"Przerwana lekcja" - fragment
Dodane: 19-12-2007 11:27 ()
Mariusz Kaszyński
Przerwana lekcja
(fragment - „Księga strachu")
Zbyszek stał na korytarzu i wpatrywał się w przeszklone drzwi prowadzące na zewnątrz. W każdej chwili na doskonale przez nie widoczny parking mogła wjechać karetka. Od telefonu minęło już dziesięć, może nawet piętnaście minut, a przecież szpital nie był daleko.
- Jeszcze ich nie ma? - usłyszał słaby głos Jolki.
Odwrócił się, starając się przywołać na usta uśmiech. Nie miał zielonego pojęcia, czy sytuacja jest poważna, chyba nikt w ich grupie nie miał, ale Jolka przeżywała wszystko najbardziej. Stała blada, co chwila niespokojnie zerkając na otwarte drzwi klasy.
A wszystko przez to, że Ileana Ionete źle się poczuła. Przez ponad trzydzieści minut jak zwykle, bez żadnych oznak zmęczenia czy skrywanego cierpienia, prowadziła lekcję, a potem nagle umilkła w pół słowa. Nim ktokolwiek zdążył zareagować, usiadła i chwyciła się za klatkę piersiową. Zdaniem Zbyszka, tak gdzieś w okolicach serca. Na twarzy kobiety pojawił się ból, jej rysy stężały.
Zadzwonili po karetkę prawie natychmiast, tym bardziej że Ileana siedziała w bezruchu, nie odpowiadając na pytania. Czy coś się stało? Czy źle się pani czuje? Czy coś panią boli? Nic, nawet słowa. Co najwyżej wodziła wzrokiem po ich twarzach, a jej usta drżały. Tak jakby szeptała, ale bardzo, bardzo cicho.
- Może ktoś powinien wyjść przed budynek? - Wiktor wyrwał Zbyszka z zamyślenia. - Tak na wszelki wypadek, jakby nie mogli trafić.
- Masz rację, chodźmy - poparła Wiktora Weronika.
Zbyszek patrzył, jak wychodzą na zewnątrz. On został na miejscu razem z Jolką i Przemkiem. Stali we trójkę na korytarzu, prawie się do siebie nie odzywając. Ileana została z Mateuszem, Agatą i Anką. To była już cała grupa. Osiem osób. Ośmiu zapaleńców mających tak posrane w głowach, by uczyć się rumuńskiego. Nie angielskiego, niemieckiego, czy wracającego znów do łask - a może raczej do mody - rosyjskiego. Nie, oni wybrali język mieszkańców Transylwanii. Rzecz jasna nie tylko Transylwanii, ale ponoć właśnie stamtąd pochodziła Ileana. W każdym razie tak mówiła. Czy tkwiło w tym choć ziarno prawdy, trudno było stwierdzić. Może jej słowa miały być jedynie chwytem marketingowym? Jeśli tak, to udało się jej. W stu procentach. Oprócz słownictwa i gramatyki liznęli także trochę folkloru. Właściwie nie zdarzało się, by bez ważnych powodów ktoś nie zjawił się na zajęciach. A wszystko przez aurę, jaką roztaczała lektorka. Zbyszek niejednokrotnie odnosił wrażenie, że wystarczy, by uniósł głowę, a zobaczy przed sobą posępne szczyty Karpat.
- Nic jej nie będzie? - Jolka skubała nerwowo brzeg jasnoniebieskiego swetra.
Zbyszek spojrzał na nią z sympatią. Lubił ją, nawet bardzo. Miła, inteligentna, zwykle uśmiechnięta, tylko za bardzo się przejmowała. Jej błękitne oczy, teraz nieco przysłonięte opadającą na czoło jasną grzywką, taksowały na zmianę obu chłopaków, jakby szukając potwierdzenia, że wszystko jest - a w każdym razie będzie - w najlepszym porządku.
- Jasne, że nie - zapewnił.
Wcale nie był tego pewny. Ale co niby miał powiedzieć? Że nie wie? To zdecydowanie nie był najlepszy pomysł.
- Zajrzę do nich na chwilę - dodał.
Spodziewał się, że Jolka albo Przemek ruszą za nim, ale oboje zostali na korytarzu. Dziewczyna chyba nawet chciała iść, ale Przemek ją zatrzymał. To dobrze, po co miała się dodatkowo stresować.
Zbyszek wszedł do klasy. Ileana leżała na podłodze, obok niej klęczeli Agata i Mateusz. Anka stała przy oknie i wyglądała na zewnątrz. Troje bladych kursantów i jeszcze bledsza lektorka. Co prawda co kilka minut do sali zaglądała sekretarka, pani Maria, ale teraz akurat jej tu nie było.
- Czy już przyjechali? - W jakiś sposób Anka wyczuła jego obecność.
- Nie, jeszcze nie. A jak sytuacja?
Mateusz skrzywił się i to wystarczyłoby za całą odpowiedź.
- Nadal nic nie mówi - oznajmiła Agata. - Tylko tak porusza ustami... i patrzy.
Ileana obróciła odrobinę głowę i Zbyszek pochwycił jej wzrok. Przeszły go ciarki. W jej spojrzeniu krył się ból i coś jeszcze, czego nie potrafił zinterpretować.
- Może zadzwonić drugi raz? - spytał, odruchowo sięgając po komórkę.
- Dajmy im jeszcze pięć minut - rzuciła Anka. - Na pewno już jadą.
Zbyszek wzruszył ramionami. Pewnie miała rację, dla niego jednak najgorsze było to czekanie. Bezczynność - i związania z nią bezsilność - wykańczała go. Każda minuta ciągnęła się w nieskończoność. Gdyby nie miał zegarka, przysiągłby, że minęło już kilka godzin.
- Są! - dobiegł go pisk z korytarza. Głos należał do Jolki.
Cofnął się. Do sali zbliżało się dwóch mężczyzn i kobieta. Wszyscy troje w jaskrawych pomarańczowych strojach. Zbyszek rozpoznał jednego z mężczyzn. Tadeusz był przyjacielem jego ojca.
- Tutaj! - zawołał, choć zdecydowanie było to zbyteczne. Wiktor już wskazał drogę.
Załoga karetki weszła do klasy, nakazując gestem, by wszyscy opuścili pomieszczenie. Po chwili drugi z mężczyzn, ten którego Zbyszek nie znał, wrócił szybkim krokiem po nosze.
Badanie nie trwało długo. Sanitariusze ułożyli Ileanę na noszach i natychmiast skierowali się do karetki.
- To twoja nauczyciela? - ni to spytał, ni to stwierdził Tadeusz, widząc spojrzenie Zbyszka.
Chłopak skinął głową.
- Co z nią?
Mężczyzna cicho westchnął.
- Kiepsko.
- Wyjdzie z tego?
Tadeusz skrzywił się, jakby nie chciał odpowiadać na to pytanie. Mimo to zatrzymał się i pokręcił głową.
- Nigdy nic nie jest przesądzone - powiedział wyraźnie wbrew sobie.
Zbyszek nachylił się nad Ileaną. Kobieta była przeraźliwie blada. Oczy miała zamknięte i gdyby nie wciąż poruszające się usta, przysiągłby, że nauczycielka śpi. A może już umarła? - przemknęło mu przez myśl.
Nagle drgnęła i jej powieki się uniosły. Zbyszek dostrzegł wpatrzone w siebie źrenice. Były zwężone, na ich dnie kryło się coś tak zimnego, że aż cofnął się o krok. Przywidziało mi się, pomyślał, dygocząc, musiało mi się przywidzieć.
Dziękujemy wydawnictwu Runa za udostępnienie fragmentu do publikacji.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...