Wzgórza mają oczy - recenzja
Dodane: 16-08-2006 05:23 ()
Horrory zawsze były popularnym gatunkiem filmowym, jednak dzięki ponadprzeciętnemu sukcesowi takich tytułów jak „Szósty Zmysł", „The Ring" czy „Piła", obecnie produkuje się ich wyjątkowo dużo. Niestety jak to zwykle bywa, w tym natłoku niewiele pojawia się pozycji naprawdę wartościowych.
Do obejrzenia filmu „Wzgórza mają oczy" zachęcił mnie plakat reklamowy, z sugestywnym zdjęciem twarzy przerażonej kobiety. Nie miałem wtedy pojęcia, że jest to remake klasycznego horroru Wesa Cravena z 1977 roku. Dlatego też ekranizacja ta była dla mnie od początku „czystą kartą", którą dopiero miały wypełnić pozytywne lub negatywne wrażenia.
Na początku, zgodnie z wszelkimi regułami sztuki filmowej, poznajemy bohaterów filmu. Należą oni do przeciętnej amerykańskiej rodziny, przemierzającej Amerykę za pomocą mieszkalnego auta. Niestety, za radą spotkanego człowieka skręcają w drogę, która zamiast skrótem okazuje się być trasą w nieznane. Bohaterom psuje się więc samochód w chwili gdy dookoła nich roztacza się gorący, pustynny krajobraz okolicznych wzgórz...
Pomysł być może oklepany, ale za to dający twórcom wiele możliwości w pokierowaniu dalszymi losami głównych postaci. Alexandre Aja, reżyser i scenarzysta zarazem, wybrał historię dosyć wiarygodną i realistyczną, a sugestywne ujęcia kamery pomagają widzowi wczuć się w klimat tej opowieści. Przynajmniej na początku, bo cała reszta powoduje, że moja ocena tego filmu nie może być dobra.
Na drodze podróżującej rodziny stają bowiem mutanci-kanibale: potomkowie górników, którzy kilkadziesiąt lat wcześniej nie chcieli wyprowadzić się z terenów objętych eksperymentami z bronią jądrową. Wątek ten jest nadmiernie wyeksponowany i zakrawa na prymitywne moralizatorstwo, będąc niejako wytłumaczeniem upodlonej egzystencji zdeformowanych ludzi. Już na samym początku pokazane są nam migawki, na przemian pokazujące atomowe eksplozje i ludzi poszkodowanych w wyniku radioaktywnego napromieniowania. W zamyśle twórców zapewne chodziło o swoistą zemstę natury na ludziach, którzy nie szanują jej praw, według mnie pomysł ten jako przerysowany kompletnie nie wypalił. Kolejną słabą stroną filmu jest nadmierne eksponowanie okrucieństwa, co sprawia, że ogląda się go nie tyle z lękiem co z obrzydzeniem.
By dopełnić czary goryczy warto wspomnieć o zachowaniu głównych bohaterów, którzy podobnie jak w wielu innych horrorach urodzili się z „syndromem ofiary": potykają się o wszystkie nierówności, śmiało rozdzielają się w obliczu niebezpieczeństwa i rezygnują całkowicie ze zdrowego rozsądku. Chociaż dzięki temu fabuła jakoś idzie do przodu, powoduje tylko to uczucia zażenowania i irytacji u oglądającego.
Samo aktorstwo pozostaje na średnim poziomie, nie odbiegając od tego co widzimy w innych filmach tej klasy. Reżyser postawił na aktorów charakterystycznych: Teda Levina, Roberta Joya oraz młodych, ale już znanych Aarona Stanforda (m.in. „X-Men") i Emilię de Ravin (m.in. seriale „Roswell" i „Lost"). Zdecydowanie najlepiej wypada Levin, grający amerykańskiego twardziela oraz de Ravin.
W przeglądanych przeze mnie opisach tego horroru dość często wspominano o drugim dnie i przesłaniu zawartym w scenariuszu Wesa Cravena, mówiącym iż w każdym człowieku drzemie bestia, którą może uwolnić ekstremalna sytuacja. Pomimo szczerych chęci nie doszukałem się jednak żadnych głębszych treści i nie czuję się zachęcony do oglądnięcia kontynuacji, którą zapowiedziano na 2007 rok. Całość uważam za bardzo nieudaną produkcję i polecam tylko jeśli nie macie nic lepszego pod ręką.
Tytuł: "Wzgórza mają oczy" – The Hills have eyes
Reżyseria : Alexander Aja
Scenariusz : Alexander Aja, Gregory Levasseur
Zdjęcia : Maxime Alexandre
Muzyka : Tomandandy
Czas trwania 107 minut
Dozwolony od 18 lat
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...