„Reality” - recenzja
Dodane: 09-08-2023 21:01 ()
Bohaterką filmu o znamienitym tytule „Rzeczywistość” jest Reality Winner, była kryptolożka i tłumaczka w Siłach Powietrznych Stanów Zjednoczonych. Za sprawą mediów powszechnie jest uznawana za ostatnią ofiarę administracji Donalda Trumpa. Przez lata pomagała likwidować terrorystów z ISIS, jednak jej krytyczne wypowiedzi na temat Trumpa, w tym na Facebooku, spowodowały, że została okrzyknięta "terrorystką pałającą nienawiścią do Ameryki i Białego Domu".
Po bezprawnym skądinąd ujawnieniu przez nią dokumentu związanego z ingerencją Rosji w wybory na prezydenta USA została skazana na 63 miesiące więzienia. Jest to najdłuższy wyrok za ujawnienie tajnych rządowych dokumentów w historii Ameryki. Mimo że została uznana winną za naruszenie prawa, jej matka i siostra wierzą, że Reality działała, aby chronić, a nie skrzywdzić swój kraj. Rodzina uruchomiła w tym aspekcie machinę medialną i liczy wciąż na ułaskawienie od prezydenta Joe Bidena, aby przywrócić jej dobre imię i wybaczyć jej nieposłuszeństwo względem procedur.
Świetna historia omawiająca bardzo ważne tematy – wolność a bezpieczeństwo, metody panoptykonu w USA nadzorowane przez NSA, manipulowanie faktami. Dlaczego więc w moim odczuciu „Reality” nie działa? Głównie przez okrojenie materiału do ostatecznego spotkania kobiety z agentami FBI. Produkcja jest filmową próbą oddania atmosfery przesłuchania na kanwie nagrań, przeniesionych słowo w słowo. Niestety, proporcje między artyzmem i performatywnym ujęciem opowieści a czytelnością fabuły są tutaj niewspółmierne. A to dopiero początek problemów.
Przewrotnie „Rzeczywistości” brakuje kontekstu, przez co jest w moim odczuciu niespecjalnie czytelna. Postać odgrywana przez Sydney Sweeney w założeniach miała być bohaterska jako słuszna buntowniczka działająca pomimo obowiązującego establishmentu. W praktyce jednak wyszło to pokracznie. Zamiast trzymać w napięciu, odczuwałem kuriozum wynikające z kolejnych zadziwiających aktorsko scen nabrzmiałych postprodukcją. Nie dość, że forma ważniejsza jest tutaj od treści, to samej historii przeszkadza przekaz, spychający widza do roli zakładnika jedynej słusznej interpretacji zdarzeń. Jak na ironię, film o manipulowaniu sam poddaje nas manipulacji.
Wtargnięcie Federalnego Biura Śledczego do domu Reality miało w swych intencjach mieć ładunek kawkowski, powodować groteskowość oraz pomieszanie porządków norm, wartości z poplątaniem. Miałoby to swój ponury wydźwięk, i to zdecydowanie na plus produkcji, gdybym wiedział o rozmiarze stawki. Sęk w tym, że nie wiem, o czym rozmawiają i dlaczego jest to ważne. Nie mam pojęcia tak naprawdę, czy Reality jest współczesnym Robin Hoodem, czy też szpiegiem. Film nie daje mi jasnej odpowiedzi na tę kwestię.
Należy zaznaczyć w ogóle, że narracja wokół Reality Winned jest mocno stronnicza, a sama bohaterka jest o wiele bardziej złożona, a jej pobudki nie są klarowne (polecam w tej gestii obejrzeć film dokumentalny „United States vs. Reality Winner”). Powoduje to spory dyskomfort poznawczy. Naprawdę szkoda, gdyż państwo w państwie stworzone przez Patriot Act w USA oraz rozbudowę NSA jest przerażającym faktem. Chciałbym, aby w tej materii film na mnie oddziaływał. Nie wierzę jednak w zastosowany mechanizm Kozła ofiarnego. Nie wierzę też w intencje tej bohaterki, która nie jest everymanem, nie jest zwyczajną dziewczyną z sąsiedztwa. Na jej niekorzyść działają podjęte decyzje - koniec końców świadomie ukrywała prawdę, mataczyła agentami i nami, widzami. Dlaczego miałbym jej dopingować, wiedząc to wszystko?
Wszystkie te mankamenty sprawiają, że trudno mi się przejąć tą ważną sprawą, a całą produkcję odczytuję jako kolejny straszak przed Donaldem Trumpem, czyli agitację polityczną przed zbliżającymi się wyborami. W dzisiejszych czasach, gdy niemal wszystko jest odczytywane jako akt polityczny, takie postawienie sprawy stawia mnie jako entuzjastę byłego prezydenta. Jest to oczywistą bzdurą. Trump wystarczająco zbłaźnił się szturmem na Kapitol, a druga strona wcale nie jest poza wszelkimi podejrzeniami, jeżeli przypomnimy sobie sprawę Epsteina czy niejasne powiązania syna prezydenta Joe Bidena, Huntera, z Ukrainą i Chinami. Jako wyborcy Amerykanie są postawieni między młotem a kowadłem w sensie wyborczym. Zostałem jedynie utwierdzony przez seans „Reality” w przekonaniu, jak bardzo podzielonym krajem są obecnie USA.
Ocena: 4,5/10
Tytuł: Reality
Reżyseria: Tina Satter
Scenariusz: Tina Satter, James Paul Dallas
Obsada:
- Sydney Sweeney
- Josh Hamilton
- Marchánt Davis
- Benny Elledge
- John Way
- Darby
- Arlo
Muzyka: Nathan Micay
Zdjęcia: Paul Yee
Montaż: Ron Dulin, Jennifer Vecchiarello
Scenografia: Casey McCoy
Kostiumy: Enver Chakartash
Czas trwania: 83 minuty
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus