„Dungeons & Dragons: Złodziejski honor” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Motyl

Dodane: 21-04-2023 21:15 ()


Kto pamięta jeszcze poprzednią ekranizację Lochów i smoków? Film z 2000 roku okazał się klapą roku i mimo że jego budżet był stosunkowo niewielki, nie był w stanie zarobić nawet tyle, ile kosztował. Inna sprawa, że był to realizacyjny koszmarek, który – nomen omen – doczekał się dwóch telewizyjnych kontynuacji. Niemniej pogrzebał szansę na udaną ekranizację Dungeons & Dragons na lata. Aż do dziś, gdy po dwudziestu trzech latach ponownie dostaliśmy Lochy i smoki na dużym ekranie. Nikt chyba nie spodziewał się, że film okaże się bombowym widowiskiem dostarczającym widzom dwie godziny satysfakcjonującej rozrywki.

Jak to w erpegach bywa, ważna jest historia, a dokładnie historia postaci, którymi gramy, a na dużym ekranie nie tyle gramy, ile śledzimy jakby z boku ich poczynania. Fabularna oś kręci się wokół dwóch postaci. Barda Edgina oraz jego towarzyszki doli i niedoli, wojowniczki Holgi. Na samym początku jesteśmy raczeni wzruszającą opowiastką, którą przybliża Edgin podczas… sesji komisji mającej podjąć decyzję o ich warunkowym zwolnieniu z więzienia. I tak poznajemy losy barda, jego miłości życia i córki, którą stracił, a którą zamierza odzyskać, jak tylko wyrwie się z oków na wolność. Wszystko podane z odpowiednim humorem, stopniowaniem napięcia, a czasem nadmierną flegmą opowiadającego.

Gdy już nasza niezłomna dwójka wylatuje na wolność (dosłownie i w przenośni), zgodnie z prawidłami gry/filmu musi skrzyknąć ekipę, która pomoże jej w osiągnięciu celu. A zatem sięgamy po niezbyt rozgarniętego czarodzieja i nieco skrytą, ale niezwykle waleczną zmiennokształtną druidkę. Każdy z nich ma jakąś swoją historią i w mniej lub bardziej telegraficznym skrócie ją poznajemy. Tak niedobrani muszą stawić czoła dawnemu kompanowi Forge’owi (przeuroczy Hugh Grant), który teraz piastuje stanowisko namiestnika Neverwinter. Jednak troszkę zawiódł ich oczekiwania, gdyż zbratał się ze złymi siłami. W tym wypadku z Czerwonymi Magami. Czeka nas więc misja i odhaczanie kolejnych punktów na przygodowej mapie i odpowiednio zaaranżowana rozwałka.  

Nie będzie dla nikogo tajemnicą, że erpegów nie da się przełożyć jeden do jednego na język filmu. Niemniej twórcy wybrnęli z tego obronną ręką, dzięki charakternym postaciom, dość wartkiej akcji, wszelkie mielizny scenariusza udanie maskując odpowiednią dawką zbilansowanego, a przede wszystkim rzutkiego humoru, a także kilku spektakularnym scenom akcji i walk. W Złodziejskim honorze nie ma miejsca na nudę, misja goni misję, a bohaterowie docierają się, aby w finale stawić czoła złu na arenie wydarzeń. Z tych prostych elementów twórcy utkali film, który nie dość, że dobrze się ogląda, to jeszcze perypetie postaci potrafią być angażujące. Twórcy puszczają też oczko do widzów, więc gracze znajdą tu sporo ester eggów. 

Duża w tym zasługa rzecz jasna obsady, bo zarówno Pine, jak i Rodriguez błyszczą w swoich rolach, skrojonych na ich miarę, ale to Hugh Grant przechodzi samego siebie w roli łotrzyka. I to jest niekwestionowane odkrycie filmu. Brytyjczyk wciela się w antagonistę z taką lekkością, a jednocześnie serdecznością, że nie sposób go nie lubić. Resztę robią magiczni pomagierzy, czyli czarodziej nieudacznik (ciapowaty Justice Smith) oraz druidka (urokliwa Sophia Lillis), która, gdy trzeba, potrafi uderzyć niczym zielony goliat z pewnego komiksowego uniwersum. Jednym słowem, mamy harmonijny podział na tych, którzy gadają, i tych, którzy są zbrojnym ramieniem grupy. Chemia między drużyną jest i dzięki niej seans ogląda się bezboleśnie.

Dungeons & Dragons: Złodziejski honor to niespodziewane i pozytywne zaskoczenie tego roku. Epickie fantasy ze sprawnie poprowadzoną historią, kozackimi bohaterami, oblane masą dobrego humoru i widowiskowymi scenami walk. Czegoż chcieć więcej od kina typowo rozrywkowego? Jeszcze lepszej kontynuacji! 

Ocena: 8/10

Tytuł: Dungeons & Dragons: Złodziejski honor

Reżyseria: John Francis Daley, Jonathan Goldstein

Scenariusz: Jonathan Goldstein, John Francis Daley, Michael Gilio

Obsada:

  • Chris Pine
  • Michelle Rodriguez
  • Regé-Jean Page
  • Justice Smith
  • Sophia Lillis
  • Hugh Grant
  • Chloe Coleman
  • Daisy Head

Muzyka: Lorne Balfe

Zdjęcia: Barry Peterson

Montaż: Dan Lebental

Scenografia: Naomi Moore, Cosmo Sarson

Kostiumy: Amanda Monk

Czas trwania: 134 minuty

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus