Pyrkon 2024 - relacja
Dodane: 05-07-2024 20:03 ()
W kontekście niemocy sprawczej organizatorów Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier dotyczącej sprowadzania w ostatnich latach do Łodzi zagranicznych gwiazd obrazkowego medium poznański Pyrkon powoli staje lub już stał się pod tym względem najciekawszym i najwartościowszym wydarzeniem w kraju nad Wisłą. Przynajmniej dowiodły tego dwie ostatnie edycje. Należy trzymać kciuki, aby i tegoroczna odsłona spełniła pokładane w niej nadzieje. Oczywiście każdy będzie rozumiała pojęcie „gwiazda” inaczej. Wszak uczciwie przyznać należy, że Pyrkon w swoim portfolio nie ma aż tylu gorących nazwisk co MFKiG, jednak ostatnie dwadzieścia cztery miesiące pokazały, że strefę autografowo-wrysową można zorganizować na zupełnie innych zasadach niż, mają to w zwyczaju łódzcy działacze. Najlepiej pasujące do tej sytuacji słowo to: normalność. Jasne, nadal organizatorom Pyrkonu zdarzają się niedociągnięcia (brak wyczerpującej informacji na niektóre tematy), czy zadbanie o wygodę dla odwiedzających (miło byłoby, gdyby w ubiegłorocznej strefie autografów pojawiło się, chociaż kilka ławek, ponieważ jej przestrzeń w pełni to umożliwiała). Przydałby się też pilnujący porządku wolontariusz towarzyszący każdej artystce bądź artyście przez cały czas trwania programowego dyżuru. Bywało bowiem tak, że momentami robił się niepotrzebny, mały bałagan. Oczywiście nie taki, jak na tradycyjnych festiwalach komiksowych, w których królują listy kolejkowe, hałas, tłum mający problem w staniu w porządku, stanie w kilku kolejkach jednocześnie itp. Itd. Pod tym względem Pyrkon i MFKiG dzieli bezdenna przepaść. Szkoda tylko, że niektóre zwyczaje „komiksowa” próbują być transferowane na poznański grunt. Na szczęście wolontariusze cechują się bystrością umysłu i większość tej patologii udaje się tępić w zarodku.
Wracając do międzynarodowych gości – tak jak w 2023 roku, tak rok ubiegły sprowadził do wielkopolski szereg bardzo zróżnicowanych, ciekawych i utalentowanych osób parających się komiksowym medium. Prym wiódł tu Olivier Ledroit, który niestrudzenie przez cały weekend obdarzał cierpliwie oczekujących w kolejkach fantastycznymi grafikami głównie przedstawicielek płci pięknej często w uwodzicielskich, ale wcale nie wulgarnych pozach („Całe szczęście, że naturą martwą jednak były…”). Delikatne szkice pokrywane najczęściej pomarańczową bądź niebieską farbą wprawiały w zachwyt, a wyobraźnia i otwartość artysty wobec fanów nie miała granic. Bez problemu radził sobie z czarną wyklejką, jak i z tworzeniem jednej spójnej grafiki w trzech komiksach z serii „Wika” na raz ! Tym bardziej szkoda, że wydawnictwo Scream Comics, które partycypowało w kosztach przyjazdu Ledroita, miało wielki problem z jasnym i czytelnym przekazem, że w danej sesji autografów można podchodzić do autora tylko z komiksem opublikowanym przez tę oficynę. Doszło do przypadków, że ludzie czekający z woluminami wydanymi przez Studio Lain („Sha”) byli odprawiani z kwitkiem. Zdaję sobie sprawę, że w dzisiejszych cyfrowych czasach, trudno jest przygotować kartkę z odpowiednią informacją, która mogłaby znaleźć się przy stoliku zaproszonego gościa. No, ale to są właśnie standardy komiksowa, wykuwane i utrwalane latami na polskich festiwalach poświęconych temu medium.
Przeciwieństwem do nieskrępowanej twórczości Ledroita, któremu prawdopodobnie nie zdarzyło się w ten weekend stworzyć dwóch takich samych wrysów, był David Lloyd – autor warstwy graficznej do legendarnego dzieła pióra Alana Moorea „V jak Vendetta”. Pomimo iż była to już kolejna (trzecia, czwarta?) wizyta Brytyjczyka w naszym kraju, to kolejka do jego stoiska (tak, tak stoiska, ponieważ za każdy rysunek należało uiszczać opłatę w wysokości 50zł) wydawała się w ogóle nie zmniejszać. A Lloyd, mający już swoje lata cierpliwie raz po raz brał do ręki kartkę i kredkę i uruchamiał swoje „wewnętrzne ksero”. V, John Costantine, Obcy... Ten sam profil, ta sama pozycja, co jakiś czas inny kolor. Pięć dych, uśmiech, ewentualna wspólna fotografia i następny, choć z każdą godziną pracy coraz wyraźniej malowało się zmęczenie na jego twarzy. Kiedy zaś proszoną go, o narysowanie innej postaci, maszyna przestawała pracować już tak sprawnie, jakby w jej tryby wpadły ziarenka piasku. Zdarzyło się też, że Lloyd odmówił wykonania jakiejkolwiek grafiki jednej z osób.
Trzecim zagranicznym gościem ubiegłorocznego Pyrkonu był Fernardo Dagnino, którego dokonania można podziwiać w wydanym przez Egmont „Blade Runner: Początki”. Uśmiechnięty Hiszpan, charakteryzujący się bardzo klasyczną, amerykańską kreską rysował z wielką pieczołowitością każdą postać, o którą go poproszono, przy tym starannie dobierał narzędzia pracy do rodzaju papieru. To właśnie on poświęcał najwięcej czasu na jeden rysunek. Stawkę zagranicznych gości uzupełniła Eleonora Carlini („Suicide Squad”, „Green Arrow”). Włoszka z kolei stawiała kreski szybko, nieco nonszalancko. Brakowało w jej grafikach szczegółu nadającego im wyrazistości. Jednak trzeba przyznać, że postaci rysowane w maskach prezentowały się o wiele barwniej.
Do Poznania zostali zaproszeni również rodzimy autorzy. Kolejka do Michała „Śledzia” Śledzińskiego, który wpadł dosłownie na chwilę, była długa. Jak widać popularność twórcy „Osiedla Swobody” wcale nie maleje. Tomasz Samojlik obdarzał rysunki swoim charakterystycznym humorem. Powracający do festiwalowego życia Mateusz Skutnik udowodnił, że nie wyszedł z formy i za pomocą ołówka i farb potrafi na papierze wyczarować małe dzieło sztuki. Natomiast Jan Skarżyński pięknie rysował Muminki, naprawdę pięknie.
Strefa komiksowa Pyrkonu ewoluuje. Ze swoistego eksperymentu, który zaistniała w 2023 roku, kiedy żaden odwiedzający nie wiedział, z czym to się je, rok 2024 udowodnił, że droga, którą obrali organizatorzy, jest słuszna, a fani medium szybko zaakceptowali ich rozwiązania. Zagraniczni i polscy goście mający kilka dyżurów przez cały weekend są dostępni na wyciągnięcie ręki. Bez całonocnego stania i komitetów kolejkowych, wykluczających osoby soza komiksowa. Można podejść i poprosić o rysunek, który autor może spokojnie wykonać, nie zwracając uwagi na ograniczenia czasowe (te są, ale znacząco mniejsze). Jakość tych prac jest nieporównywalna z tym, co zazwyczaj prezentują rysownicy podczas innych festiwali. Oczywiście, gdyby podobne warunki były stworzone w Łodzi lub Warszawie, być może zaistniałaby taka sama sytuacja... Jednak jest jedna znacząca różnica, którą widać na Pyrkonie. A mianowicie duża, ba przeważająca reprezentacja osób, dla których zbieranie wrysów to nie choroba lub sport, a po prostu chęć poznania danego artysty. I to jest właśnie obecnie najlepsze miejsce w Polsce do tego celu.
comments powered by Disqus