Graham Masterton „Wybryk natury” - recenzja

Autor: Luiza Dobrzyńska Redaktor: Motyl

Dodane: 24-09-2023 21:08 ()


Nawet najlepszy pisarz miewa w swym dorobku słabsze książki, słabsze pomysły. Szczególnie taki, który pisze taśmowo. Czasem niełatwo powiedzieć, co w nowej książce zaszwankowało, czy czegoś jest w niej za mało, czy może przeciwnie, za dużo. A może to coś, co już było?  Albo próba upchnięcia zbyt wielu elementów w jeden schemat?

W przypadku najnowszej książki Grahama Mastertona „Wybryk natury” mamy do czynienia raczej z… przefajnowaniem. Nasz ulubiony autor nie popisał się tym razem, i to co najmniej z dwóch powodów. Nawet z trzech. A przypuszczam, że znalazłoby się więcej. W moim wypadku dużą rolę odgrywa fakt, że nie cierpię motywu podróży w czasie, nawet gdy dotyczy to mojego ukochanego Star Treka. A to jeszcze najmniejsza z bolączek „Wybryku natury”. Masterton umie pisać świetne horrory i thrillery, w których brak sił nadprzyrodzonych, a mimo to są naprawdę mocne. Doskonałym przykładem jest tu „Geniusz” czy „Głód”. Jednak łączenie jednego z drugim nie wychodzi mu dobrze.                         

Dzielnicą Lavender Hills wstrząsa seria niepowiązanych ze sobą, wyjątkowo brutalnych i wyglądających na bezsensowne zabójstw. Przesłuchujący świadków detektywi odnajdują jednak coś, co łączy te zbrodnie – w każdym przypadku mordercy brakowało jakiejś części ciała, czasem tak istotnej jak głowa. Ponadto w każdym przypadku zdekompletowany przestępca zachowywał się jak ktoś pewny swej nietykalności, a jednocześnie nie do końca orientujący się w rzeczywistości. Staranne poszukiwania nie dają żadnego rezultatu, śledztwo prowadzi do absurdalnych wniosków. Zaginięcie dwojga dzieci, zdające się wiązać z morderstwami, przepełnia czarę. Nie mogąc zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi, policjanci zwracają się w końcu do funkcjonariuszy, mających już na koncie sprawy o nadprzyrodzonym kontekście – Amerykanina Jerry’ego Pardoe i Pakistanki Dżamili Patel. Oboje są twardzi, doświadczeni i powszechnie wiadomo, że nie wystraszą się byle upiora. Jednak nawet oni będą potrzebowali dodatkowego wsparcia…

Próba naukowego wyjaśniania spraw nadprzyrodzonych sprawdzała się jako pomysł w serialach takich jak „Czynnik PSI” czy „Z archiwum X”, ale i tam najczęściej w końcu zawodziła.  Dlaczego? Bo albo coś jest rzeczywiście nadprzyrodzone i nauka tego nie zweryfikuje, albo nie jest nadprzyrodzone i można sobie z tym zwyczajnie poradzić. Mieszanie jednego z drugim rzadko kiedy wychodzi opowieści na dobre. Masterton wziął się tym razem za bary z fizyką kwantową, którą postanowił zaprząc do swego powozu i wyszło mu to niestety żałośnie. Sam pomysł zły nie jest. Przestępcy skaczący po różnych liniach czasowych i unikający odpowiedzialności przy wykorzystaniu tej możliwości to obraz, mogący zjeżyć włosy na głowie czytelnika, jednak coś tu nie zagrało. Zachowanie okrutnych morderców jest irracjonalne nawet jak na ich. Z akcji wynika, że muszą mieć choćby minimalną świadomość niezwykłości tego, co potrafią zrobić – przejść przez ścianę czy zniknąć z zamkniętego pomieszczenia. Czemu więc reagują zdziwieniem, a potem agresją, na przykład, na widok niewidzianych wcześniej pieniędzy? Powinni orientować się w przemieszczeniach czasowych i ich konsekwencjach. Co ciekawe, czasem wygląda na to, że właśnie świetnie się w tym orientują, a mimo to ich reakcje są po prostu idiotyczne, godne debila. To raz.

Dwa, bardzo słabym punktem jest postać głównego złoczyńcy, który organizuje sobie tę ponadczasową siatkę. Jego motywy pozostają niejasne. Jeśli wie, co robi, igrając z liniami czasu – a wygląda na to, że wie – to powinien zdawać sobie sprawę z tego, że w końcu ściągnie do siebie kogoś z przyszłości, kto sobie z nim poradzi z palcem w nosie, bo będzie miał odpowiednie narzędzia. Tymczasem nie tylko nie zabezpiecza się przed tym, ale wręcz prowokuje nieszczęście, wysyłając różnych zwyrodnialców w różne czasy, żeby… no właśnie, żeby co? Kraść można wszędzie, a lepiej to robić we własnym świecie, jeśli chce się mieć z fantów jakąś wymierną korzyść.  Nie wiadomo też, po co mu tak naprawdę pieniądze, zyskiwane dzięki przestępczej działalności – nawiasem mówiąc, mógł ją znacznie lepiej i bezpieczniej prowadzić, nie naruszając kontinuum czasowego. Jego światem jest zapleśniała piwnica, której nie może opuścić mimo swych niezwykłych umiejętności, więc wszelka chciwość naprawdę jest w jego sytuacji czymś bezsensownym. Osobnym problemem jest nawiązanie tu do pewnej postaci historycznej, i to bardzo nieszczęśliwej. Autor mógłby okazać trochę szacunku i darować to sobie.

Książka zawiera, ma się rozumieć, odpowiednią dawkę makabry, ale przyzwyczajeni do stylu Mastertona czytelnicy raczej nie będą specjalnie zszokowani. Plus mamy skądinąd sympatyczną parę policjantów, znaną z kilku poprzednich książek, w założeniu mającą być powiązaną jakąś silną chemią. Jeśli chodzi o mnie, za nic tej chemii między nimi nie umiem się doszukać, jak dla mnie w warstwie emocjonalnej to dwoje obojętnych sobie ludzi i nic więcej. Oczywiście mogę się mylić, po prostu takie są moje odczucia. Jeśli chodzi o jakość samego dzieła, to nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ostatnio Masterton pisze w sposób bardzo nierówny – jak jedna książka trzyma poziom jego dawnych powieści, to następna już nurkuje poniżej średniej. Tak jest i w tym wypadku, choć jak na ironię sama koncepcja wypada dużo ciekawiej, niż wizja owładniętych własnym życiem zabójczych ubrań czy diabelskich pluskiew (swoją drogą nawet te zwykłe są z piekła rodem). Mimo to „Wybryk natury” wypada co najwyżej przeciętnie i nadaje tylko się do jednorazowej lektury.             

 

Tytuł: Wybryk natury

  • Autor: Graham Masterton
  • Język oryginału: angielskie
  • Przekład: Piotr Kuś
  • Gatunek: horror
  • Okładka: miękka
  • Ilość stron: 360
  • Wydawnictwo: REBIS
  • Rok wydania: 08.08.2023 r.
  • ISBN: 978-83-8338-029-2
  • Cena: 39.90 zł   

Dziękujemy Wydawnictwu Rebis za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus