„Jeremiah” tom 26: „Port cieni” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 27-12-2023 23:27 ()


Na niektórych etapach tej długowiecznej serii przytrafiały się nieliczne momenty, gdy duet jej protagonistów spędzał nieco czasu w jednej lokalizacji. W tej akurat odsłonie ich perypetii sprawy mają się bardziej standardowo, tj. Jeremiah i Kurdy znów są w trasie. Jak się jednak okaże, krótkotrwały postój na morskim wybrzeżu przejawi się ich udziałem w kolejnej intrydze.

Zażywający bowiem sjesty ratują oni życie tonącej kobiecie imieniem Milova. Prędko okazuje się, że jest ona mieszkanką kolejnej już enklawy ocaleńców z konfliktu, którego „konsekwencją” jest świat przemierzany przez Jeremiaha i Kurdy’ego. Jak to na ogół w przypadku funkcjonujących w odseparowaniu wspólnot bywa, także ta rządzi się specyficznymi prawidłami. Społeczności tej przewodzi samozwańczy kaznodzieja i to właśnie on narzuca ton mieszkańców nadmorskiej osady. Dodajmy, że opresyjny i obyczajowo mocno krępujący. Jak nietrudno się domyślić, wśród wspomnianej wspólnoty nie brakuje cichych kontestatorów tego stanu rzeczy. Przybycie pary zaradnych obieżyświatów okazuje się czynnikiem destabilizującym delikatną równowagę wspólnoty. Nawet pomimo okoliczności, że obaj wspomniani, najchętniej jak najszybciej opuściliby ten „raj” na ziemi.

„Port cieni” to typowa dla tej serii fabuła. Tak jak chwilę temu wspomniano pojawienie się Jeremiaha i Kurdy’ego mimowolnie doprowadza do zaburzenia zastanego przez nich status quo. Prawidła epiki zostają zatem przez autora serii zachowane i także tym razem obaj bohaterowie uczestniczą w przełomowym dla napotkanej społeczności wydarzeniach. Teoretycznie nie dzieje się tu nic, czego wcześniej już nie widzieliśmy w poprzednich odsłonach tej serii (by wspomnieć choćby album „Dzicy spadkobiercy”). Zmienia się jedynie scenografia i do pewnego stopnia także rekwizytorium. A jednak autorska klasa Hermanna sprawia, że każda kolejna okazja do przyjrzenia się „dokonaniom” obu rozrabiaków, ucieleśnień idei tzw. słonia w składzie porcelany. To zresztą jedna z cech twórczego „sznytu” tego autora – tj. biegłość rzeczonego w umiejętnym ujmowaniu tych samych motywów na wiele sposobów. Przy czym nie oznacza to bynajmniej wtórności i przysłowiowego kręcenia się w kółko. Świat przedstawiony tej serii rozwija się nadal, ulegając systematycznemu poszerzeniu. O znużeniu w przypadku dalszego rozpoznawania tej realizacji nie może być zatem mowy.

„Ardeński Dzik” przyzwyczaił czytelników również do wysokiej jakości warstwy plastycznej jego prac. Nie inaczej sprawy mają się także przy okazji niniejszej fabuły, podobnie jak wcześniejsze epizody tej serii, rozrysowanej z pieczołowitością o każdy szczegół realiów kreowanych. Bezbłędnie ujęto dynamikę poszczególnych scen, przekonująco „rozgrywając” również sceny statyczne. Gestykulacja i mowa ciała u poszczególnych uczestników tej opowieści również jest bez zarzutu. Oczywiście nie mogło zabraknąć tak lubianych przez tego autora scen rozgrywających się po zmroku. W nich to bowiem daje on upust wypracowanej przezeń technice nakładania zróżnicowanych odcieni szarości na wykonane ołówkiem rysunki.

Nie zaskakuje zatem okoliczność, że niniejsza seria niezmiennie cieszy się statusem klasyka europejskiego komiksu. Znać bowiem, że dla szanownego autora jest ona szczególna, a co za tym idzie, przykłada się on do jej realizacji.

 

Tytuł: „Jeremiah” tom 26: „Port cieni”

  • Tytuł oryginału: „Un port dans l’ombre”
  • Scenariusz i rysunki: Hermann Huppen  
  • Tłumaczenie z języka francuskiego: Wojciech Birek
  • Wydawca wersji oryginalnej: Dupuis
  • Wydawca wersji polskiej: Elemental
  • Data premiery wersji oryginalnej: październik 2005
  • Data premiery wersji polskiej: 20 listopada 2023
  • Oprawa: miękka
  • Format: 210 x 290 mm
  • Druk: kolor
  • Papier: kredowy
  • Liczba stron: 48
  • Cena: 45 zł  

 Dziękujemy wydawnictwu Elemental za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus