„Terapia grupowa” - recenzja
Dodane: 23-02-2024 22:14 ()
Ostatnio złapałem się na tym, że zapowiedzi nowych komiksów Manu Larceneta przyjmuję z pewną obawą. Nie ma co udawać, lektura „Raportu Brodecka” i dwóch opasłych tomiszczy „Blasta” zrobiły swoje. Te ambitnie skrojone i artystycznie bezkompromisowe komiksy dają masę czytelniczej frajdy, ale też drenują człowieka emocjonalnie do spodu. Dlatego do „Terapii grupowej”, najnowszej propozycji Mandioki, polskiego ambasadora twórczości Larceneta, podchodziłem trochę, jak pies do jeża, węsząc pułapkę. I poniekąd miałem rację, ale po kolei.
„Terapia grupowa” to zamknięte w albumie trzy tomy opowieści o artyście poszukującym wyjścia z twórczego impasu. A że, jak to w przypadku artystów bywa, sztuka nierozerwalnie przeplata się z życiem, historia Jean-Pierre’a Boua-Pasztette, ukrywającego się pod pseudonimem Manu Larcenet, jest także opisem wysiłków i prób wyjścia z egzystencjalnej doliny. Bardzo głębokiej doliny. Warto tę uwagę traktować serio, bo mimo żartobliwej konwencji, jaką przybrał na potrzeby tej opowieści Larcenet, „Terapia grupowa” to komiks nie mniej dojmujący niż przywołane tytuły. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że „Terapia grupowa” to „Blast” na wesoło, bo ciężar gatunkowy historii Pasztette’a – dalekiego kuzyna Polzy Manciniego – w wielu wymiarach, począwszy od podobieństw czysto fizycznych, zostaje w najnowszym komiksie utrzymany, mimo zaprogramowanego przez autora śmiechu z puszki, który rozlega się co rusz. Dzieje się tak przede wszystkim z powodu zmiany perspektywy czytelnika, bo o ile „Blast” stawiał nas, mimo wszystko, w komfortowej pozycji zewnętrznego obserwatora – „Terapia grupowa” zmusza do współuczestnictwa w procesie zdrowienia alter ego Larceneta.
Obsesyjna potrzeba przełamania artystycznego impasu i marzenie o stworzeniu dzieła życia, generuje w „Terapii” szereg pytań i wyzwań formalnych. Czym miałby być taki komiks? Jaki pomysł i konwencja będą wystarczająco nośne, by dźwignąć i efektownie spuentować dotychczasowy dorobek Manu Larceneta? No i przede wszystkim - jak się do tego zabrać, gdy żadne pomysły nie przychodzą do głowy, a autor jest pogrążony w depresji? Od pierwszych stron „Terapia grupowa” szuka więc języka wyrazu, lawirując między kartonowym przerysowaniem, westernem, mangą, horrorem, opowieścią superbohaterską, malarstwem średniowiecznym czy komiksem zjadliwie parodiującym korpo-relacje. Wydawałoby się, że takie nagromadzenie atrakcji wizualnych posuwa opowieść do przodu, ale to tylko pozór, bo wyczerpanie autora tłumione potężnymi dawkami leków ledwo markują wysiłek, z jakim Larcenet próbuje wiązać tę historię. Opowieść żyje dzięki energetycznym wyładowaniom chwilowych zachwytów (blast?), które po chwili zamieniają się w rozpacz i bezsilność. Tak, jak ma to miejsce w przypadku dwóch potencjalnie nośnych pomysłów – jednym, który autor „Terapii grupowej” znalazł w cytacie z Nietzschego dotyczącym procesu twórczego („trzeba mieć chaos w sobie, by porodzić tańczącą gwiazdę”) oraz drugim – wierszu Baudelaire’a „Albatros”, opisującym brutalne zderzenie artysty z rzeczywistością. Larcenet przymierza oba pomysły do różnych konwencji, sam chyba do końca nie wierząc w ich potencjał narracyjny, poza tym, że oba akuratnie obrazują jego bezradność. Ale bohater wciąż próbuje. Wędruje przez epoki, szukając natchnienia w rozmowach z luminarzami światowego malarstwa pokroju Cezanne’a czy van Gogha, bada prapoczątki sztuki narracyjnej, studiując naskalne malowidła. Medytuje z buddyjskimi mnichami, szukając życiowej stabilności, rekapituluje metodę twórczą Stendhala, by ostatecznie, za namową rodziny, po kolejnym załamaniu nerwowym, zgłosić się na leczenie do zakładu psychiatrycznego.
Te wszystkie perypetie są jednocześnie niezmiernie zabawne i przygnębiające, bo Larcenet nie potrafi opowiadać o rzeczach błahych, mierząc się w każdym komiksie z pytaniami ostatecznymi. Wątek rodziny borykającej się z artystą w kryzysie, który próbuje „porodzić z chaosu tańczącą gwiazdę”, wzrusza, jednocześnie bezlitośnie batożąc autora jako jednostkę samolubną i trudną do zniesienia. Pasztette-Larcenet bywa błyskotliwy i bezlitosny w osądach, szuka atencji, ale też momentami przeraża, gdy twórczą inercję próbuje zagłuszyć wizjami bezprzykładnej przemocy. Wiecie, to ładnie da się podciągnąć pod kryterium czarnego humoru, którego w „Terapii grupowej” nie brakuje, ale ja bym na tego gościa uważał. Koniec końców, klucz do sukcesu po trzech tomach poszukiwań i morderczej walki, Larcenet odnajduje w słowach „najpierw trzeba odczuć to, co chce się wyrazić” i bez wątpienia udaje mu się zmusić czytelnika, by odczuł to samo. Czyli sukces, prawda?
Osobne słowa uznania należą się tłumaczowi Pawłowi Łapińskiemu, który odczuwał wszystkie stany mentalne Manu Larceneta z podziwu godnym zaangażowaniem i inwencją.
Tytuł: Terapia grupowa
- Scenariusz: Manu Larcenet
- Rysunki: Manu Larcenet
- Tłumaczenie: Paweł Łapiński
- Wydawca: Mandioca
- Data publikacji: 07.02.2024 r.
- Druk: kolor
- Oprawa: twarda
- Format: 215x290 mm
- Stron: 168
- ISBN: 978-83-968439-5-1
- Cena: 139 zł
Dziękujemy wydawnictwu Mandioca za udostępnienie komiksu do recenzji.
comments powered by Disqus