„Boogeyman” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Motyl

Dodane: 08-06-2023 21:58 ()


Festiwal horrorów nawet na moment nie znika z repertuaru kin. Tym razem twórcy na warsztat wzięli krótkie opowiadanie Stephena Kinga Czarny lud, które niejako posłużyło do rozbudowania historii o potworze kryjącym się gdzieś na dnie szafy.

Opowiadanie skupia się na Lesterze Billingsie, który przerażony przychodzi do psychiatry, aby prosić o pomoc. Przełamując niemoc, zwierza się z tragedii, która dotknęła jego rodzinę. Lester bowiem stracił trójkę dzieci, a o ich śmierć obwinia potwora kryjącego się w ciemności. Terapeuta początkowo sceptycznie podchodzi do historii zdesperowanego człowieka, podejrzewając go o paranoję i próbę zatuszowania swoich czynów. Wszystko zmienia się, gdy Lester popełnia samobójstwo w jego domu, a młodsza z córek zaczyna majaczyć o potworze wyłaniającym się z mroku.  

Boogeyman to nie pierwsza i zapewne nie ostatnia ekranizacja dzieła Kinga. Jednak w przypadku poprzednich, szczególnie tych krótkometrażowych z 1982 r. i 2014 r. znacznie rozbudowana. Przypadek Lestera w filmie Roba Savage’a został potraktowany jako fabularny zalążek, który rozwija się w pełnoprawną opowieść z innymi bohaterami. Oko kamery skupia się bowiem na rodzinie doktora Harpera, czyli jego córkach Sadie i Sawyer, które na swój sposób przeżywają żałobę po tragicznie zmarłej matce. O ile młodsza Sawyer nie zderza się brutalnie z rzeczywistością w swoim otoczeniu, o tyle Sadie doznaje różnych reakcji szkolnego otoczenia i wyraźnie nie jest jeszcze gotowa na powrót do normalności. Tym bardziej na psychikę dziewczynek nie wpływa dobrze fakt, że w domu zaczynają dziać się dziwne rzeczy, a młodsza z sióstr jest przekonana, że w ciemności kryje się drapieżny potwór czyhający na nią tuż po zgaszeniu świateł.

Mianem Boogeymana twórcy filmowi nazywają przeróżnej maści potwory, które karmiąc się naszymi lękami, kryją się w mroku, aby zaatakować w odpowiednim momencie. Gdy ofiara jest osłabiona i podatna na ingerencję mitycznej, długowiecznej istoty. Savage nie odkrywa tu Ameryki, stosuje znane dotąd chwyty i niestety większość napięcia pozostawia na łasce jump scare’ów. W pamięci zapada scena z przerażonym i rozpaczliwie szukającym wsparcia Lesterem (udanie sportretowanym przez Davida Dastmalchiana) i aż szkoda, że nie dostał on więcej ekranowego czasu, by jego niepokojąca spowiedź nabrała większej wymowy. Poszukiwanie źródeł rozwiązania problemu i kolejne ataki potwora z szafy charakteryzują się typowymi dla horrorów zagrywkami. Brak wiary w słowa dziecka, niewytłumaczalne zjawiska, w końcu bliskość rychłej tragedii są odhaczane krok po kroku.

Boogeyman to kino sprawnie podane, ale bez wirtuozerskich zapędów. Osoby o słabych nerwach rzecz jasna podskoczą na kinowym fotelu więcej niż raz, ale weterani opowieści grozy nie znajdą w filmie Savage’a nic specjalnego. To wszystko już w kinie było, a odświeżane po raz kolejny, już dawno straciło swój pierwotny urok.

Ocena: 5/10

Tytuł: Boogeyman

Reżyseria: Rob Savage

Scenariusz: Scott Beck, Bryan Woods, Mark Heyman

Obsada:

  • Sophie Thatcher
  • Chris Messina
  • Vivien Lyra Blair
  • David Dastmalchian
  • Marin Ireland
  • Madison Hu
  • Maddie Nichols

Muzyka: Patrick Jonsson

Zdjęcia: Eli Born

Montaż: Peter Gvozdas

Scenografia: Cody Bruno

Kostiumy: Kari Perkins

Czas trwania: 98 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus