Opowiadanie "Połów"
Dodane: 04-09-2007 21:35 ()
- No to się zgubiliśmy – westchnęła Lien, marszcząc brwi – i to już drugi raz w tym tygodniu!
- Jak to „się zgubiliśmy”? – obruszony Peter doskoczył do pulpitów sterowniczych – chyba TY nas zgubiłaś...
Dziewczyna prychnęła jak wściekła kotka i spojrzała groźnie na kolegę.
- Nie moja wina, że sonar stacji naukowej ma tak mały zasięg. Do tego nasz echolokalizator ostatnio szwankuje. Że już nie wspomnę, kto ciągle zaniedbuje obowiązek systematycznej konserwacji sygnalizatorów...
Zapanowało niezręczne milczenie. Dwójka naukowców z programu jowiszowego bezskutecznie próbowała dojrzeć cokolwiek za oknami podwodnego statku, jednak wszystko, nie licząc wąskiego fragmentu przestrzeni oświetlonego przez reflektory, zatopione było w nieprzeniknionej ciemności. Podwodne krajobrazy Europy niezmiennie witały przybyszów z Ziemi czernią i pustką. Jak do tej pory nie udało się znaleźć niczego ciekawego, pomijając prymitywne rośliny i kilka gatunków dziwacznych stworzeń. Lien żałowała, że nie została przydzielona do zbadania wulkanów na Io czy kraterów na Kalisto.
- Musimy obudzić Adasia – powiedziała wreszcie dziewczyna, przerywając ciszę – i przełączyć maszyny na tryb oszczędny. Przechodzimy na kod żółty...
- Przecież możemy jeszcze poczekać – zaprotestował Peter – straciliśmy sygnał dopiero co, możliwe, że za chwilę znów go złapiemy...
- Czy ty wiesz, co teraz dzieje się w bazie? Wszyscy dostają świra, bo im nagle jeden statek zginął! Tym razem nie wykręcimy się żadną podwodną skałą, którą nam Adaś naprędce wynajdzie! Będą czepiać się jak cholera, więc lepiej niech nie mają powodów do posadzenia nas za biurkiem! Kod żółty, za dwanaście godzin przechodzimy na pomarańczowy...
Mężczyzna zaklął pod nosem, odwrócił się na pięcie i odmaszerował do kajuty kolegi.
- Wstawaj! – szturchnął śpiącego – Kod żółty. Nasza pani geolog ma dziś chyba zły dzień...
Adaś, najmłodszy z trzyosobowej załogi, przeciągnął się i ziewnął szeroko.
- Która godzina? Długo spałem?
W odpowiedzi jasne światło dochodzące z korytarza zamrugało i zaczęło słabnąć.
- Lepiej pośpiesz się, jeżeli chcesz jeszcze złapać resztkę ciepłej wody. Niedługo ta małpa wyłączy wszystko, co według niej „nadmiernie zużywa energię”. Do zobaczenia w mesie.
***
- Jak to „racjonowanie żywności”? Przecież mamy dopiero kod żółty, o zapasy będziemy się martwić na czerwonym! – Peter czuł, że zaraz straci panowanie nad sobą.
W tym momencie Adaś wkroczył do mesy i uśmiechnął się wesoło.
- Co mnie ominęło? Czemu jesteśmy na żółtym? Znowu nawaliły jakieś podzespoły? – zapytał, sięgając do lodówki i wyjmując solidną porcję mięsa.
- „Się zgubiliśmy” – warknął biolog przez zęby.
- Znowu? W bazie nas za to nie pokochają. Pewnie będą musieli trwać w stanie gotowości aż „się znajdziemy”...
- Trzeba maksymalnie ograniczyć zużycie energii i zacząć oszczędnie gospodarować wodą, powietrzem i żywnością, więc lepiej włóż mięso z powrotem do lodówki i zrób sobie proteinozy – Lien wzięła do ręki trzy woreczki z brązowym proszkiem.
Adaś popatrzył żałośnie na zawartość torebek.
- A nie lepiej by było najpierw opróżnić lodówkę, żeby móc ją odłączyć? Dzięki temu zaoszczędzimy trochę energii... a liofilizowanej żywności mamy całkiem sporo, powinno wystarczyć...
Lien zastanowiła się przez chwilę, po czym kiwnęła głową.
- W porządku. Możemy tak zrobić. Adaś, po posiłku przyjdź do mnie z mapami dna oceanicznego, musimy ustalić nasze położenie i kurs – powiedziała i opuściła pomieszczenie, biorąc ze sobą torebkę proteinozy.
- Formalistka... – westchnął Peter, zabierając się za krojenie mięsa i przygotowanie posiłku.
- Wyluzuj, człowieku! – Adaś nie tracił dobrego humoru i zaczął jeść – podobasz się jej.
Biolog o mało się nie udławił.
- Oszalałeś? Jak...?
- Zwyczajnie. Tylko jest zbyt dumna i nigdy tego nie przyzna...
- Już wiem! – Petera nagle olśniło – piłeś coś, tak?
- Ja? – zapytany zrobił minę niewiniątka – Przecież nie piję na służbie!
- Akurat! Na szkoleniu było kilku Polaków i jeszcze takiego nie spotkałem, co by nie pił... że o Rosjanach nie wspomnę...
Adaś wyszczerzył zęby i wyciągnął smukłą flaszkę ze schowka.
- To na żołądek. Lekarstwo – wyjaśnił – na wzmocnienie. To żaden alkohol, bo alkohol pije się dla przyjemności, a nie dla zdrowia. Masz, golnij sobie, bo ostatnio jesteś zbyt spięty...
- To przez tę... tę...
- Daj spokój, Lien jest w porządku. Chce dobrze. Ma rację, przecież wszechocean Europy jest ogromny i może trochę potrwać, zanim nas znajdą. Poza tym - mam pewien plan.
- Zaraz po posiłku pójdę analizować rzeźbę dna, prawdopodobnie niedługo zatrzymamy się w dogodnym miejscu. Zastaw wtedy swoje pułapki. Dzięki temu zaopatrzymy się w mięso...
- Coooo... ? Mamy jeść te... to co tutaj pływa?
- Przecież wy, Niemcy, lubicie dobrze zjeść. Zresztą sam widziałeś – niektóre ryby wyglądają całkiem smakowicie. Możemy je trzymać w basenie, to będą zawsze świeże, zwłaszcza że niedługo trzeba będzie obyć się bez lodówki...
Adaś szybko dokończył posiłek i wyszedł z mesy, z ironicznym uśmieszkiem wręczając Peterowi butelkę. Niemiec, delektując się mocnym trunkiem, jeszcze długo nie mógł nadziwić się sprytowi i przebiegłości Polaków.
***
Oymaru wracał właśnie do stada, gdy coś dziwnego przykuło jego uwagę. Bardzo wyraźnie odbierał niezidentyfikowane sygnały, dochodzące z pobliskiego zagłębienia. Jako tymczasowy zwiadowca musiał koniecznie zbadać ich źródło i poinformować Przewodnika o zakłóceniu równowagi, dlatego wytężył sensory, przestawił się na odbiór i zaczął nasłuchiwać. To, co do niego dotarło, było zupełnie... obce. Fale emitowanej energii nie należały na pewno do żadnej znanej istoty żywej ani do otoczenia. Nie były to także te nieprzyjemne drgania pochodzące od dziwacznych stworzeń, które ostatnio pojawiały się coraz częściej na terenach zamieszkałych przez stado. Na samo wspomnienie smukłych kształtów i ich przerażających wibracji, Oymaru mimowolnie uruchomił tarczę...
Trzeba sprawdzić te zakłócenia. Zwiadowca wytworzył wiadomość chemiczną i delikatnie popchnął ją w kierunku stada. Na wszelki wypadek. Ostrożnie podpływał coraz bliżej i bliżej...
***
- Ustawiłeś pułapki? – zapytał Adaś cicho, gdy Lien opuściła kabinę pilotów.
- Jasne, tylko pewnie znów gówno złapiemy – Peter był lekko poirytowany. Myślami wracał do ukrytej w schowku flaszki, marząc jeszcze o kilku łykach zbawiennego trunku. – Przecież tu nic nie ma.
- Gówno to już jest coś – dodał oceanolog złośliwie – mógłbyś sobie badać skład, konsystencję...
- Och, przestań! Idę zrobić kawę... – Niemiec wstał i szybko opuścił pomieszczenie.
- Przecież tu stoi ekspres! – Adaś krzyknął za nim, ale Peter nie odpowiedział, więc chłopak wrócił do studiowania map.
***
Oymaru był bardzo blisko obcej istoty. Wysłał chemiczne pozdrowienie i prośbę o identyfikację, ale nie doczekał się odpowiedzi. Nie potrafił sklasyfikować tego stworzenia – nie było żywe, ale też nie do końca martwe. Prawdopodobnie ranne albo chore. Jakie to smutne! I jakie straszne, umierać tak samotnie, bez stada... Chociaż może wśród nich panują inne obyczaje – może wolą umierać same lub są porzucane przez towarzyszy... Trzeba jakoś wesprzeć biedaka...
Oymaru dotknął nosem smukłego cielska i wysłał chemiczne oraz mentalne sygnały pocieszenia. Więcej nie zdążył, bo nagle coś dziwnego zamknęło się wokół niego.
***
- O, kurwa! – wyrwało się oszołomionemu Adasiowi, wpatrującemu się w monitory – Peter! Peter! Musisz to zobaczyć! – krzyczał.
Nikt mu nie odpowiedział. Zdziwiony oceanolog wpadł do mesy, gdzie Niemiec spał smacznie na stole. Obok leżała pusta półlitrówka.
Adaś westchnął ciężko, zabrał flaszkę i zostawił biologa w spokoju. Nie miał też ochoty budzić Lien, która udała się na zasłużony odpoczynek, tak więc sam poszedł na spotkanie z obcym stworzeniem. Przedtem jednak wziął z kajuty pełniutką, zupełnie nową butelkę. Na odwagę, by mężnie stawić czoła nieznanym wyzwaniom.
***
Oymaru nagle znalazł się wewnątrz obserwowanej istoty. Szybko przesondował najbliższą okolicę i z przerażeniem stwierdził, że otoczony jest przez dziwaczną pustkę, której nie potrafił zidentyfikować. Ostrożnie dotknął jej nosem i zaraz go cofnął – pustka parzyła nieprzyjemnie. Trzeba natychmiast wysłać sygnały alarmowe do stada – tutaj robiło się niebezpiecznie. Co będzie, jeśli nagle pustka go otoczy?
***
Adaś przed wejściem do śluzy zdrowo pociągnął z flaszki. Lepiej nie narażać organizmu na niepotrzebny stres. Wziął kilka głębokich oddechów i otworzył drzwi.
Automatyczne oświetlenie natychmiast wydobyło z ciemności zdumiewający obraz – oto w basenie pływał duży biały delfin. Właściwie to nie był delfin, ale Adasiowi od razu nasunęło się takie skojarzenie i nie mógł go już wyrzucić z głowy. Urządzenia monitorujące wariowały, piszcząc i wypluwając z siebie zawiłe wykresy i cyfry, zaś stworzenie czekało nieruchome. W końcu Adaś otrząsnął się z pierwszego szoku, ostrożnie podszedł do basenu i nachylając się, powiedział cicho:
- Cześć, Moby Dick...
Istota drgnęła gwałtownie, czujniki błysnęły ostrzegawczą czerwienią i natychmiast rozległo się wycie alarmu. Adaś ze strachu upuścił butelkę. Pech chciał, że spadła prosto na łeb delfina...
***
Oymaru został nagle przeszyty falą energetyczną o wysokiej częstotliwości. To oszołomiło go tak bardzo, że wysondowany obraz na chwilę zniknął zupełnie. Wtedy poczuł, jak coś żywego wysyła systematyczne dudniące drgania. Dziwny mieszkaniec pustki zatrzymał się bardzo blisko i wyemitował kolejną wiązkę drgań, tak silnych, że Oymaru okropnie się przestraszył. I nagle stało się coś zupełnie nieoczekiwanego – obca istota wysłała swój identyfikator chemiczny! Zwiadowca natychmiast rozpracował i zapamiętał wzór, by przekazać go stadu. To była zbyt ważna informacja, by ryzykować dalszy kontakt z nieznanym stworzeniem. Trzeba jak najszybciej dostarczyć wzorzec. A że Oymaru był niezwykle obowiązkowy, nie tracił więcej czasu, przerwał kontakt, uwolnił się i popłynął oznajmić niesamowite wieści.
***
- Człowieku, czy ty masz pojęcie co narobiłeś? – Peter jęknął i złapał się za głowę – Dlaczego mnie nie obudziłeś?
- Nas, Peter, nas! – Lien wyglądała na równie wściekłą – przecież to jest odkrycie na wagę kosmiczną!
Adaś nadal stał nad basenem i smętnym wzrokiem obserwował leżącą na dnie butelkę.
- Skąd mogłem wiedzieć, że tak się stanie? Nie przewidziałem, że sam się uwolni i odpłynie...
- Sam! – biolog był zdruzgotany – och, czemu ja tego nie widziałem... taki ciekawy okaz... nie ma oczu... nie ma pigmentu... wydziela dziwne substancje chemiczne... zaraz... – Niemiec zabrał się za analizowanie wykresów, zupełnie zapominając o otoczeniu.
- Musimy przerwać misję. Wracamy. Będziesz tłumaczył się przed Komisją Odkryć Naukowych – zadecydowała Lien.
Adaś spojrzał na nią zdumiony.
- Jak to? Przecież się zgubiliśmy...?
- Wcale się nie zgubiliśmy, – powiedziała, czerwieniejąc ze złości - tylko ten głąb zapomniał wymienić akumulatory w odbiorniku. Nic dziwnego, że nie rozpoznawaliśmy żadnych charakterystycznych form dna! Przyjdź do mnie do kabiny pilotów, trzeba jak najszybciej napisać raport.
Gdy tylko wyszła, Peter dopadł Adasia i z obłędem w oczach, wymachując rękami, tłumaczył:
- Wiesz, że wszystkie istoty zamieszkujące wszechocean porozumiewają się ze sobą za pomocą sygnałów chemicznych? Wiesz, jaki teraz wzór nam przypiszą? Alkoholu...! – jęknął.
Adaś wzruszył ramionami.
- To chyba dobrze, nie? W końcu to uniwersalny wzorzec dla całej ludzkości! – powiedział i wyszedł, zostawiając zdumionego biologa w śluzie.
Gdy mijał swoją kajutę, postanowił zabrać przedostatnią flaszkę. Skoro alkohol to wzorzec uniwersalny dla całej ludzkości, istniało duże prawdopodobieństwo, że zrozumie go również i Lien.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...