„Black Beetle”: „Bez wyjścia” - recenzja
Dodane: 21-06-2021 22:01 ()
Jeśli nie dość Wam historii o zamaskowanych mścicielach, którzy stawiają czoła wszelakiej maści złu, ale niekoniecznie zależy Wam na tym, by na planszach komiksu pojawiał się znany heros w rozpoznawalnym trykocie i charakterystycznym logo, a przy okazji lubicie kryminalną pulpę, to „Black Beetle” jest właśnie dla Was. Wydany przez KBOOM tytuł czerpie garściami ze stylistyki klasycznych kryminałów, czy to komiksowych, czy to filmowych, a że robi to bardzo umiejętnie, warto zwrócić na niego uwagę.
Za powołanie do życia Black Beetle'a stoi Francesco Francavilla, włoski twórca, który z powodzeniem znalazł swoje miejsce na rynku amerykańskim, rysując komiksy dla takich wydawnictw jak Dynamite, Dark Horse, DC Comics i Marvel. Czarny Chrząszcz jest postacią wpisującą się w klasyczny format zamaskowanego herosa (pozbawionego wszelakich mocy, dodajmy, bo to naprawdę istotny szczegół) i na wskroś tajemniczą zarazem. Nie dowiadujemy się, kto kryje się pod maską samozwańczego stróża prawa, praktycznie nie widzimy go bez przebrania, w którym prowadzi swoje działania w Colt City. Nie wiemy o nim nic, nie to jest bowiem istotne. Można powiedzieć, że kosztem rysu psychologicznego bohatera, który jawi się jako prawy, odważny i łebski (ta lista mogłaby być dłuższa, ale bez przesady), autor postawił na akcję. Część narracji prowadzona jest w formie przemyśleń Black Beetle'a, co pozwala nam podążać za tokiem jego rozumowania podczas prowadzenia śledztwa (a przy okazji jakkolwiek go poznać) i nakreśla nam ogólny zarys sytuacji, część wynika z dialogów, raczej oszczędnych, rzeczowych, na swój sposób sztampowych, ale fajnie budujących klimat, reszta to nieskrępowana ramami kadrów akcja.
Francavilla wyciska z komiksowych plansz naprawdę dużo. Stosowany przez niego sposób kadrowania podporządkowany jest temu, by komiks był jak najbardziej dynamiczny - zwłaszcza, gdy nasz bohater akurat z kimś walczy. Dość powiedzieć, że Włoch podparł się wiedzą instruktora sztuk walki, aby jedna z walk była maksymalnie realistyczna. A że sam rysownik operuje realistyczną, tłustą krechą, efekt jest piorunujący.
A co dokładnie dzieje się w tym komiksie? Otwiera go jednozeszytowa miniatura, w której Black Beetle walczy ze specjalnym oddziałem Czarnego Zakonu Himmlera. Sprawa dotyczy tajemniczego artefaktu ze starożytnego Egiptu, którym interesuje się Adolf Hitler. Aha, mamy rok 1941. Później następuje czterozeszytowa historia związana z mafijnymi porachunkami w mieście. Na swojej drodze nasz heros spotka między innymi zamaskowanego Labyrinto, faceta przebranego w strój pokryty wzorem labiryntu. Cóż, dość powiedzieć, że fabuły zaprezentowane w tym tomie, choć raczej proste, nie urągają inteligencji czytelnika, a że zilustrowane są w mistrzowski sposób, spełniają swoje zadanie.
„Black Beetle” doczekał się kontynuacji, choć nie dokładnie takiej, jaka była anonsowana pod koniec tego tomu. Rodzimy wydawca ma ją w planach, więc warto zagłosować portfelami. Dorzucę jeszcze na koniec, że gdyby Francavilla robił Batmana, to byłby naprawdę fajny i mroczny Batman. A tak polecam zwrócić uwagę na Czarnego Chrząszcza.
- Scenariusz: Francesco Francavilla
- Rysunki: Francesco Francavilla
- Tłumaczenie: Marek Starosta
- Wydawnictwo KBOOM
- Premiera: 11.05.2021 r.
- Liczba stron: 152
- Format: 180x275 mm
- Oprawa: twarda
- Papier: kredowy
- Druk: kolor
- ISBN: 9788395867583
- Cena okładkowa: 69 zł
Dziękujemy wydawnictwu KBOOM za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus