„Lucky Luke” tom 65: „Klondike” - recenzja
Dodane: 10-07-2022 23:53 ()
Lucky Luke przemierza bezkresne prerie, odwiedza mieściny cieszące się złą sławą, dyscyplinuje rozrabiaków w salonach, wszak strzela szybciej od swojego cienia. Czy zapracowany zwalczaniem bandytów wszelkiej maści samotny kowboj ma czas na urlop? Okładka sześćdziesiątego piątego albumu serii wskazywałaby, że Luke zażywa sobie odpoczynku wraz ze swoim oddanym druhem Jolly Jumperem w mroźnych rejonach kanadyjskiej głuszy. Nic bardziej mylnego.
To kolejna misja, a raczej wyprawa ratunkowa. Luke wyrusza wraz z Waldo Badmintonem w poszukiwaniu zaginionego kamerdynera swojego brytyjskiego przyjaciela. Lokaj wyruszył do Jukonu nad rzekę Klondike w poszukiwanie cennego kruszcu. Nie tylko jego dopadła gorączka złota. Wielu osadników i traperów trafia w to przeraźliwie zimne piekło na ziemi, aby odmienić swój los poprzez trafienie przysłowiowej żyły złota. Dla Luke’a to również egzotyczna przygoda poza swoje typowe rewiry, ale złodziejaszki, oszuści, krętacze i typy spod ciemnej gwiazdy znajdą się pod każdą szerokością geograficzną.
Wyprawa do Jukonu wiążę się z niecodziennymi przygodami z uwagi na kapryśną i nieprzewidywalną aurę. To naturalne wręcz źródło humoru, na którym autorzy opierają niniejszą fabułę. Drugim rozpoznawalnym elementem tejże jest pojawienie się funkcjonariusza Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej. Upierdliwca, złośliwca i biurokraty, który jak tylko może uprzykrza Luke’owi pełnienie jego obowiązków. Nie jest to jednak największe zmartwienie najszybszego rewolwerowca na mroźnej Północy. Ma on nie jedną i nawet nie dwie okazje do wykazania się, że sława, która za nim podąża, nie jest na wyrost. W tym zakątku chciwców złodziei i kanciarzy panoszy się bowiem prawdziwy złoczyńca, które samotny kowboj musi zdemaskować, pragnąc odnaleźć pechowego kamerdynera.
Intryga Klondike nie należy do wyszukanych, nieco się wlecze, bazuje na dość zachowawczym humorze. Choć trzeba przyznać, że parę razy gra słowem udała się tłumaczce. Kilka dialogów można spokojnie jest błyskotliwych i jest to najlepsze, co można powiedzieć o tej przygodzie. Nie wiadomo, na czym chcieli się dokładnie skupić twórcy. Na poszukiwaczach złota i ich manierach, zawiłym śledztwie prowadzącym donikąd czy historycznych postaciach udzielających się na łamach tejże publikacji. Chwytanie kilku srok za ogon przerosło możliwości scenarzystów. Z kolei Morris miał możliwość pokazania swojego bohatera w nieco innym anturażu i można powiedzieć z pełną satysfakcją, że z powodzeniem oddał mroźną aurę dalekiej północy i panujące tam obyczaje. Cichym bohaterem tejże opowieści jest niewątpliwie również Jolly Jumper.
Klondike należy do tzw. okresu przejściowego w serii, czyli plasuje się gdzieś między najlepszymi dokonaniami Morrisa a albumami stworzonymi przez swoistych spadkobierców ojca Lucky Luke’a. Miłośnicy cyklu mimo kilku słabszych momentów nie powinni jednak czuć się rozczarowani.
Tytuł: Lucky Luke tom 65: Klondike
- Scenariusz: Yann, Jean Léturgie
- Rysunek: Morris
- Wydawnictwo: Egmont
- Tłumaczenie: Maria Mosiewicz
- Liczba stron: 48
- Format: 215x290 mm
- Oprawa: miękka
- Druk: kolor
- Data wydania: 15.04.2020 r.
- ISBN: 978-83-281-9807-4
- Cena: 24,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
comments powered by Disqus