„Skarb narodów”: „Księga tajemnic” - recenzja
Dodane: 08-01-2008 12:17 ()
- „Poszukiwacz skarbów Ben Gates jest znowu w wiadomościach.
- Co znalazł tym razem, Atlantydę?"
Allan Quatermain, dr Henry Jones, Lara Croft, Dirk Pitt, Rick O'Connell i w końcu Benjamin Franklin Gates. Co łączy te wszystkie postacie? Wykonywany zawód - poszukiwacz przygód, zaginionych skarbów (bądź artefaktów), a przede wszystkim kłopotów. Kino od dawna kocha niepoprawnych romantyków, szlachetnych awanturników oraz ludzi z misją.
Perypetie Indiany Jonesa do dziś stanowią niedościgniony wzór „kina nowej przygody". Wielu twórców starało się powtórzyć sukces Spielberga z różnym skutkiem. Dość chłodno zostały przyjęte obie części „Tomb Raidera", a ekranizacja powieści Cusslera nie spełniła oczekiwań widzów. Czy istnieje zapotrzebowanie na kino utrzymane w takim klimacie? Przepis na sukces znalazł nie kto inny jak Jerry Bruckheimer. Zaangażował Nicolasa Cage'a, zadbał o przyzwoity scenariusz, a za kamerą postawił na wyrobnika Jona Turteltauba. W konsekwencji „Skarb Narodów" okazał się hitem. Jednakże od tamtej pory Cage nie miał kasowego przeboju, a ekranizację opowiadania Dicka - „Next" można uznać za jedną z większych wpadek w jego karierze. Aktor długo zastanawiał się, czy wystąpić w sequelu, ale ostatecznie zdecydował się i zapewne nie żałuje tego wyboru. Cała ekipa z pierwszej części wróciła na plan, a Bruckheimer namówił do udziału w przedsięwzięciu nowe gwiazdy - Helen Mirren i Eda Harrisa. Jednak kontynuacje rządzą się swoimi prawami. Według niepisanej zasady mamy tu więcej pościgów, a nacisk kładzie się na szybszą akcję w obrazie. „Księga tajemnic" również posiada wspomniane cechy, niestety ze zgubą dla filmu.
Amerykanie nie posiadają długiej i barwnej historii, ale potrafią wykorzystać każdy jej element do cna, by stworzyć nieprawdopodobny ciąg wydarzeń. W tym filmie mamy dosłownie wszystko: spisek zakrojony na szeroką skalę, legendarną Cibolę, rycerzy złotego kręgu, wątki masońskie oraz inne mity od dawna zakorzenione w amerykańskiej kulturze. Na początku akcja obrazu przenosi widza do 1865 roku. Koniec wojny secesyjnej, spisek i zabójstwo Lincolna, w którym rzekomo brał udział pradziadek Gatesa. Bynajmniej nie jest to tylko nieprawdopodobna teza, bowiem według Wilkinsona przodek Bena był aktywnym członkiem intrygi. Posiada niepodważalny dowód - jedną z zaginionych stron pamiętnika Johna Wilkesa Bootha. Gates postanawia oczyścić nazwisko rodowe z hańby, którą się okryło. Już karta z pamiętnika stanowi pierwszą poszlakę. W miarę rozwoju wydarzeń pojawiają się kolejne zagadki i szyfry, które prowadzą bohaterów nie tylko do prawdy, ale także do legendarnego Miasta Złota.
Ben, podążając za wskazówkami, trafia nad Sekwanę, urządza sprzeczkę z byłą dziewczyną w pałacu Buckingham, odwiedza Gabinet Owalny w Białym Domu oraz wydatnie przyczynia się do zorganizowania prezydenckich urodzin. Po co tyle zachodu? Rodowe nazwisko jest więcej warte niż góra złota. Szkoda tylko, że słowa traktujące o patriotyzmie i zasługach naszych przodków są wypowiadane beznamiętnie przez Cage'a. Psują wizerunek postaci, wydają się być wrzucone na siłę. Można powiedzieć, że stały za nimi szlachetnie pobudki, ale skończyło się bardzo naiwnie. W oczyszczaniu dobrego nazwiska rodziny bohater nie jest osamotniony. Obok ojca pomogą mu także przyjaciele oraz matka, w tej roli świetna Helen Mirren. Rodzinka w komplecie, a co za tym idzie kłótniom nie ma końca.
„Skarb narodów" nie każdemu przypadnie do gustu. Produkcję Bruckheimera należy odbierać wyłącznie w kategoriach kina rozrywkowego i to z dużym przymrużeniem oka. Wybierając się na seans warto uzbroić się w duże pokłady tolerancji dla absurdu i pozwolić porwać dwugodzinnej przygodzie. Scenarzyści poszli po najmniejszej linii oporu umieszczając w filmie sporą liczbę głupot i nielogiczności. Oczywiście schemat jest banalny - otrzymujemy zagadkę, podążamy jej śladem, a w momencie, kiedy akcja zwalnia tempa, koncentrujemy się na płytkich postaciach, których dialogi ubarwia spora dawka humoru. (niedościgniony jest Riley - zawsze wtrąci swoje trzy grosze, w najmniej odpowiednim momencie).
Solidnie w filmie wypada „stara gwardia". Mirren gra swobodnie, z gracją, jakby od dawna brała udział w podobnych produkcjach. Doskonale uzupełnia się z Voightem, którego postać została rozbudowana dzięki wprowadzeniu jej osoby do fabuły. Można powiedzieć, iż aktor lubuje się w rolach rodziców poszukiwaczy przygód. Najpierw „tatkował" Angelinie Jolie (która jest jego córką), a teraz ojcuje Cage'owi. Ostatnim elementem układanki jest Ed Harris, który zastąpił Seana Beana na pozycji głównego antagonisty. Mimo że jest wszechstronnym aktorem, tak napisana rola nie pozwoliła mu rozwinąć skrzydeł. O ile bohater Beana był typowym schwarzcharakterem, Wilkinson nie kieruje się wyłącznie intencją łatwego zarobku. Czai się gdzieś na uboczu, podążając w ślad za bohaterami. W ten sposób zbudowana zależność między postaciami nie pozwala odczuwać ducha rywalizacji. Widz od początku wie, że Gates osiągnie cel. Z drugiej strony film Disneya charakteryzuje się niskim poziomem brutalności i wprowadzenie „pasywnego antagonisty" pozwoliło przyciągnąć młodszą widownię.
„Księga tajemnic" stanowi udany poradnik dla filmowców pragnących z wyeksploatowanych pomysłów wyszarpać jeszcze całkiem spory potencjał dolarów. Na seansie można miło spędzić czas, nie martwiąc się o głębsze dno opowieści. Jeżeli miałbym wskazać w tym wszystkim prawdziwy skarb, to postawiłbym na niezwykły zmysł Jerry'ego Bruckheimera. Producent konsekwentnie stawia na zespół ludzi, który odwdzięcza mu się wytężoną pracą i sukcesami.
Nie ulega wątpliwości, że Gates powróci, po raz kolejny szukać skarbu (lub co mu tam scenarzyści wymyślą). 47 strona księgi tajemnic pozostaje zagadką, której warto przyjrzeć się bliżej podczas następnej pasjonującej wyprawy. W oczekiwaniu na czwartą odsłonę przygód „Indiany Jonesa" na razie musimy zadowolić się trochę słabszym odpowiednikiem kina przygodowego. Sezon poszukiwaczy skarbów oficjalnie uznaję za otwarty. Latarki w dłoń i do dzieła.
Tytuł: Skarb narodów: Księga tajemnic
Reżyseria: Jon Turteltaub
Scenariusz: Marianne Wibberley, Cormac Wibberley, Gregory Poirier
Obsada:
-
Nicolas Cage
-
Jon Voight
-
Helen Mirren
-
Ed Harris
-
Diane Kruger
-
Justin Bartha
-
Bruce Greenwood
-
Harvey Keitel
Zdjęcia: John Schwartzman
Muzyka: Trevor Rabin
Producent: Jon Turteltaub, Jerry Bruckheimer
Czas trwania: 124 minuty
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...