„Aquaman i zaginione królestwo” - recenzja

Autor: Michał Chudoliński Redaktor: Motyl

Dodane: 26-12-2023 21:11 ()


Zapoczątkowane przez Zacka Snydera uniwersum kończy się nie z hukiem, lecz z piskiem. Spoglądając na historię jego powstawania, trudno byłoby uwierzyć, że uda się z tego ambarasu zrobić dobry film. W zasadzie proces tworzenia go od kuchni jest ciekawszy od samego filmu, o którym można powiedzieć jedynie: nijaki.

Ile bólu głowy miał James Wan przy tym filmie… Powiedzieć, że produkcja była pechowa to za mało. Wisiało nad nią wręcz fatum. Oprócz zarazy i problemów wewnątrz Hollywood, zwłaszcza problemów finansowych Warner Bros., doszły jeszcze skandale obyczajowe wokół Amber Heard.

Odtwórczyni Mery, kluczowej postaci drugoplanowej pierwszego „Aquamana”, stała się persona non grata wśród fanów. Ci w internecie publicznie oznajmiali, że nie pójdą do kin ze względu na powtórny występ Heard. Wymusiło to pospieszne robienie produkcji niemal od nowa. Postanowienia względem nowego filmowego uniwersum Jamesa Gunna i nagłe zmiany w filmie „The Flash” poczyniły kolejne zamieszanie.

„Aquaman i zaginione królestwo” jest niczym więcej niż zgniłym kompromisem między filmem, jaki miał być, a okrutnymi realiami cancel culture. Ucierpiała przy tym sztuka, ale też dobra rozrywka. Koniec końców to generyczna produkcja, której intryga jest prosta – żądny zemsty Black Manta porywa dziecko Aquamana, aby wskrzesić tytułowe zaginione królestwo. A skoro Amber Heard nie może spełnić swojej roli, na jej miejsce wprowadzono poprzedniego złola, króla Orma (w tej roli Patrick Wilson).

Do poprzedniego „Aquamana” mam stosunek taki, że jest on moim guilty pleasure. Oglądając go, czułem się jak niesforne dziecko na placu zabaw, ciesząc z głupotek i nonsensów. Film był niczym więcej jak frajdą czynioną od serca, z ciekawymi akcentami z kina grozy. W „Zaginionym królestwie” wszelka para entuzjazmu zeszła niepostrzeżenie. Głównie dlatego, że wydźwięk „buddy movie” jest dość nienaturalny. Przyjaźń między Arthurem a Ormem wygląda na wymuszoną tak bardzo, że trudno produkcję tę odbierać inaczej jak arogancki skok na pieniądze biednych fanów.

Jak zawsze u Wana jest wiele do podziwiania. Scenografia prezentuje się niesamowicie. Światotwórstwo Atlantydy zapiera dech w piersiach. Szkoda tylko, że w tej pięknej maszynie nie ma duszy. Jest to fatyga superbohaterska na pełnej kurtyzanie. Nie pomaga również świadomość, że wszelkie zmagania finalnie nie mają żadnego znaczenia, gdyż z następną produkcją filmowe uniwersum DC zostanie zrestartowane. I w tym wszystkim najbardziej żal mi reżysera, którego uważam za jednego z bardziej utalentowanych współczesnych twórców horrorów. Szkoda, że musiał uczestniczyć w takim cyrku. I dodatkowo oberwał rykoszetem absolutnie niezasłużenie.

Ocena: 2/10

Tytuł: „Aquaman i zaginione królestwo”

Reżyseria: James Wan

Scenariusz: David Leslie, Johnson-McGoldrick

Obsada:

  • Jason Momoa
  • Amber Heard
  • Nicole Kidman
  • Temuera Morrison
  • Patrick Wilson
  • Yahya Abdul-Mateen II
  • Dolph Lundgren
  • Martin Short
  • Jani Zhao
  • Pilou Asbæk
  • Indya Moore

Muzyka: Rupert Gregson-Williams

Montaż: Kirk Morri

Zdjęcia: Don Burgess

Scenografia: David Morison

Kostiumy: Richard Sale

Czas trwania: 124 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus