„Amazing Spider-Man Epic Collection”: „Każdy z każdym” - recenzja

Autor: Dawid Śmigielski Redaktor: Motyl

Dodane: 14-04-2023 21:41 ()


Wraz ze wkroczeniem na pajęczą scenę Marka Bagleya, seria „The Amazing Spider-Man” pogrążyła się w przeciętności. Oczywiście naiwnością  byłoby stwierdzenie, że do tej sytuacji przyczynił się jedynie rysownik. Jednak operujący dość mało efektownym stylem nie był w stanie wizualnie przykryć mankamentów niewyszukanych  scenariuszy współpracujących z nim pisarzy. Bagley radzi sobie całkiem dobrze, oddając akrobacje Spider-Mana (kilka jego ujęć stało się ikonicznymi dla tej postaci). Wyraźnie czuje bohatera i jego moc. Dynamiczne kadrowanie również sprzyja uwydatnieniu cech szczególnych Pająka poruszającego się z gibkością i niezwykłą szybkością  wśród nowojorskich zabudowań i łotrów na stale wpisujących się w krajobraz zdominowany przez Statuę Wolności, wieże World Trade Center i odrapane czynszówki.  Gorzej wypada ta druga, ludzka strona. Wtedy bohaterowie tracą swoją energię. Stają się sztywni, by nie napisać drewniani. Tyczy się to szczególnie wyrazów twarzy. Mary Jane zaczyna przypominać plastikową lalkę, a ciotka May wygląda, jakby miała się rozlecieć (wszak dożyła już słusznego wieku). Bije z aktorów tego serialu nienaturalność rodem z „Beverly Hills 90210”, no ale taka była ostatnia dekada ubiegłego wieku.

„Każdy z każdym” daje nam wgląd w błyskawicznie zmieniający się, a tak naprawdę staczający się w przepaść komiks superbohaterski. Z perspektyw czasu jesteśmy mądrzy i wiemy, co spotkało Marvela w 1996 roku… Jednak powróćmy do lat 1991-1992, z których pochodzą opowieści opublikowane w tym tomie, prezentujące kilka oblicz Człowieka Pająka. To, co rzuca się przede wszystkim w oczy to mnogość herosów przytłaczających obecnością głównego bohatera oraz same komiksy rażące swoją infantylnością. Oczywiście, to zawsze były produkty w głównej mierze przeznaczone dla dzieciaków, jednak czytając tytułową historię, nie mogłem pozbyć się wrażenia, że oto obcuje z wytworem wyobraźni skierowanym w sam raz do zaledwie ośmiolatków. Zasłużony dla branży Al Milgrom jest świetnym inkerem, lecz fatalnym scenarzystą. Ilość nagromadzonych głupot, nieścisłości i pomysłów wyciągniętych wprost z kapelusza jest wręcz niewyobrażalna. Przeciągnięta do granic wytrzymałości opowieść o próbach przejęcia władzy nad światem przez organizację Tajne Imperium, na której drodze stają Spider-Man, Moon Knight, Nova, Punisher, Night Trasher  i Dark Hawk to przykład na totalny brak wyczucia konwencji i tego, że wraz z ilością w parze nie idzie jakość. Nie dziwi więc fakt, że osoby decyzyjne w TM-Semic postanowiły oszczędzić polskim czytelnikom koszmaru wyśnionego przez Milgroma i Bagleya.

Niewiele lepiej wypada pisana przez Davida Micheliniego ukazująca się na łamach trzech Annuali „Wibrująca wendeta” (antynagroda za tytuł gwarantowana), gdzie tym razem Spider łączy siły z Iron Manem i Czarną Panterą przeciwko firmie Roxxon, która opracowała sztuczne wibranium, mogące zachwiać gospodarką Wakandy! I wyobraźmy sobie, że to najważniejszy problem owego wynalazku, a nie fakt, że zamiennik Roxxonu tak naprawdę jest niestabilny i po pewnym czasie ulega rozpadowi. O tym herosi nie wiedzą, wszak ważniejszy jest narodowy produkt krajowy Wakandy, która może popaść w niedostatek, tracąc monopol na handel swoim dobrem narodowym. Królu T’Challo, zamiast wojować, lepiej zająć się reformacją własnej ojczyzny, aby ta nie była uzależniona od eksportu jednego surowca. Jak pokazała historia, bezpieczniej jest dywersyfikować  źródła przychodów.

W tle rozgrywa się ważna, ale regularnie spychana na komiksowy margines debata dotycząca przydatności nauki. Czy inwestować w wynalazki pozwalające wzbogacić się korporacjom poprzez np.: przemysł zbrojeniowy, czy postawić na rozwiązywanie problemów trapiących ludzkość, jak klęska głodu? Trudno wyobrazić sobie, aby pisarstwo amerykańskiego scenarzysty zmuszało do głębszej refleksji, a tym bardziej, żeby status quo tego świata zmienił się pod wpływem nauki. Mimo to podobne kwestie powinny być poruszane jak najczęściej, ponieważ w nich odbija się troska Spider-Mana o dążąca do samozagłady rzeczywistość.

Najlepsza z tego zbioru dylogia poświęcona krucjacie Kardiaka wymierzonej przeciw firmie stawiającej właśnie własne zyski ponad dobro obywateli udowadnia, że Michelinie umie poruszać się w szarościach tego świata. W takich krótkich historiach Przyjaciel z sąsiedztwa wypada najlepiej, ponieważ liczą się tu nie tyle jego niesamowite umiejętności, ile charakter Petera Parkera, którego co prawda maska pająka potrafi od czasu do czasu zdominować, jednak ostatecznie pod nią kryje się ten wrażliwy facet zdolny do bezinteresownej pomocy, nawet jeżeli ta pomoc często odbija mu się czkawką. Prace Chrisa Marrinana zdobiące „Zabawki ze śmiercią” i „Śmierć z zabawkami” to zdecydowanie najlepsze plansze z tego zbioru. Ekspresyjne rysunki pokryte mocnym tuszem Keitha Williamsa i pokolorowane przez sumiennego Boba Sharena wydobywają na wierzch wściekłość zrozpaczonego ojca (Kardiaka) i zagubienie Spider-Mana znajdującego się między tradycyjnym młotem a kowadłem. Zapewne nie przypadkowo, właśnie za sprawą tego wizualnego tercetu zadebiutował w swojej pełnej morderczej krasie Carnage, ale na prawdziwą rzeź przyjdzie nam poczekać do następnego tomu.

Rozczarowaniem okazała się historia pióra Gerry’ego Conwaya, a mianowicie „Sam strach” opublikowana w linii Marvel Graphic Novel będąca kiczowatym połączeniem kina kopanego, filmu szpiegowskiego i komiksu superbohaterskiego. Po scenarzyście „Podwójnego życia pająka” należało oczekiwać zdecydowanie większej jakości. Ogólny pomysł sięgający końca istnienia III Rzeszy i jej punkowej próby odrodzenia prezentuje się bardzo ciekawie, jednak wykonanie pozostawia sporo do życzenia. Akcja toczy się w zbyt szybkim tempie. Między Spider-Manem a Silver Sable nie ma chemii, a poczucie zagrożenie jest dość ulotne. Do tego rysunki Rossa Andru pozostawiają spore uczucie niedosytu. Z jednej strony świetne rozwiązania formalne, częste zmiany perspektywy i atrakcyjne choreografie pojedynków, z drugiej dużo niedokładności i momentami przejaskrawionych kolorystycznie plansz składają się na niespójną oprawę plastyczną.

Na przykładzie omawianego Epika wyraźnie widać, że z czasem komiksy o Spider-Manie mocno zdziecinniały. Ciągnące się przez kilka zeszytów historie służyły reklamowaniu innych bezpłciowych herosów, jak New Warriors, którzy naprawdę nie mieli niczego oryginalnego do zaoferowania. Rozbudowane opowieści zawładnęły również Annualami, czego przykładem jest zarówno „Wibrująca wendeta”, jak i nadchodzące „The Hero Killers”. Człowiek Pająk, którego znali czytelnicy powoli przechodził do przeszłości, a wraz z nim artyści obdarzający go przez dekady spektakularnością i niesamowitością. Natomiast Marvel zmierzał ku górze lodowej we mgle błędnej strategii…

 

Tytuł: Amazing Spider-Man Epic Collection: Każdy z każdym

  • Scenariusz: Stan Lee, David Michelinie, Gerry Conway, Peter Sanderson, Fred Hembeck, Tony Isabella, Al Milgrom, Terry Kavanagh
  • Rysunki: Mark Bagley, Alan Kupperberg, Steve Ditko, Sal Buscema, Guang Yap, Marie Severin, Chris Marrinan, Ross Andru, Paris Cullins, Ron Wilson, Fred Hembeck, Don Hudson
  • Przekład: Marek Starosta
  • Wydawca: Egmont
  • Data publikacji: 08.02.2023 r. 
  • Oprawa: twarda
  • Druk: kolor
  • Papier: kreda
  • Objętość: 492 stron
  • Format: 170x260
  • ISBN: 9788328154339
  • Cena: 199,99 zł


 Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksów do recenzji.


comments powered by Disqus