„Niezniszczalni 4” - recenzja
Dodane: 28-09-2023 20:12 ()
Stare pryki i aktorzy porzuceni na łaskę i niełaskę kina klasy Z powracają w niewyczekiwanym przez nikogo sequelu Niezniszczalnych. Ten cykl powinien się skończyć na drugiej odsłonie, gdzie wszyscy najwięksi aktorzy niegdysiejszego kina akcji radośnie postrzelali sobie do bad guyów i pożartowali na planie. Po blisko dekadzie nie wiadomo po co ktoś chciał wskrzesić trupa. No i się nie udało. Truchło nie dość, że cuchnie, to wzorem potwora Frankensteina nie wybudziło się z postpandemicznego letargu.
Fabuła jest prosta jak budowa cepa, a nawet jej nie ma. Niezniszczalni w okrojonym składzie (budżet nie pozwolił zapewne na więcej) muszą powstrzymać niejakiego Rahmata, który pragnie zdobyć zapalniki do bomby atomowej na gorącej jeszcze od zbrojnych konfliktów libijskiej ziemi. W tej mało efektownej czołówce Niezniszczalni zostają pokonania, pobici i upokorzeni, a ich lider wykopany z grupy za niewykonanie rozkazu. Zagrożenie jednak nie minęło i niedobitki pod wodzą Giny, czyli partnerki wykopanego Lee Christmasa, ruszają w kolejną akcję bez ładu i składu, aby wpaść w marnie zastawioną pułapkę. Reszta to niepotrzebne pitu-pitu oraz trochę strzelania, trochę walki na noże, trochę kopniaków, niestety nie z półobrotu, i na ogół czerstwe niczym zeszłoroczny chleb dowcipy, nieskomplikowane dialogi (niekiedy wydaje się, że milczenie byłoby lepszą alternatywą, niż te drętwe dialogi upakowane do filmu), jakby pisane przez dziesięciolatka i wybuchy. Tak, jest kilka wybuchów, takich przypominających najgorsze dokonania obrazów taśmowo produkowanych na VHS trzy dekady temu. Uroku pierwszych dwóch części tutaj nie uświadczymy. Zresztą twórcy nieco nabrali widzów, bo głównego aktora, czyli Stallone'a jest może raptem kwadrans w całym filmie. To miało być przekazanie pałeczki Jasonowi Stathamowi, a skończyło się na definitywnym pogrzebaniu serii. Większość obsady powinna schować głowę w piasek i zapisać się na jakieś lekcje aktorstwa, mogą być nawet dla początkujących. Megan Fox jest tak irytująca, że nie da się jej oglądać na dużym ekranie. Chyba nikt nie chciał przyjąć roli, w którą się wcieliła.
Niezniszczalni 4 usilnie starają się być apoteozą kina akcji lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, ale nie są przez fabularną miałkość. Scenariusz produkcji został napisany na kolanie bez najmniejszego wysiłku. Bez luzu, bez przymrużenia oka, z fatalnymi kreacjami aktorskimi i jeszcze gorszymi efektami pirotechnicznymi. W tym filmie na uwagę zasługuje jedynie Jason Statham przez jakieś pięć minut, a także wymieniane przez niego uszczypliwości ze Stallone'em. Równie krótkie. Reszta to kino śmieciowe, od którego bolą oczy.
Ocena: 2/10
Tytuł: Niezniszczalni 4
Reżyseria: Scott Waugh
Scenariusz: Kurt Wimmer, Tad Daggerhart, Max Adams
Obsada:
- Sylvester Stallone
- Jason Statham
- Megan Fox
- Dolph Lundgren
- Randy Couture
- Tony Jaa
- Iko Uwais
- Andy Garcia
- Levy Tran
- 50 Cent
Muzyka: Guillaume Roussel
Zdjęcia: Tim Maurice-Jones
Montaż: Michael J. Duthie
Scenograf: Arta Tozzi
Kostiumy: Neil McClean
Czas trwania 104 minuty
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus