir Francis Walsingham

  • Jordi Mollà - Filip II

  • Samantha Morton - Mary Stuart

  • Adam Godley -William Walsingham

  • Tom Hollander - Sir Amyas Paulet

  • Abbie Cornish - Elizabeth Throckmorton

Zdjęcia: Remi Adefarasin

Muzyka: Craig Armstrong, A.R. Rahman

Montaż: Jill Bilcock

Kostiumy: Alexandra Byrne

Czas trwania: 114 minut


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...