Ilona Andrews „Magia triumfuje” - recenzja

Autor: Damian Podoba Redaktor: Motyl

Dodane: 28-05-2021 07:01 ()


Stało się! Kres historii Kate Daniels lub, jak kto woli Kate Lennart, nadszedł nieubłaganie, chociaż już od kilku tomów można było dostrzec zbliżający się finał. Mimo że smutek gdzieś tkwi w moim czytelniczym sercu, to lektura była bombowa od samego początku.

Autorski duet Ilona Andrews rzuca czytelników na głęboką wodę. Kate musi martwić się nie tylko o siebie i Currana. Nowe życie, które pojawia się w ich ekstremalnej codzienności, wymusza pewne zmiany. Niestety spokoju nie będzie im dane zaznać. Okoliczności temu nie sprzyjają, bo gdzieś w cieniu czai się Roland, a jakby tego było mało, to na horyzoncie pojawia się nowy wróg. I to nie byle jaki. Przyznaję, że tego co wymyślili autorzy, nie spodziewałem się w ogóle, ale fakt, że skoro codziennością bohaterów było obracanie się wśród zmiennokształtnych, wampirów, bóstw i wiedźm, to na grande finale trzeba było wyciągnąć jakiegoś asa z rękawa. No i stało się, z szeregu różnych zakończeń zostały dwa: współpraca albo unicestwienie. Na co padło? Tego musicie dowiedzieć się sami.

„Magia triumfuje”, czyli dziesiąty tom przygód Kate i Currana jest epicki. Zdecydowanie jest to finał, na jaki zasłużyła ta wieloletnia saga. Dostajemy tutaj cały przekrój emocji i wydarzeń. Jest miłość, przyjaźń, strach, ból, zdrada. Na kilkuset stronach książki upakowano wielki ładunek energii, humoru i znakomitej akcji. Przy tej lekturze nie można się nudzić, chociaż jest jedne ogromny minus – koniec następuje zbyt szybko.

Jak przystało na ostatni tom serii, przez karty powieści przewinęli się praktycznie wszyscy poznaniu już wcześniej bohaterowie. Jedni zaliczyli większą obecność, inni zostali tylko wspomniani. Nie obyło się bez zaskakujących powrotów i spodziewanych zwrotów akcji. Miałem trochę mieszane uczucia w zamknięciu kilku wątków, które właściwie zatrzaśnięto, przycinając czytelnikowi palce, no ale z autorami nie będę dyskutował. Tym bardziej że odniosłem wrażenie, że chociaż żegnamy Kate jako główną postać, to szykuje się spin-off z inną bohaterką, który dopowie to i owo.  

Technicznie nie wywarzono zamkniętych drzwi, sprawdziła się znana już od dawna formuła wydawnicza z dobrym papierem, klejem i przygotowaniem tekstu. Wydawało mi się raz, że trafiłem na jakąś literówkę, ale możliwe, że wieczorne czytanie spłatało mi figla i zwyczajnie coś mi się przywidziało.

Okładka tym razem mnie nie urzekła. Kolorystyka i tło wypadają dobrze, ale już postać z ilustracji nie tak bardzo. Dane wyobrażenie bohaterki do mnie nie trafiło. Dziewczyna wydaje się sztuczna, statyczna. W porównaniu do poprzedniego tomu ta okładka wypada mizernie.

Kto czytał chociaż jeden tom z serii przygód Kate Daniels, to wie, że warto sięgnąć po kolejne. Jeśli ktoś się uchował, kto z tymi książkami nie miał do czynienia, to powiem wprost, warto po nie sięgnąć, bo jest to znakomita rozrywka żonglująca emocjami. Z żalem muszę przyznać, że nie ma wielu takich bohaterek jak Kate w literaturze fantastycznej. Owszem przy budowie tej postaci wykorzystano wiele stereotypów, ale później w toku fabuły były one łamane na różne sposoby. W końcu coś się musiało dziać na łamach dziesięcioksięgu.

Kończąc, polecam gorąco!

 

Tytuł: Magia triumfuje

  • Autor: Ilona Andrews
  • Tłumaczenie: Kaja Makowska
  • Wydawnictwo: Fabryka Słów
  • Data wydania: 14. 05. 2021 r.
  • ISBN: 978-83-7964-611-1
  • Wymiary: 125 x 205
  • Liczba stron: 400
  • Oprawa: miękka
  • Cena: 44,90 zł

Dziękujemy Wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus