"Spirale strachu" - fragment
Dodane: 19-12-2007 16:48 ()
Spojrzał w jej surowe zdecydowane oczy, a kiedy się nie odezwała, zapytał: - Na pewno chcesz to załatwić w ten sposób?
Kari wyciągnęła z torebki grubą białą kopertę i podsunęła mu ją.
- Tu jest sto tysięcy dolarów. To jest moja odpowiedź.
Mężczyzna zawahał się, ale wziął kopertę i schował ją do kieszeni.
Prawie miesiąc po spotkaniu z Kari Swanson detektyw Brad Loesser siedział w swoim gabinecie i nieobecnym wzrokiem patrzył na krople deszczu spływające po szybach. Nagle usłyszał zdyszany głos dochodzący od drzwi.
- Mamy problem, detektywie - poinformował go Sid Harper.
- Jaki? - Loesser gwałtownie odwrócił się do niego. Problemy w taki wieczór... świetnie, nie ma co. Cokolwiek to było, mógł się założyć, że trzeba będzie wyjść.
- Jest trafienie z podsłuchu - odrzekł Harper.
Po spotkaniu z Kari Swanson Loesser odbył kilka rozmów z Davidem Dale'em, nakłaniając go - niemal posuwając się do gróźb - aby przestał prześladować tę kobietę. Dale potrafił doprowadzić człowieka do szału. Wydawało się, że uważnie słucha detektywa, ale najwyraźniej nic z tego wykładu do niego nie dotarło, ponieważ z uporem psychopaty zaczął opowiadać, jak bardzo on i Kari się kochają i ślub jest właściwie tylko kwestią czasu. Podczas ostatniego spotkania Dale zmierzył Loessera lodowatym spojrzeniem, po czym sam zaczął przesłuchiwać detektywa, najwidoczniej podejrzewając, że sam się durzy w Kari.
Detektywa tak zdenerwował ten incydent, że przekonał sędziego, by pozwolił założyć podsłuch w telefonie Dale'a.
- Co się stało? - spytał swojego asystenta Loesser.
- To ona do niego zadzwoniła. Kari Swanson do Dale'a. Jakieś pół godziny temu. Była dla niego strasznie miła. Poprosiła go o spotkanie.
- Co?!
- Pewnie szykuje na niego jakąś pułapkę - zasugerował Harper.
Loesser z niesmakiem pokręcił głową. Właśnie tego się obawiał. Od chwili, gdy zauważył, jak Kari przygląda się służbowej broni, wiedział, że postanowiła w taki czy inny sposób zakończyć prześladowania ze strony Dale'a. Loesser trzymał rękę na pulsie i w ciągu ostatnich tygodni często dzwonił do Kari. Niepokoiło go jej zachowanie. Wydawała się obojętna, niemal wesoła, nawet wówczas, gdy Dale parkował samochód w swoim stałym miejscu, tuż pod jej domem. Loesser doszedł do wniosku, że wreszcie zdecydowała się go powstrzymać i czeka na dogodny moment.
I wyglądało na to, że się doczekała.
- Gdzie mają się spotkać? W jej domu?
- Nie. Na starym molo przy Charles Street.
Do diabła, pomyślał Loesser. Molo stanowiło doskonałe miejsce na morderstwo - oddalone od domów i prawie niewidoczne z głównych ulic w mieście. W pobliżu były schody prowadzące do małego doku pływającego, gdzie Kari albo wynajęta przez nią osoba mogli bez trudu wrzucić ciało do morza.
Ale Kari nie wiedziała o podsłuchu - nie miała więc pojęcia, że wpadli na trop jej planów. Jeżeli zabije Dale'a, przyłapią ją na gorącym uczynku. Dostanie dożywocie za morderstwo z premedytacją.
Radiowóz z piskiem opon zahamował przed ogrodzeniem z siatki na Charles Street. Loesser wyskoczył z samochodu. Spojrzał w stronę mola, niecałe sto metrów od nich.
Przez gęstą mżawkę detektyw dostrzegł niewyraźną sylwetkę Davida Dale'a w płaszczu, ściskającego w ręku bukiet róż i zmierzającego wolnym krokiem w kierunku Kari Swanson. Wysoka kobieta stała zwrócona do Dale'a plecami, oparta o butwiejącą barierkę, wpatrując się we wzburzoną szarą wodę Atlantyku.
Detektyw krzyknął do Dale'a, każąc mu się zatrzymać. Jednak przez ogłuszający szum wiatru i fal nie słyszeli go ani prześladowca, ani jego ofiara.
- Podsadź mnie! - zawołał Loesser do swojego asystenta.
- Co takie...
Detektyw sam złączył dłonie Harpera, postawił na nich prawą stopę i przesadził ogrodzenie. Lądując na kamienistej ziemi, stracił równowagę i trochę się potłukł.
Zanim Loesser dźwignął się na nogi i zorientował się w terenie, Dale był już pięć metrów od Kari.
- Wezwij wsparcie i ambulans - krzyknął do Harpera i ruszył w dół błotnistego zbocza, wyciągając w biegu broń. - Nie ruszać się! Policja!
Ale zobaczył, że już jest za późno.
Kari gwałtownie się odwróciła i zrobiła krok w stronę Dale'a. W huku fal Loesser nie słyszał wystrzału, nie widział też wyraźnie przez gęstą mżawkę obu postaci, lecz nie miał wątpliwości, że David Dale został postrzelony. Złapał się za pierś, upuścił kwiaty, potknął się i tyłem runął jak długi na molo.
- Nie! - szepnął z rozpaczą Loesser, zdając sobie sprawę, że sam będzie naocznym świadkiem, którego zeznania zaprowadzą Kari Swanson za kratki. Dlaczego go nie posłuchała? Ale Loesser był wytrawnym profesjonalistą i panował nad emocjami, ściśle trzymając się procedur. Wycelował broń w modelkę i krzyknął:
- Na ziemię, Kari! Już!
Zaskoczyło ją nieoczekiwane pojawienie się detektywa, ale posłusznie spełniła polecenie, kładąc się na brzuchu na mokrych deskach mola.
- Ręce do tyłu - rozkazał Loesser, podbiegając do niej. Szybko nałożył jej kajdanki i przypadł do Davida Dale'a, który pośród zgniecionych róż usiłował podnieść się na kolana, wijąc się i wyjąc z bólu. Przynajmniej jeszcze żył. Loesser obrócił Dale'a na plecy i rozerwał mu koszulę, szukając rany wlotowej. - Spokojnie. Nie ruszaj się!
Lecz nie znalazł śladu po kuli.
- Gdzie dostałeś? - krzyknął detektyw. - Odezwij się. Odezwij się do mnie!
Ale zwalisty mężczyzna szlochał, miotał się histerycznie i nie odpowiadał.
Przybiegł Sid Harper, dysząc ciężko. Opadł na kolana obok Dale'a.
- Karetka będzie za pięć minut. Gdzie dostał?
- Nie wiem - powiedział detektyw. - Nie mogę znaleźć rany.
Młody funkcjonariusz także obejrzał prześladowcę Kari.
- Nie ma krwi.
Dale wciąż jednak jęczał, jak gdyby czuł ból nie do zniesienia.
- Och, Boże, nie... Nie...
W końcu Loesser usłyszał wołanie Kari Swanson:
- Nic mu nie jest. Nic mu nie zrobiłam.
- Podnieś ją - polecił Harperowi detektyw, kontynuując oględziny Dale'a. - Nic nie rozumiem. Przecież...
- Jezu Chryste - szepnął zaszokowany Sid Harper.
Loesser popatrzył na asystenta, który z otwartymi ustami wpatrywał się w Kari Swanson.
Detektyw podążył za jego spojrzeniem. Zdumiony zamrugał oczami.
- Naprawdę do niego nie strzelałam - powtórzyła z uporem Kari.
Tylko... czy to naprawdę była Kari Swanson? Ten sam wzrost, ta sama figura i włosy. Głos także brzmiał tak samo. Ale zamiast olśniewająco pięknego oblicza, które już przy pierwszym spotkaniu głęboko wryło się w pamięć Loessera, ta kobieta miała zupełnie inną twarz: okropny, garbaty nos, cienkie i nierówne usta, zbyt okrągły podbródek, zmarszczki na czole i wokół oczu.
- Pani... Kim pani jest? - wyjąkał Loesser.
Uśmiechnęła się blado.
- To ja, Kari.
- Ale... nic z tego nie rozumiem.
Obrzuciła pogardliwym spojrzeniem Dale'a, wciąż leżącego na molo, i powiedziała do Loessera:
- Kiedy przyjechał za mną do Crowell, uświadomiłam sobie, co się stanie: jedno z nas musiało umrzeć... i wybrałam siebie.
- Siebie?
Skinęła głową.
- Zabiłam osobę, na punkcie której miał obsesję: supermodelkę Kari. - Patrząc na morze i głęboko oddychając, ciągnęła: - W zeszłym roku na Karaibach poznałam chirurga plastycznego. Miał gabinet na Manhattanie, ale prowadził też darmową klinikę na Haiti, gdzie się urodził. Rekonstruował twarze ofiar rannych w wypadkach. - Roześmiała się. - Oczywiście próbował mnie podrywać, żartując, że jeżeli kiedykolwiek będę potrzebować chirurga plastycznego, mam do niego zadzwonić. Ale nie był zbyt natarczywy i spodobała mi się jego praca wolontariusza. Polubiliśmy się. Kiedy w zeszłym miesiącu uznałam, że muszę coś zrobić z Dale'em, zadzwoniłam do niego. Pomyślałam sobie, że jeżeli potrafi przywracać zdeformowanym twarzom normalny wygląd, to z pięknej twarzy też potrafi zrobić normalną. Spotkałam się z nim w Nowym Jorku. Najpierw nie chciał przeprowadzić tej operacji, ale dałam mu sto tysięcy na klinikę. Zmienił zdanie.
Loesser przyjrzał się jej badawczo. Nie była brzydka. Wyglądała po prostu przeciętnie - jak jedna z dziesięciu milionów kobiet, które co dzień mija się na ulicy, nie zwracając na nie uwagi.
Przez szum wiatru przebił się żałosny jęk Davida Dale'a, którego przyczyną nie był fizyczny ból, lecz przerażenie - że wielbiona przez niego piękność na zawsze odeszła.
- Nie, nie, nie...
- Mógłby mi pan to zdjąć? - spytała Loessera Kari, pokazując skute ręce.
Harper rozpiął jej kajdanki.
Gdy Kari otulała się szczelniej płaszczem, nagle powietrze rozdarł oszalały głos, wznosząc się ponad ryk fal:
- Jak mogłaś?! - krzyczał Dale, gramoląc się na kolana. - Jak mogłaś mi to zrobić?
Kari kucnęła przed nim.
- Tobie? - rzuciła wściekle. - Guzik ci do tego, jak wyglądam, kim jestem, jak żyję. Nie mam i nigdy nie miałam z tobą nic wspólnego! - Chwyciła w dłonie jego głowę, próbując obrócić ją do siebie. - Popatrz na mnie.
- Nie! - Usiłował odwracać od niej wzrok.
- Popatrz na mnie!
Wreszcie spojrzał.
- Kochasz mnie jeszcze, Davidzie? - spytała z lodowatym uśmiechem na nowej twarzy.
Wyrwał się jej ze wstrętem i zaczął uciekać w kierunku ulicy. Potknął się, zaraz się podniósł i coraz szybciej oddalał się od mola.
Kari Swanson wstała, krzycząc za nim:
- Kochasz mnie, Davidzie? Kochasz mnie jeszcze? Kochasz?
Dziękujemy wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie fragmentu do publikacji.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...