„Cześć, Michael! Full color” - recenzja
Dodane: 11-12-2023 21:01 ()
A co gdyby tak mangi ukazywałyby się w kolorze, a nie czerni i bieli? Zyskałyby na tym, czy straciły? Czy jeśli pozbawić ten gatunek jednej z najbardziej charakterystycznych cech, to czy będzie wówczas tak samo lubiana? Tak wiem, że pytanie dziwne, ale jedna z jednotomówek Waneko może wam po części odpowiedzieć na pytanie. „Cześć, Michael!” wydany został całkowicie w kolorze, więc jeśli jesteście ciekawi, jak manga prezentuje się w „full color”, to nic tylko kupujcie i przekonajcie się sami.
I tak w stwierdzeniu „jednotomówka” i „Cześć, Michael!” nie ma pomyłki. Waneko wydało bowiem całkiem niedawno osiemnaście nowych historii o tym rudym kocurze więc seria serią, a tutaj mamy typowy jedno strzał. Historia z jego stworzeniem jest dość ciekawa, gdyż Makoto Kobayashi po czternastu latach od wydania ostatniego tomu pierwowzoru, za namową wydawcy i czytelników wrócił do tego tematu ku uciesze jednych i drugich. Swoją drogą, to pierwszy tom wydany został w 1984 roku, więc ma tyle samo lat, co piszący niniejszą recenzję i pół żartem, to komiks zestarzał się lepiej niż autor tekstu. Dziewiąty tomik, czyli ten „bonusowy” ukazał się w Japonii w 2003 roku. I jeśli czytujecie „Michaela” w wydaniu serialu, to zapewne wiecie czego się spodziewać. Natomiast jeśli jest to dla was pierwsze spotkanie z tym tytułem, to śpieszę z wyjaśnieniem, że „Cześć, Michael!” to manga opowiadająca o pewnym rudowłosym kocurze (i nie jest to Garfield), który co rusz przeżywa swoje kocie przygody. Ma też swoje zwyczajne życie wśród ludzi, które możemy, śledzić. Recenzowana jednotomówka nie przewraca wykreowanego świata na drugą stronę. To nadal taka sama konwencja polegająca na tworzeniu krótkich, humorystycznych historyjek, w którym obserwujemy zmagania Michaela czy to z pewnym krukiem, czy to fotografem. Kobayashi ukazuje też w jednym z rozdziałów upływ czasu i starzenie się Michaela, co w kontekście lat, które minęły od debiutu serii na japońskim rynku, czyta się nad wyraz dobrze. I tak na przestrzeni kolejnych osiemnastu rozdziałów śledzimy kolejne humorystyczne opowiastki i pokładamy się ze śmiechu. Mimo upływu lat mangaka nadal ma dar rozśmieszania czytelników, nadal robi to nad wyraz dobrze i z łatwością, dzięki czemu tak pozytywnie się te historie odbiera. Bardzo dużo w nich optymizmu i radości, a tzw. kociarze i kociary będą zachwycone móc obserwować – niekiedy w krzywym zwierciadle – koci żywot. Zaprawdę powiadam wam, że będzie miło, radośnie i kolorowo.
No właśnie… kolorowo. Ten bonusowy tomik został wydany w pełnym kolorze (polskie wydanie ma również wybornej jakości papier) co nieco kłóci się z naszym poglądem na mangę, jednakże zyskujemy też możliwość spojrzenia na ten tytuł z zupełnie innej perspektywy. Wolałbym pozostać przy czerni i bieli, jednocześnie też podkreślę, że ten kolor nie wypada źle. Całość nabiera na pewno dzięki temu dodatkowego charakteru, a i same kolory wypadają bardzo naturalnie i nie przeszkadzają w lekturze. Doprawdy miła odskocznia. Co do rysunków to warto podkreślić, że choć kontynuacja serii powstawała po wielu latach od pierwowzoru, to jednak Japończyk nadal operuje kreską staroszkolną. Widać to szczególnie na twarzach bohaterów i zamiłowaniu Kobayashi do ukazywania ich z otwartymi ustami. Podkreślam, że wspominki o „starej” kresce nie są zarzutem, bo już przy okazji recenzji pierwszego i drugiego tomu zbiorczego serii wspominałem, że Japończyk rysuje naprawdę ładnie, dba o drugie plany, koty wyglądają „kawaii”, a kadrom nie brakuje dynamiki. Czy więc tytuł się zestarzał? Być może tak, wieku bowiem się nie oszuka, ale zrobił to w tak wyborny sposób, że nie sposób traktować tego jak wady. „Michael” w kolorze w dalszym ciągu – a może teraz nawet bardziej? – przyciąga nasz wzrok, a rysunki mangaki wraz z fabułą poszczególnych rozdziałów kreuje dowcipny nastrój podczas lektury.
Reasumując, to miły gest w kierunku fanów kocura, że Waneko podjęło się wydania tego tomiku bonusowego. Wierni fani mogą na nowo zagłębić się w świat kotów, a Ci z was, którzy do tej pory się z mangą nie spotkali, mają doskonałą szansę, aby rudego kocura poznać i być może nawet dać się pochłonąć jego przygodom, rodzinie i dowcipowi, który oferuje. Lepszej szansy mieć nie będziecie, a biorąc pod uwagę fakt, ile razy się podczas lektury zaśmiałem (niekiedy też hmm wzruszyłem) z czystym sumieniem mogę wam ten tytuł polecić. Uważajcie tylko, bo po lekturze jednotomówki zapragniecie więcej i wówczas już nie pozostaje nic innego jak zakupić zbiorcze wydania od Waneko. Nie mówcie później więc, że nie ostrzegałem.
Tytuł: Cześć, Michael! Full color
- Scenariusz: Makoto Kobayashi
- Rysunki: Makoto Kobayashi
- Wydawnictwo: Waneko
- Data wydania: 05.09.2023 r.
- Seria: Cześć, Michael!
- Druk: kolor
- Oprawa: miękka
- Format: 148 x 210 mm
- ISBN: 9788382425567
- Cena: 29,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus