"Słaby punkt" - recenzja
Dodane: 29-08-2007 22:26 ()
Jest jak rysa na szkle, skaza na skorupce jajka. Słaby punkt. Jeżeli myślisz, że go nie posiadasz, to już przegrałeś...
Ted Crawford jest genialnym inżynierem, którego praca przynosi ogromne zyski. Ma wspaniały dom, drogi samochód i piękną żoną. Czego można pragnąć więcej? Kiedy dowiaduje się, że żona go zdradza, coś w nim pęka. Wiedziony chęcią zemsty, spowodowaną zazdrością, postanawia ją zabić. Policja dość szybko znajduje się przed domem Teda, który nie wypiera się faktu, iż strzelił do żony. Zostaje oskarżony o próbę zabójstwa pani Crawford.
Willy Beachum to młody asystent prokuratora okręgowego, który ma bardzo wysoki procent wygranych spraw. Właśnie otrzymał intratną posadę w sektorze prywatnym. Postanawia jednak doprowadzić do końca ostatnią sprawę w dawnym biurze. Czyni to dość niechętnie, ale z myślą, iż będzie to kolejny sukces w jego karierze. Jak bardzo się pomylił, przekona się już niebawem...
„Słaby punkt" należy do takiej kategorii filmów, w której niedoskonałości fabuły w całości rekompensuje rewelacyjne aktorstwo. Gregory Hoblit ma skłonności do kręcenia specyficznych obrazów, gdzie zagadki czy motywy są owiane mgiełką tajemnicy aż do samego finału. Każdy kto pamięta „Lęk pierwotny" czy „W sieci zła" może odnieść wrażenie, że najnowszy film reżysera w pewnych elementach dubluje pomysły z poprzednich dzieł. W odróżnieniu od wspomnianych tytułów, w „Słabym punkcie" praktycznie od początku otrzymujemy „grę w otwarte karty". Zakończenie nie zaskakuje tak bardzo, jak w przypadku wcześniejszych produkcji, bowiem mamy świadomość jasności sytuacji. Znamy motyw i sprawcę zbrodni. Nie ulega wątpliwości kto strzelał, ponieważ ten fakt jest mocno zaakcentowany. Jednak tak skonstruowana fabuła obrazu nie przesłania jego wymowy. Rodzą się pytania natury moralnej dotyczące wierności, chęci zemsty, poświęcenia czy istnienia morderstwa doskonałego.
Twórcy zaprezentowali naprawdę ekscytujące starcie gigantów, które sprawia, że widz zastanawia się komu bardziej kibicować. Ted zaplanował całą intrygę z niezwykła dbałością o szczegóły. Nie wziął jedynie pod uwagę, że, jak sam powiedział - „wszystko posiada słaby punkt", nawet jego plan. Pycha i przeświadczenie o łatwym zwycięstwie, które dojrzał w oczach Beachuma, uśpiło jego czujność. Diaboliczna gra Anthony'ego Hopkinsa przypomina jego kreację z „Milczenia owiec". Można odnieść wrażenie, że rola zazdrosnego męża została napisana specjalnie z myślą o nim. Aktor czuje się w niej świetnie, tryska humorem, potrafi „ukąsić" przeciwnika słowną ironią, po prostu jest panem sytuacji. Po drugiej stronie dostajemy ambitnego, aroganckiego, aby nie stwierdzić narcystycznego Willy'ego Beachuma. W moim odczuciu to właśnie kreacji Ryana Goslinga należą się brawa. Wielka w tym zasługa samego aktora. Potrafił w mistrzowski sposób oddać charakter granej postaci, której postawa w filmie ulega znaczącej przemianie. Stawia na szali swoją karierę, dobre imię, wszystko, na co z trudem zapracował, aby dopaść mordercę. Arogancja i przekonanie o własnym geniuszu ustępują miejsca pokorze i wytężonej pracy. Od Teda otrzymuje prawdziwą lekcję życia, z której wyciągnięte wnioski zaowocują w przyszłości. Przejmuje taktykę przeciwnika, szuka słabego punktu...
Oglądanie pojedynku dwóch aktorów - starego wygi i młodego ucznia, to prawdziwa uczta dla oczu. Gosling nie ustępuje Hopkinsowi ani na krok, a wręcz jest lepszy od doświadczonego kolegi po fachu. Ale to nie wszystkie kreacje w filmie, o których warto wspomnieć. Na drugim planie bryluje David Strathairn („Good Night and Good Luck") jako Joe Lobruto, mentor, a zarazem szef Beachuma. Rosamunda Pike - dziewczyna Beachama, równie ambitna jak on sam, ukazana została dokładnie jako przeciwieństwo głównego bohatera. Posiadają wiele wspólnych cech, ale ona nie potrafi zrezygnować z luksusów i kariery. Dla oka wytrawnego widza nie umkną uwadze role Xandera Berkeleya, znanego z serialu „24 godziny" (Mason) czy Fiony Shaw, znanej z Harry'ego Pottera (Petunia). W obrazie nie brakuje humoru, sarkastycznych ripost, w pamięć wbija się dowcip o agencie 007, który pada nie bez przyczyny - aktorka Rosamunda Pike grała w Bondzie.
Historia ukazana w „Słabym punkcie" jest mało wiarygodna i to główny mankament tego filmu. Nie wyobrażam sobie, aby sytuacja zaprezentowana w obrazie miała miejsce w rzeczywistości. Świadczyłoby to o nieudolności pracy policji i aparatu sądowego. Po seansie nasuwa się pytanie - czy warto, w imię szczytnych pobudek, poświęcić karierę dla prawdy i ludzkiego życia? Według Hoblita odpowiedź na to pytanie brzmi twierdząco.
5/10
Tytuł: „Słaby punkt"
Reżyseria: Gregory Hoblit
Scenariusz: Daniel Pyne, Glenn Gers
Obsada:
-
Anthony Hopkins
-
Ryan Gosling
-
David Strathairn
-
Billy Burke
-
Rosamund Pike
-
Embeth Davidtz
-
Fiona Shaw
-
Cliff Curtis
Montaż: David Rosenbloom
Zdjęcia: Kramer Morgenthau
Muzyka: Mychael Danna, Jeff Danna
Czas trwania: 113 minut
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...