Imladris 2007 - druga relacja

Autor: Paweł "Kessell" Jarosz Redaktor: Krzyś-Miś

Dodane: 17-11-2007 00:00 ()


 

W dniach 26-28 października w krakowskim ognisku YMCY przy ulicy Krowoderskiej 8 odbyła się  11 już edycja konwentu Imladris. Zachęcony licznymi głosami postanowiłem sam sprawdzić co w Imladrisie piszczy i sprawę zbadać empirycznie. Zrażony jednak ostatnim Krakonem, obiecałem sobie obiektywizm i starałem się podejść do tematu krakowskiego konwentu rzetelnie. Nie sposób było jednak nie pokusić się o małe analogie. Ujmę to jednak krótko - najlepiej o konwencie świadczy to, że poza powtarzającymi się nazwiskami organizatorów Imladris miał niewiele wspólnego z Krakonem. Chociaż wpadek, tak jak każdy konwent uniknąć nie mógł.

            Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że recenzje tę traktuje jako podsumowanie konwentu, który jest w moich oczach jednym z wielu skupiających około 200 uczestników średnich konwentów. Nie oczekiwałem od niego super specjalnych fajerwerków i takich też nie otrzymałem. Zabrakło wielu atrakcji, które przy drobnym nakładzie sił i prawie zerowym nakładzie kosztów mogły się w programie znaleźć. Zacznijmy jednak od początku..

            Już podczas wstępnego przeglądania strony konwentu moją  uwagę przykuła znakomita lokalizacja. Ulica Krowoderska, dla niezorientowanych jest położona około 5 minut od Dworca Głównego i około 10 minut drogi od Rynku Głównego. Czyli prawdę powiedziawszy całą starą część Krakowa mamy na wyciagnięcie ręki. Kolejny plus za sam budynek YMCA. Bardzo klimatyczne, drewniane wnętrza dodawały niesamowitego klimatu  punktom programu.. zresztą samo przebywanie na korytarzach było przyjemnością. Chociaż z drugiej strony trzeba zaznaczyć, że miejsca nie było za dużo i gdyby zjawiło się dodatkowe pół setki uczestników, klimat zmienił by się z przyjemnego w co najmniej klaustrofobiczny.

            Co do samego programu - przedstawiał się naprawdę solidnie: cztery bloki programowe, kilka spotkań z pisarzami, sporo prelekcji, kilka konkursów. Tylko prawdę mówiąc ja, jako że średni ze mnie Rpgowiec, mogłem wybierać z zaledwie kilku punktów, a w tym dokładnie(!) jednego konkursu (mowa tutaj oczywiście o konkursie muzycznym, który zresztą nie odbył się w planowym terminie i został przełożony na niedzielę; w niedzielę natomiast po piętnastu minutach oczekiwania na prowadzących został odwołany permanentnie). Nie odbył się także konkurs D&D z przyczyn niezależnych od organizatorów, co jednak muszę odnotować. Fakt, faktem -  program oparty był na prelekcjach o systemach RPG, konkursach  RPGowych, kilku prelekcjach o Dzikim Zachodzie oraz na tematyce związanej z bronią. Trzeba jednak przyznać, że poziom prelekcji dotyczących motywu przewodniego konwentu (Dziki Zachód) był naprawdę wysoki.

Reasumując, program mógłby być nie tyle lepszy, co bardziej urozmaicony.

            Przechodząc do rzeczy około konwentowych czyli games roomu, sleeping roomu, barku konwentowego itp. Games room na Imladrisie działał i to 24/h (właściwie możnaby to uznać za standard, jednak całodobowy games room to fajna rzecz i szkoda tylko, że niektórzy orgowie o tym zapominają). Czasami uczestnikom pozostawało jedynie tylko to miejsce, by w jakikolwiek sposób zająć sobie czas. Na terenie konwentu pod noclegi została oddana duża sala gimnastyczna, która doskonale spełniła swoją rolę. Sporo miejsca i panujący tam porządek można zapisać orgom in plus. Na konwencie otworzony również został barek dla uczestników. Spore menu, wybór napojów, przekąsek itp. mógł zadowolić każdego przeciętnego zjadacza chleba. Temat palenia na konwencie został rozwiązany, jak na ta porę roku, trochę mało przewidująco. Stanie na deszczu na pewno nie przypadło wielu palaczom do gustu. No ale mówi się trudno, albo.. sami tego chcecie, nędzni truciciele.

            Zaskoczył mnie bardzo fakt, że konwent posiadał własny plakat, szczególnie po olbrzymich problemach z jego wypuszczeniem na Krakonie (okazało się, że na terenie Krakowa można jednak  rozlepiać plakaty a drukarnie, mimo obiekcji przyjmują zamówienia od satanów-fantastów). Pewne rzeczy jednak się nie zmieniają. Chodzi mi o laminowane identyfikatory i chroniczny brak miejsca na wpisanie własnego Nicku. Pozwalając sobie na trochę złośliwości, mogę tylko przypuszczać, że organizatorzy chcieli zrobić konwent jedynie dla sobie tylko znanego światka. Tak więc minus. Informator bez zarzutu. Standardowa książeczka informująca co, gdzie i jak. Nic dodać, nić ująć.

            Teraz kilka słów o tym czego nie otrzymałem, a czego bardzo mi na konie brakowało. Przede wszystkim nie miałem sposobności zobaczenia żadnych pokazów. Nie uświadczyłem ani fire-show ani jakichkolwiek pokazów bractw rycerskich, którymi przecież to miasto królewskie jest silne. Nie było najzwyczajniej czym zająć wolnego czasu. I chociaż zorganizowano parę sesji i larpów, to nie widziałem na przykład w ogóle bitewniaków.

            Podsumowując, tak jak wspomniałem na początku. Liczyłem na średni konwent i taki otrzymałem. Kilka przyjemnych niespodzianek ale też i kilka wpadek. Sprawa oczywista, że chciałoby się otrzymać produkt w pełni doskonały z wszystkimi certyfikatami jakości i spełniający najbardziej rygorystyczne normy. Jednak nie zawsze Unia wszystkiego dopilnuje. Cóż, na pewno przyjdę na ten konwent za rok. Jak pojawił się już plakat to dlaczego np. za rok ma nie pojawić się zmieniony identyfikator. Małymi kroczkami ale do przodu.

 

Korekta: Joanna "Siata" Siatka


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...